Pink Freud w Cudzie nad Wisłą

Autor: 
Bartek Dzudzewicz

Zimne jesienne powietrze i energetyzująca muzyka Pink Freud okazały się świetną mieszanką na zamknięcie sezonu w warszawskim "Cudzie nad Wisłą". Oczekiwanie na nadejście wiosny i kolejne plenerowe koncerty umilić może nam nowa płyta formacji, której powstanie w najbliższym czasie zapowiedział ze sceny Wojtek Mazolewski.

Na piątkowy koncert w Warszawie zespół dotarł prosto z Japonii. Lekko już zmarznięta publiczność musiała wybaczyć muzykom ponad godzinne spóźnienie, którego przyczyną - jeśli zaufać Mazolewskiemu - było zgubienie ich bagażu na rodzimym lotnisku. Japońska trasa najwyraźniej napełniła muzyków dużą dawką energii, gdyż piątkowy koncert, pomijając nawet gromkie okrzyki "konicziła" padające co i rusz ze sceny, zaliczyć można do najbardziej elektryzujących występów formacji, w jakim zdarzyło mi się uczestniczyć.


Muzycy zaoferowali nam mieszankę utworów z całej twórczości zespołu. Nie zabrakło kompozycji najbardziej znanych jak "Warsaw" czy cover "Come as you are" Nirvany, obecne były także utwory z ostatniego albumu "Monster of Jazz". Dużą dawkę muzycznej fantazji potwierdziły liczne zabawy, jak wplecenie do własnych kompozycji fragmentów utworów Rage Against the Machine czy The Dead Weather. Dla fanów zespołu najmilsze chyba jednak były bisy, podczas których muzycy zaprezentowali jedną premierową kompozycję, zapowiadając jednocześnie szybkie pojawienie się nowego albumu, na którym utwór ma się znaleźć.


Wyjątkowa energia płynąca ze sceny podczas całego występu oraz świetna wiadomość, którym go zakończono sprawiły, że wbrew nienajlepszej aurze, sobotni koncert klasyków młodego polskiego jazzu na pewno uznać można za jeden z najlepszych wyborów muzycznych minionego weekendu na warszawskich scenach.