Live in Munich 2019
Wytrawni fani dobrej muzyki, tudzież stali Czytelnicy tych łamów, nie potrzebują gatunkowych drogowskazów, by radzić sobie z wymagającą porcją dźwięków. Czytając wszakże liner notes do płyty, nad którą właśnie się pochylamy, nie potrafiłem uniknąć pokusy zacytowania zawartego tam stylistycznego idiomu – freestyle contemporary! Trudno doprawdy znaleźć dla muzyki Sekstetu Międzynarodowego, tytułowanego po włosku, szefowanego przez Fińskiego artystę, koncertującego na niemieckiej ziemi, lepszego określenia.
Bez zbędnej zatem zwłoki, przenosimy się do Monachium, na osi czasu lądujemy w połowie stycznia 2019 roku i słuchamy koncertu, który na nośniku kompaktowym trwa 80 minut bez 8 sekund. Posłuchamy trzech odcinków granych przez sekstet oraz trzech duetów, stworzonych przez muzyków tegoż sekstetu. Wydawcą jest Fundacja Słuchaj! Płyta miała swoją premierę kilkanaście dni temu.
Koncert otwiera najmniejszy z saksofonów – sopranino – dźwiękami którego do wspólnego muzykowania zaprasza Harri Sjöström. Dość szybko w sukurs przychodzi mu sopran, który dzierży w dłoniach Gianni Mimmo. Panowie prowadzą inicjujący dialog, a do zabawy podłączają się kolejni artyści – szeleszczący na kablach Ignaz Schick, licząca smykiem struny swoich skrzypiec Alison Blount, Achim Kaufmann z bystrą paletą białych i czarnych klawiszy fortepianu, wreszcie Veli Kujala i jego ćwierćtonowy akordeon. Skupiona narracja chamber rozbłyska w pięknej akustycznie przestrzeni sali koncertowej. Odrobina szaleństwa w metodzie improwizacji (muzycy sprawiają wrażenie, że pilnują domniemanego scenariusza, z drugiej strony tryskają swobodą i inwencją twórczą), a także doza innowacyjności w doborze instrumentarium, dają asumpt do stymulowania jakości dźwiękowych przebiegów. Pod koniec 5 minuty recenzent może już ogłosić osiągnięcie pierwszego stadium wytrawnego hałasowania. Muzycy lubią ekspresyjne zachowania, nie mają zamiaru tłumić emocji, a na tym etapie koncertu można mieć dobre skojarzenia z elektroakustycznym ansamblem Evana Parkera, wszakże … zdecydowanie głośniejszym. Piękne skrzypce, zmysłowe saksofony, dosadne piano, wszędobylska (chwilami nazbyt inwazyjna) elektronika, miłośnie usposobiony akordeon – wszystko dzieje się tu kolektywnie, czynione jest z mistrzowską klasą, a nikt z obecnych na scenie nie widzi powodu dla indywidualnych wycieczek na stronę. W 9 minucie odnotowujemy pierwsze tłumienie emocji, od 13-ej zaś narastanie nowej porcji masywnych dźwięków, które już po upływie 90 sekund uroczo grzęzną na klawiaturze fortepianu i w otchłani elektroniki. Kolejne kilka minut delikatnie puszczamy w niepamięć – elektronika daje do wiwatu, a piano i saksofon płyną jazzowym, dość konwencjonalnym nurtem. Następującą potem krótka ekspozycja skrzypiec przywraca pierwotną jakość improwizacji. W 21 minucie śmiało możemy mówić już o niemal elektroakustycznej, post-industrialnej kipieli, czynionej z niemal freejazzową energią. Brawo! Po kolejnym wytłumieniu, faza urywanych, krótkich fraz i dygoczących saksofonów, garść preparacji piana, wreszcie akustyczne cuda na gryfie skrzypiec. Nim muzycy dotrą do finału 36-minutowego seta otwarcia, przeżyć musimy jeszcze jedną inwazję elektroniki, fazę dronowych pasaży dętych i strunowych, a także bystry pomiot rozgrzanego akordeonu. Światło gaśnie na kablach, w oparach symbiotycznego szumu.
Czas na duety! Zaczyna Blunt i Mimmo - skrzypce i sopran, to świetny wybór! Śpiewny chamber, lubiący wzajemne imitacje, który szybko rozpływa się w oceanie swobody i pełnej wolności. Artyści nie szczędzą nam emocji, bardziej zadziornych dźwięków, ale także bezpretensjonalnych chwil piękna absolutnego. Alison cudnie preparuje, Gianni ma gorąca krew w żyłach! Duet drugi – Kaufmann i Schick, piano i turntables & sampler. Czarne klawisze i skwiercząca elektronika (znów odrobinę zbyt masywna). Pod koniec 2 minuty pierwsze spiętrzenie, a po nim popis pianisty, który bez trudu kradnie show elektronice. Na finał muzycy znajdują jednak wspólny język w … oparach czerstwego noise. Duet trzeci, skandynawski, Sjöström i Veli Kujala, saksofon i akordeon. Muzycy stawiają na preparacje i szukanie ciekawych rozwiązań dramaturgicznych. Akordeon potrafi zabrzmieć niczym upalony kontrabas, a saksofon w galopie jeszcze zyskuje na urodzie. Na finał topią się w zmysłowym hałasie!
Powracamy do sekstetu, a muzycy zdają się czynić repryzę seta otwarcia. Znów mistrzem introdukcji jest Harri i jego zmysłowy saksofon. Reszta muzyków wchodzi do gry na palcach (elektronika w ciężkich butach) po upływie kilkudziesięciu sekund. Kameralistyka preparowana w rozkwicie – pląsy skrzypiec, struny piana, sample, saksofony z pozoru łagodne, ale jednak bardzo bystre, wszystko to buduję narrację, która w połowie utworu osiąga stan freejazzowej erupcji. Saksofony tną powietrze niczym ołowiane skalpele, a tym ośrodkiem dźwięku, który zarządza odwrót okazuje się, krytykowana przez nas from time to time, elektronika. Utwór kończy kolejny cudowny pasus spod strun Alison Blunt!
Wreszcie finał koncertu, zgrabny, kilkuminutowy encore. Na wejściu dwa saksofony i dwa głosy męskie! Potem spięcia na kablach i bystre piano. Swoboda, cierpliwość i skrupulatność budują finał tego niezwykłego koncertu. Saksofon skacze w ogień, by po chwili zgasnąć w poświacie akordeonu. Piano kreśli frazy outside/ inside, kable dygoczą ciszą, a w tle coś brzmi niczym … puzon. Burza oklasków nie rozwiązuje ostatniego dysonansu poznawczego.
1. Quasar, 2. Notturno, 3. Anak 1, 4. No Niin, 5. Quasar 2, 6. Pikku Pala
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.