Peter Brötzmann Special Project na Krakowskiej Jesieni Jazzowej

Autor: 
Redakcja, mat. pras.

Nie sposób odpowiedzieć, gdzie byłaby dziś muzyka free jazzowa i improwizowana, gdyby nie „najgłośniejszy saksofonista świata”, jak nazwano kiedyś niepokornego Niemca. Z okazji 10. edycji festiwalu Peter Brötzmann wystąpi na Krakowską Jesień Jazzową, na 4-dniowej rezydencji, z projektem specjalny. 5-go, 6-go oraz 8-go listopada muzycy wystąpią w mniejszych składach na scenie w Alchemii. 7-go listopada wszyscy muzycy staną na scenie w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”.

Trudno wyobrazić sobie kilka ostatnich dekad bez jego scenicznej mieszanki liryczności i drapieżności. Stały się one synonimem niepokornej awangardy, choć muzyk nigdy nie wziął rozbratu z melodią. Związany niegdyś z ruchem artystycznym Fluxus, szybko doszedł do wniosku, że kariera plastyka to dla niego za mało, choć do dziś pozostaje autorem okładek swoich płyt. Tworzy też liczne litografie.

O niemieckim saksofoniście można pisać długie książki. Nam pozostaje jedynie wspomnieć, że od momentu, gdy w 1968 r. światło dzienne ujrzała legendarna płyta oktetu Petera Brötzmanna,„Machine Gun”, zaczęto wprost mówić, że Europa doczekała się prawdziwie kontynentalnego jazzu. Chodziło o coś więcej, niż skład zespołu, który tworzyli Europejczycy. “Machine Gun” było wyzwoloną improwizacją. Pierwszą – pomijając muzykę Djanga Reinhardta – autentycznie europejską płytą w historii jazzu. Dotychczas była to zawsze muzyka amerykańska. Kolejne dekady twórczości, jego przepastna dyskografia, liczne projekty, kolejne kolaboracje oraz ich odbiór przez słuchaczy potwierdzały, że szorstkość i pasja w grze Niemca jest tym, czego europejski jazz potrzebował, żeby zyskać własną tożsamość. Tożsamość z punkową mentalnością.

Kiedy Brötzmann stał się “twarzą” okładki magazynu “Wire” w 2012 roku, David Keenan odwiedził saksofonistę w jego domu w Wuppertalu. Chciał przekonać się samemu, kim jest muzyk-wizjoner, który od pół wieku potrząsa fundamentami. Dziennikarz spotkał człowieka, którego dobrze sportretował film dokumentalny “Soldier of the road” Bernarda Josse’go.  Zrealizowany w siedemdziesiątą rocznicę urodzin Brötzmanna dokument próbował przybliżyć sylwetkę jednego ze współczesnych gigantów improwizacji. Na dokument złożyły się rozmowy z samym Brotzmannem oraz Jostem Gebersem, Evanem Parkerem, Hanem Benninkiem, Fredem Van Hovem, Michaelem Wertmuellerem. Film wzbogacono o fragmenty koncertów (Sonore, Chicago Tentet czy The Damage Is Done) i wiele unikatowych zdjęć z jego pracowni, przedstawiając człowieka nietuzinkowego, niekiedy nieprzystępnego, który wciąż koncertuje jak szalony, miażdży dźwiękiem i porywa pasją.

Tagi: