Bond - The Paris Sessions
Urodzony w Holandii pianista Gerald Clayton wyrasta i to wcale nie tak powoli, na jedną z kluczowych postaci młodej jazzowej sceny amerykańskiej. Co tu kryć, jego start w muzycznym świecie można traktować trochę jako życiową konieczność. Bo ostatecznie jeśli człowiek wywodzi się z muzycznej rodziny i to jeszcze bardzo czynnie uczestniczącej w jazzowym życiu to prawdopodobieństwo, że zostanie się muzykiem jest naprawdę spore. Tak było m.in. z braćmi Marsalisami, Ravim Coltranem czy Joshuą Redmanem.
Gerlad Clayton jest synem Johna Claytona – kontrabasisty, który wraz Clayton Brothers Orchestra występuje na scenie jazzowej od kilku dekad i dopracował się pozycji artysty szacownego i odnoszącego także i komercyjne sukcesy. Było o nim głośno przy okazji współpracy z Dianą Krall, ale ja szczególną uwagę chciałbym zwrócić na płytę „The New Song And Dance”, która to była jednym z najszybciej sfinansowanych projektów w historii wydawniczego systemu Artistshare. Na tym albumie mieliśmy okazję także doświadczać zarówno gry młodego Geralda jak i jego predyspozycji kompozytorskich, za które notabene został nominowany do nagrody Grammy!
Bond – The Paris Sessions to druga w artystycznym dorobku Claytona pozycja I w przeciwieństwie do poprzedniczki wydanej przez wspomniany Artistshare opublikowana została przez dużą płytową oficynę wydawniczą Emarcy. Fakt ten bez wątpienia będzie miał dla młodego pianisty spore znacznie promocyjne, bo oto album trafi do międzynarodowej dystrybucji i praktycznie w każdym zakątku świata będzie można się w niego zaopatrzyć. Tym bardziej, że warto to zrobić bez dwóch zdań. „Bond…” to płyta będąca pozycją złożoną na poły ze standardów i kompozycji własnych Claytona. Na ten aspekt działalności twórczej warto też zwrócić baczniejszą uwagę. Z papierem nutowym na biurku i piórem w dłoniach Clayton bowiem wydaje się czuć tak samo dobrze jak za klawiaturą fortepianu, a jego kompozycje mają ów bardzo szczególny rys dzieł niemal doskonale wyważonych. I rzecz wcale niekoniecznie nie w tym jak zachowane są w nich proporcje pomiędzy zapisem, a przestrzenią improwizatorską, ale w samej wewnętrznej architekturze, w płynności zestawiania pomysłów, a także imponującej umiejętności kreowania poprzez zapis muzycznej narracji. Choć brzmią one w olśniewająco naturalny sposób, zapewne nie należą do łatwych w graniu. Odnoszę wrażenie, że aby im sprostać potrzebna jest nie tylko głęboka wiedza i wyczucie o owego kompozytorskiego procesu, ale także wrażliwość na subtelności zarówno nutowego tekstu, jak i stylu wykonania.
Stąd też bardzo łaskawym okiem trzeba spojrzeć na muzyków, z którymi Clayton pomieszczony na płycie materiał muzyczny nagrał. Obydwaj są równie młodzi jak on sam. Obydwaj też reprezentują ten najbardziej nowoczesny typ muzyka jazzowego, który charakteryzuje się m.in. imponującą wiedzą o historii i stylistyce gatunku, nie ma ograniczeń technicznych, niekoniecznie uważa jazz za jedyną inspirację oraz dysponuje budzącą respekt erudycją. Nie pozbawioną sensu z tej perspektywy było stwierdzenie jednego z recenzentów, że w osobach Joe Sandersa i Justina Browna Clayton ma oparcie jakim swego czasu dysponował Brad Mehldau grając z Larry Grenadierem i Jorge Rossym.
Żeby jednak nie było wątpliwości muzyka Geralda Claytona to propozycja na wskroś jazzowa, nowocześnie rozsiwngowana, łącząca dawne z nowym. Słucha się jej doskonale i co ważne przemawiać może na bardzo różnych poziomach percepcji. Miłośnicy wspomnianych kompozytorskich meandrów będą przeszczęśliwi, admiratorzy rasowej pianistyki więcej niż zadowoleni, a ci którzy w tych szczegółach niekoniecznie lubią się zagłębiać, dostaną najzwyczajniej wybornie zagrany jazz ciążący w stronę mainstreamu.
1. If I were A Bell, 2. Bond: The Cast, 3. Bootleg Bruise, 4. Major Hope, 5. Bond: Fresh Squeeze, 6. Snake Bite, 7. Sun Glimpse, 8. Which Person, 9. 3D, 10. Nobody Else But Me, 11. All The Things You Are, 12. Bond: The Release, 13. Shout And Cry, 14. Round Come Round, 15. Hank, 16. Untiteld (bonus track)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.