Peter Brotzmann Japan Trio na Krakowskiej Jesieni Jazzowej
Peter Brötzmann obchodzi w tym roku 70te urodziny i koncertuje jak szalony. Dopiero co prowadził Music Unlimited w Wels (w trakcie 4 dni festiwalu zagrał w 9ciu różnych projektach). Do Krakowa przyjechał z trio, które wnosi na scenę blisko 210 lat. I scenę z młodzieńczą energią roznosi. Bo Brotzmann to dusza artystyczna bezkompromisowa i niespokojna. Od zawsze.
Pamiętam kilka lat temu pierwszy koncert na jakim miałem okazję go słuchać. Byłem zmiażdżony, czułem się jakby przejechało po mnie skzyżowanie czołgu (ciężki) z karabinem maszynowym (głośny i zabójczo szybki). Podekscytowany spędziłem noc popełniając swój drugi tekst dla portalu Diapazon. Dźwięk Brötzmanna jest potężny i wciąż wyjątkowy. Szorstki, chropowaty, rozwibrowany, mięsisty. Pełen pasji i żywotności.
Dzisiaj kiedy go słyszę, rzadko myślę o czołgu, w myślach raczej mam obrazy natury. Niekiełznanej, poteżnęj, nawet wtedy kiedy jest ona cicha i spokojna. Grę niemieckiego saksofonisty wypełnia elementarna, pierwotna, naturalistyczna energia. Jest ona jak rwący potok górski, kręty, prowadzący przez rwiste wodospady jak i ciche, spokojne zatoki. Podażając z biegiem rzeki nigdy nie wiadomo co nas czeka za następnym zakrętem. Może to być surowe piękno spokojnej zatoki albo kataklizm - wulkan, tornado, trzęsienie ziemi, wszystko jest możliwe.
Dźwiekowa presencja Brötzmanna na scenie, intensywność z jaką gra często przytłacza, tylko nieliczni mogą zanim nadążyć. Masahiko Satoh i Takeo Muriyama do tego grona należą (nazwiska te znane bedą zapewne tylko koneserom przepastnej i przebogatej sceny japońskiego jazzu). Masahiko Satoh w swojej grze zdradza wpłyty Chicka Corei, ale potrafi też stworzyć masywną, modalną podstawę (a'la Tyner) i zaskakuje rytmiczną inwencją (a'la Monk, zwłaszcza w duetach z perkusją). Takeo Muriyama, w wieku 66 (sic!) lat po prostu zniewala swoją grą. Jego pulsująca perkusja jest wszędzie, nieokiełznany żywioł, prawdziwe tornado i siła napędowa muzyki (tu do głowy przyszedł mi Elvin Jones).
Trio zagrało około 75 minut muzyki (w tym dwie półgodzinne improwizacje) - w trakcie Brotzmann zmienia instrumenty, zamiast tria gra duet (jeden z trzech możliwych) - jest różnorodność, ale jest i spójność, konsekwencja, poczucie ciągłości i kierunku improwizacji. Jest niemal zwyczajem koncentrowanie się na brzmieniu Brotzmanna, tymczasem pod warstwą przybrudzonego dźwięku Peter jest muzykiem często wręcz lirycznym. Co udowadnia m.in przepiękną jazzową balladą na saksofonie altowym (w połowie drugiej improwizacji). A potem muzycy przeszywają dźwiękiem niebo. Poziom intensywności jaki osiągają jest fascynujący.
Żywioł, energia, intensywność, pasja - ta muzyka potrafi wycieńczyć, ale satysfakcja jaką przynosi podążanie za nią jest nie do opisania.
Autor tekstu prowadzi bloga jazzalchemist.blogspot.com
Więcej fotografii Krzysztofa Penarskiego na blogu http://photofreejazz.blogspot.com/
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.