W tym szaleństwie jest metoda – Nucleon w Pardon To Tu

Autor: 
Krzysztof Wójcik

We wtorkowy wieczór szedłem do Pardon To Tu bez napompowanych oczekiwań. Szczerze mówiąc byłem carte blanche - zespół Nucleon był mi nieznany ze słyszenia (mam na myśli muzykę), a wszelkie dotyczące go informacje czerpałem jedynie z pobieżnej internetowej lektury. Właściwie z rozmysłem postanowiłem ograniczyć się pod tym względem do absolutnego minimum, wychodząc z założenia, że solidna muzyka zawsze potrafi obronić się sama, niezależnie od sugerowanych kontekstów. Czy obroniła się wczorajszego wieczoru?

Na scenie ok 21 pojawiło się czterech muzyków. Gitarzysta z saksofonistą zostali ujęci w nawias przez sekcję rytmiczno-elektroniczną. Panowie zachęceni skromnymi brawami (frekwencja niestety nie dopisała) zabrali się do roboty. W zasadzie każda z kompozycji pokazywała nieco inne oblicze kwartetu. Bardzo szybko okazało się, że artyści dysponują wyrazistymi stylami, które niczym za sprawą czarodziejskiej różdżki splatały się ze sobą tworząc raz gęste, wybuchowe koktajle (częściej), to znów struktury niezwykle otwarte, przestrzenne i pełne powietrza. Bardzo ciekawie wypadała intuicyjna, emocjonalna gra Michała Dymnego, którego postrzeganie gitary nie miało absolutnie nic wspólnego z jazzowym konserwatyzmem. Również jak dla mnie wart podkreślenia był oszczędny styl zaprezentowany przez Aleksandra Papierza. Szczerze mówiąc dawno nie słuchałem tak nienachlanego saksofonisty. W tym wypadku mniej zdecydowanie znaczyło więcej.

W przypadku sztuki, a muzyki przede wszystkim, niezmiernie lubię mnogość perspektyw, bogactwo ścieżek interpretacyjnych, po których przyglądać się można dziełu na różne sposoby. W sytuacji koncertu proces percepcji i interpretacji w dużej mierze zachodzi symultanicznie. Słuchając występu przez pryzmat poszczególnych muzyków można w pewnym sensie poznać tę samą opowieść, snutą przez rożnych narratorów. Koncert Nucleonu był właśnie wydarzeniem podczas którego podobny sposób odbioru dźwięków był w moim przypadku niezwykle satysfakcjonujący. Muzycy grając dość abstrakcyjne utwory słuchali się nawzajem, nie zapominając jednocześnie o dawaniu upustu indywidualnej ekspresji. Bardzo kreatywna, soczysta, momentami rockowo dosadna perkusja Jakuba Rutkowskiego (w końcu niegdyś Homo Twist...) wraz z eklektyczną elektroniką Tomasza Głuca tworzyły często mocarny pierwszy plan dla nieco introwertycznej gry Dymnego i Papierza. Jednakże ciągła mnogość konfiguracji, zachwiana tradycyjna hierarchia oraz rola poszczególnych instrumentów nie pozwalają na jednoznaczne opisanie występu w perspektywie całości. Dopuszczę się określenia go jako rodzaju uporządkowanego chaosu. Muzyka przywodziła mi na myśl brzmieniowy synkretyzm i dzikość ostatniej płyty Sun nieodżałowanego Łoskotu, którego lider notabene znajdował się na widowni. Z kolei kolektywny charakter pomysłowej, elektryczno-akustycznej improwizacji muzyków (ciekawostka: elektryczna maszynka do golenia + gitara) wytwarzał często skojarzenia z eksperymentalną muzyką nowojorskiego downtown spod znaku Johna Zorna.

Być może ktoś nazwałby Nucleon zespołem poszukującym, dla mnie muzycy pokazali się bardziej od strony konsekwentnie "znajdującej". Cóż znaleźli? Przede wszystkim ciekawe brzmienie oparte na niekonwencjonalnym, a zarazem nieprzekombinowanym wykorzystaniem instrumentarium. Muzycy zaprezentowali dużo muzycznej wyobraźni, a także odwagi w starciu ze słuchaczami, którzy początkowo nie rozpieszczali zespołu. I choć początkowo okrzyki zadowolenia wydawałem w osamotnieniu, to bardzo ciekawie było obserwować stopniowe oswajanie się audytorium z płynącymi ze sceny dźwiękami. Ostatecznie Nucleon zebrał zasłużone owacje, a esencjonalizm zaprezentowanej muzyki sprawił, że brak bisu nie pozostawiał niedosytu. Jeżeli tegoroczna płyta kwartetu będzie równie pomysłowa i nieprzegadana co odsłona sceniczna, to zapowiada się bardzo solidny i intrygujący album.