Trudno nazwać Jazztopad festiwalem stricte jazzowym, bo nie da się sprowadzić jazzu tylko do jednego gatunku. Jazz to współczesny język komunikacji, zawiera w sobie wszelkie „rodzaje” muzyki i jest mieszanką kultur z całego świata. Taki też będzie Jazztopad 2018, który tym razem został podzielony na dwie części.
„Seymour Reads The Constitution” to drugi wydany w tym roku album sygnowany nazwiskiem Brada Mehldaua. Kilka tygodni temu ukazała się jego solowa płyta „After Bach”, teraz nadszedł czas na krążek tria, z którym ten wybitny pianista pracuje od trzynastu lat – jego working band współtworzą kontrabasista Larry Grenadier i perkusista Jeff Ballard.
Na wszelki wypadek, gdyby – co w sumie niewykluczone – umknęło to Państwa uwadze, chciałbym zauważyć, że Seymour czyta konstytucję. No cóż, może nie w takim dosłownym sensie, bo Philip Seymour Hoffman, amerykański aktor i reżyser filmowy, laureat Oscara i kilku innych nagród, zmarł w 2014 r. A zatem czytać już nie może. Ale właśnie tak przyśnił się pewnemu pianiście – stał w drzwiach i czytał konstytucję, czysty surrealizm.
Jeszcze nie zdążyliśmy się dobrze nacieszyć solową płytą wielkiego Brada Mehldaua inspirowaną muzyką wielkiego Jana Sebastiana Bacha, a tymczasem w świat poszła informacja o planowanym wydaniu nowego krążka w trio.
W czasach gdy Keith Jarrett gra i nagrywa coraz rzadziej oczy jazzowego świata w naturalny sposób poszukują następcy. Kto jest kandydatem? Pewnie wielu widzi właśnie Brada Mehldaua jako spadkobiercę fortepianowego Grala. Niewykluczone, że krokiem na tej drodze będzie zapowiadany na poczatek marca tego roku album „After Bach”.
Nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę lubię niszową muzykę. Zazwyczaj – niezależnie od tego, z której niszy wypełzła – jest dla mnie ciekawsza niż to, co znajduje się w głównym nurcie. Jest intensywniejsza, odważniejsza, bardziej wciąga, zaskakuje – a ja po prostu lubię takie piosenki, których jeszcze nie słyszałem. Muzyka niszowa jest zazwyczaj nieco hermetyczna. Żeby móc czerpać przyjemność ze słuchania takich nowinek, należy uprzednio się choć trochę osłuchać z ich estetyką.
Nasze życie z nagrodą Grammy nie jest łatwe. Dawaliśmy temu wyraz wielokrotnie i często zdarzało się, że wręcz nie podzielaliśmy werdyktów Akademii ani w fazie nominacji, ani zwycięstw. Ale czy się to podoba czy nie na nagrody amerykańskiego przemysłu jazzowego patrzy cały świat, więc i my sobie patrzymy, nawey jeśli nie ma na liscie ani jednego polskiego jazzmana.
W natłoku zdarzeń upodobniających miniony rok do poprzednich, warto zadać sobie trud odnotowania pogrubioną czcionką choćby kilku koncertów, płyt i festiwali. Ilu wspominających, tyle perspektyw. Mój obraz ostatnich dwunastu miesięcy rysuje się głównie w oparciu o duże wydarzenia, które nie powodują radykalnego zwrotu w dotychczasowym oglądzie jazzowego perpetuum mobile.