Postaremczak/Kusiołek duo w NWŚ

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
Rafał Pawłowski

Ponoć zwierzę i małe dziecko zawsze demaskują aktora na scenie czy w filmie. Aktor bowiem zawsze gra, a one po prostu są. Wczoraj na koncercie Pawła Postaremczaka i Roberta Kusiołka pies także odegrał swoją rolę, jednak zamiast demaskować koncert dwóch znakomitych improwizatorów, wzbogacił go.

Nie był to chyba najlepszy występ tenorzysty Pawła Postaremczaka i akordeonisty Roberta Kusiołka. Mogę to pisać bez obaw, bo każdy co wierniejszy czytelnik Jazzarium.pl wie, że obu tych młodych dżentelmenów niezwykle sobie cenimy i wiążemy z nimi ogromne nadzieje. Postaremczak gra jednym z najpiękniejszych brzmień, jakie możemy usłyszeć na krajowej scenie, najczęściej obdarzając nim kwartet Hera. Robert Kusiołek zaś popis swojej niezwykłej wyobraźni dał w minionym roku płytą "Nuntium", tworząc słuchowisko tak bajkowe, że opisywać słowami go wręcz nie wypada...

Na scenie Nowego Wspaniałego Światu prym wiódł przez większość koncertu Postaremczak, z jednej strony wykorzystując hojnie możliwości perkusyjne swojego instrumentu, z drugiej malując melodyjne improwizacje, przywodzące miejscami skojarzenia z muzyką Jana Garbarka, z jego wczesnego, bardziej jazzowego niż ECM-owo-mistyczno-pejzażowego okresu. Kusiołek pozostawał nieco na drugim planie, akompaniując, czy raczej budując perkusyjną warstwę ich wspólnego brzmienia, jakby nie chcąc zbyt inwazyjnie wkraczać w tę przestrzeń. Wydawało się, że nie wchodzą nadto w dialog, wymianę... Brakowało tego ognia spontaniczności spotkania i rozmowy.

Przypisywanie nadmiernego znaczenia temu, że w pewnym momencie, trzymany dotąd na kolanach przez Ksawerego Wójcińskiego (Hera) piesek Pawła Postaremczaka wdarł się na scenę i położył grzecznie obok swojego pana, jest oczywiście daleko posuniętą nadinterpretacją, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że od pojawienia się czworonoga na scenie, muzykom jakby lepiej się grało, a może to mnie lepiej się słuchało.

Bo przecież przychodząc na koncert muzyki improwizowanej, z jednej strony chcemy - mało to odkrywcze - posłuchać muzyki, z drugiej jednak, co może równie ważne, chcemy spotkać się z drugim człowiekiem: z muzykiem na scenie i z ludźmi na widowni po to, by wspólnie coś przeżyć. Raz więcej, kiedy indziej mniej. Wczoraj akurat zachowanie psa Postaremczaka, doskonale oswojonego z muzyką nieoczywistą, mającego swoje estetyczne preferencje (momentami, zasłuchany leżał plackiem w nogach swojego pana, a czasem odchodził, szukając czegoś w futerale na saksofon; widoczny był też moment, gdy piesek uznał, że pora już koncert zakończyć)  powiedziało mi tego wieczoru, nie tylko o muzyce Pawła Postaremczaka, ale o nim samym, więcej niż sama muzyka. 

Oczywiście, wciąż pozostaję wielkim admiratorem twórczości tych dwóch panów (niekoniecznie w łódce), nie licząc psa, czekając na nową płytę Roberta Kusiołka, która ukaże się w tym roku, oraz na debiut autorski Pawła Postaremczaka, na który może wreszcie się skusi.  

Więcej zdjęć Rafała Pawłowskiego znaleźć można na facebookowej stronie R Plus Jazz