Dust

Autor: 
Maciej Karłowski
Mat Maneri Quartet
Wydawca: 
Sunnyside Communications, Inc
Data wydania: 
15.11.2019
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Mat Maneri - altówka; Lucian Ban - fortepian; John Hébert - kontrabas; Randy Peterson - prekusja;

Jestem niepoprawnym miłośnikiem muzyki, jaką tworzy Mat Maneri, admiratorem brzmienia jego altówki i sposobu w jaki słyszy muzyczną przestrzeń. Trudno mi wobec niego zdobyć na obiektywizm. Nie bardzo potrafię z tym walczyć, więc kiedy na rynek trafia płyta z jego udziałem to jest mi zwyczajnie na świecie lepiej. W takich warunkach powinniście podzielić każdą entuzjastyczną myśl tego tekstu przez cztery i nałożyć na całość siatkę mojej bezradności wobec lidera.

Kim Jest Mat? Synem Joe Maneriego, jednego z pionierów muzyki mikrotonalnej od dawna oczywiście działającym na własny rachunek liderem, wirtuozem altówki i wybornym improwizatorem. W przeszłości wydawał prawdziwie znakomite albumy, które zapewniły mu pozycję mistrza. I to mistrzostwo słychać niemal w każdej chwili trwania albumu „Dust”, który w ślepym teście myślę mógłby uchodzić za płytę wydaną w ECM. Ale nie jest tam wydany. Tym razem nagranie opublikowała amerykańska oficyna Sunnyside Communication. Niemal ponieważ są na tej płycie kiedy lider schodzi ze sceny oddając pole pozostałym muzykom. Wówczas w pierwszym planie miejsce wypełnia pianista, od dawna bliski współpracownik Maneriego, pochodzący z Ruminii muzyk Lucian Ban. W tych chwilach band staje się bliższy brzmieniowo nieszczególnie oryginalnym bandom typu piano trio, jakimi jazzowa scena zaludniona jest po horyzont. Oczywiście, to wciąż bardzo dobre granie, ponieważ Ban i John Hebert na kontrabasie, a także Ralph Peterson to muzycy wyśmienici. Nie mogę jednak pozbyć się myśli, że dopiero z Manerim na pokładzie przemieniają się w kwartet znakomity.

To pewnie ogromna arogancja z mojej strony, ale co i raz przychodzi mi myśl jak cudownie byłoby gdyby lider zdecydował się zagrać tym razem bez pianisty. Jakby pozostał w triowym splocie, ale bez fortepianu, który nadaje tej muzyce nazbyt wiele ciężaru. A może nie tyle ciężaru, co wikła go w zbyt moim zdaniem oczywisty brzmieniowy kontekst, hamując przez to rozwój zdarzeń, jakie potencjalnie mogłyby się zadziać. Nigdy nie dowiemy się jak zabrzmiałaby płyta „Dust” w wersji z samą sekcją rytmiczną . Nie będziemy wiedzieć czy przez to stałaby się płytą znakomitą, ważną i kompletną. W takim kształcie, w jakim jest teraz jest po prostu płyta dobrą.      

1. Mojave, 2. 51 Sorrows, 3. Red Seven, 4. Motian, 5. Two Hymns, 6. Losed, 7. Last Steps, 8. Retina, 9. Dust