Brooklyn DNA
Choć pewnie każdy bardziej wnikliwy fan muzyki wie, gdzie leży to miejsce, statystycznie niewielu dostąpiło zaszczytu pojawienia się tam osobiście. Brooklyn. Najsłynniejsza dzielnica świata, mekka poszukujących, otwartych artystów. Tutaj rozegrała się pokaźna część historii sztuki współczesnej, i wciąż pulsuje życie twórców sztuk wszelkiej maści. Artystyczne hołdy składano Brooklynowi już wielokrotnie. Niedawno do grona muzyków pragnących oddać cześć niezwykłej dzielnicy dołączyli Joe McPhee i Ingebrigt Håker-Flaten.
Zarówno improwizująca legenda z wschodniego wybrzeża jak i charakterny kontrabasista z Norwegii ciężko zapracowali na swoje nazwiska. Przez lata utrzymywali się na niełatwym gruncie muzyki free nieustannie szukając kolejnych okazji do rozwoju. Między innymi dzięki temu, gdy na okładce nowego albumu pojawia się nazwisko jednego bądź drugiego, momentalnie zwraca on uwagę każdego miłośnika tego rodzaju ekspresji. Cóż dopiero, gdy panowie występują razem w duecie! Nie jest to też pierwsze spotkanie obu muzyków – grywali już razem np. przy okazji projektu Two Bands And A Legend, a w 2010 roku krakowska Not Two wydała sygnowany ich nazwiskami interesujący album Blue Chicago Blues. Teraz nadeszła pora na Nowy Jork.
Brooklyn DNA to – w największym skrócie - próba oddania niezwykłej atmosfery tego dystryktu za pomocą swobodnej improwizacji. „W skrócie” także dlatego, że cały album trwa zaledwie około 40 minut. Każdy z ośmiu utworów odwołuje się do konkretnej lokacji na mapie nowojorskiej dzielnicy: klubów, w których grali kiedyś klasycy gatunku (Putnam Central, Blue Coronet) lub adresów, pod którymi mieszkali (214 Martense). Więcej – nikt nie ma wątpliwości o jaki most chodzi gdy przeczyta tytuł Crossing The Bridge, numer Enoragt Maeckt Haght nazwany jest za mottem dzielnicy i tak dalej i tak dalej...
Wszystko wygląda na przemyślany koncept album, (a wiadomo, że dobrze skrojone koncept albumy uwielbiamy) tymczasem na płycie, poza rzeczonymi nazwami utworów niewiele jest do Brooklynu odniesień. Owszem, Brooklyn DNA mimo to posłuchać warto – wyciszone jak na tę dwójkę improwizacje są solidne, a Joe McPhee i Ingebrigt Håker-Flaten raczej nie są w stanie nagrać złej muzyki. Sęk w tym, że nagrania te brzmią niczym every-day impro, nie wyróżniają się niczym szczególnym, na co się przy takich płytach za każdym razem czeka. Znajdziemy tam rzecz jasna momenty ciekawe, zwracają uwagę przedęcia trębacza na Putnam Central, uderzenie energii w 214 Martense czy wieczorowy free-blues Blue Coronet i album może się podobać, wydaje się jednak, że zamysł był nieco bardziej ambitny, a Brooklyn jako źródło inspiracji jest trochę bogatszy. No ale skoro muzycy improwizujący mają potrzebę częstego dokumentowania swego Here And Now, a i wydawca nie mówi nie, nie wypada im tego zabraniać...
1. Crossing The Bridge; 2. Spirit Cry; 3. Putnam Central; 4. Blue Coronet; 5. 214 Martense; 6. Cjbc; 7. Enoragt Maeckt Haght; 8. Here And Now;
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.