Dlaczego Grammy NIE jest najważniejszą nagrodą muzyczną!

Autor: 
Redakcja

W każdym kolejnym roku coraz mniej chce nam się opisywać rozdania nagród Grammy - nagród amerykańskiego przemysłu fotograficznego. Przemysłu. Nie są to wcale najważniejsze nagrody muzyczne. Kluczowe są zapewne dla rynku, ale już nie dla muzyki.

Jazzową płytą roku został album "Unity Band" kwartetu Pata Metheny'ego. To 20ta statuetka w karierze tego znakomitego gitarzysty. Z dużym prawdopodobieństwem założyć można, że 21szą otrzyma za album "The Orchestrion Project"- choć może miano płyty roku zyskać może też album "Without a net" kwartetu Wayne'a Shortera. Czy dołączy do tego wyścigu ktoś inny? Wątpię. Dlatego właśnie, że nagrody rozdaje tu i odbiera rynek, nie muzyka, nie artyści. A prognozy rynku są już znane - gwiazdorskie kontrakty podpisane.

W tym roku brak choćby nominacji dla Vijay'a Iyera za wydany przez niemiecki ACT album "Accelerando" - triumfujący we wszystkich rankingach otwartych na muzykę improwizowaną - jest jednym z wielu dowodów na to, że muzyka nie leży w kręgu zainteresowań Amerykańskiego Stowarzyszenia Fonograficznego.

Nie znaczy to, że artyści tacy jak Pat Metheny, Chick Corea (najlepsze solo za utwór tytułowy z płyty "Hot House", Esperanza Spalding (najlepsza płyta jazzu wokalnego za "Radio Music Society") czy nominowany przez nas do nagrody za rok 2013 Wayne Shorter są twórcami niezgodnymi najwyższych laurów. Są! Nie ma co do tego wątpliwości. Jednak nawet wyniki ankiety (i tak dość konserwatywnego) DownBeatu, nie mówiąc już o wyróżnieniach krytyków zrzeszonych w Jazz Journalist Asscociation pokazują co roku jak nieprzebranie więcej ciekawszych, oryginalniejszych, ożywczych zjawisk wydarza się co roku w amerykańskim jazzowym życiu.

Podobnie ma się sprawa z wyróżnieniami w pozostałych gatunkowych kategoriach. Najciekawsze okazują się wtedy zmagania wyczynowe: ile statuetek zgarnie Beyoncé a ile Taylor Swift? Czy Adele sięgnie po zwycięstwo nawet, jeśli nie jest nominowana? Kto da więcej a kto więcej przyjmie na klatę? Nie są to jednak kryteria artystyczne a co najwyżej sportowe, choć i to chyba w nieco patologicznym wydaniu.

Nie znaczy to jednak, że nie powinniśmy cieszyć się z wyróżnienia dla Antoniego Witta i warszawskiej Filharmonii Narodowej za płytę z muzyką Krzysztofa Pendereckiego (najlepsze kompendium z muzyką klasyczną dla płyty „Penderecki: Fonogrammi; Horn Concerto; Partita; The Awakening Of Jacob; Anaklasis”). Maestro na koncie miał już 6 nominacji za swe wcześniejsze nagrania muzyki Pendereckiego i Lutosławskiego. Znakomitość tych i innych jego wykonań potwierdzają koncerty na całym świecie i rozliczne wyróżnienia w mniej wypromowanych konkursach. Grammy jest jednak dowodem, że Polacy potrafią nie tylko nagrać wspaniałą muzykę, ale także umiejętnie ją wypromować.

Grammy pokazuje też w pewien sposób absurdalność artystycznych rankingów - fakt, że bardziej niż wyróżnieni artyści, zyskują na nich wyróżniający - w twardej walucie od sponsorów i telewizji kupujących prawa do transmisji i relacji. Zyskuje też oczywiście cały przemysł celebrycki. Pytania czy opinie publiczną bardziej interesuje XX nagroda statuetka dla Metheny'ego czy wyniki rankingu najlepszych dekoltów Grammy pozostawmy bez odpowiedzi.