Wacława Zimpla poszukiwań rozdział kolejny: Zimpel/Reisinger Duo

Autor: 
Beata Wach

Wacław Zimpel, to muzyk niezwykle aktywny i płodny, nieustający w poszukiwaniach i chęci przekraczania granic samego siebie. Wciąż eksploruje muzyczne przestrzenie, angażując się w kolejne projekty z nowymi muzykami. Tak, jakby chwila oddechu, zatrzymania miały go zniszczyć i pozbawić możliwości tworzenia. Prze więc na przód, nie dając tym samym wytchnienia nam – odbiorcom. W piątkowy wieczór na Chłodnej 25 Wacław Zimpel kolejny raz przyparł nas do muru, tym razem przy solidnym wsparciu austriackiego perkusisty Wolfganga Reisingera.

Koncert, o dziwo, zaczął się punktualnie. Na scenę wszedł Wacław Zimpel i przedstawił Reisingera. Całe szczęscie, ponieważ niewielkiej postury perkusistę nerwowo kręcącego się po scenie, ubranego w kraciastą, flanelową koszulę, spokojnie można byłoby pomylić z kimś z obsługi sali. Nic bardziej mylnego. Bo to on właśnie rozpoczął akustyczny spektakl tego wieczora, bardzo spokojnie, stopniowo odkrywając przed nami swój instrument i dźwięki z niego płynące. Z każdą minutą koncertu z bębnów, jak kurtyna w teatrze, zsuwała się czarna materia, ukazując stopniowo zmieniające się brzmienie perkusji. Zimpel nie pozostawał w tym spektaklu bierny - reagował na każdy dźwięk podany przez Reisingera. Wchodził w dialog, podejmował frazy i przetwarzał je we własnej improwizacji, po to tylko, by na nowo zostały przęjęte przez Reisingera i rozwinięte w to, co dyktowała mu dusza. Role muzyków się zmieniały, jeden prowadził, nadawał ton, drugi był respondentem i na odwrót. Nie było lidera, był zespół choć z lekką przewagą perkusji. Bo to, co robił Reisinger było spektakularne, częste zmiany pałeczek, szczotek, kładzenie na bębny talerzy i uderzanie w nie, pobrzękiwanie łańcuszkami, puszkami, przedmiotami uwiązanymi na sznurkach, a nade wszystko korzystanie z elektroniki, sampli i pada, mocno koncert urozmaicało. A Zimpel miał do dyspozycji wyłącznie „gołe” 3 klarnety, ale dzielnie Reisingerowi sekundował. Ba! W niczym mu nie ustępował!


Koncert był różnorodny. Zmiany tempa, rytmu nie pozwalały na nudę. Ustalenie przez muzyków wyłącznie punktów wyjścia do improwizacji pozwoliły im na swobodę i puszczenie wodzy wyobraźni. Mimo tego koncert był bardzo stonowany, jakby coś nie pozwalało im wykroczyć poza znane schematy. Może rzecz w tym, że - jak na wstępie zaznaczył Zimpel - to dopiero ich drugi wspólny występ z wiedeńskim perkusistą - wcześniej się nie znali. Zasada wtedy zawsze jest ta sama - na nowym gruncie odwołujemy się do utartych schematów. Wchodząc w wydrążoną już koleinę zwalniamy siebie z kreatywności i poszukiwań na rzecz tego, w czym dobrze się poruszamy. Otrzymaliśmy więc dobrego, ale niezaskakującego niczym nowym, Wacława Zimpla. Trochę mało.

Tym niemniej wdzięczni jesteśmy Austriackiemu Form Kultury, dzięki któremu mógł powstać ten projekt. Zawsze to okazja do kolejnych muzycznych eksploracji naszego muzyka, a dla nas przyjemności uczestniczenia w nich. Przyjemności, bo to zawsze, mimo wszystko, muzyka na dobrym poziomie.