Marcowy Jazz Jantar 2017
Za nami marcowa odsłona gdańskiego festiwalu Jazz Jantar. Świetnie ułożony, zróżnicowany program przez cztery festiwalowe dni był źródłem całego spektrum muzycznych wrażeń, bowiem w miniony weekend na scenie gdańskiego Żaka spotkały się dwa pokolenia wykonawców, wywodzących się z różnych muzycznych krain. Każda z formacji dumnie reprezentowała swoją odmienną muzyczną wizję, która po wysłuchaniu wszystkich koncertów ułożyła się w przepiękny obraz współczesnej sceny jazzowej w Polsce.
W tym sezonie scenę Żaka zdominowały zespoły trójmiejskie, prezentujące po raz pierwszy swoje najnowsze albumy: Quantum Trio „Duality. Particles & Waves”, Maciej Sikała Septet – „Live in Club Żak”, Algorythm – „Mandala”, a także Elec-tri-city - „Depth of Focus”. Lokalnym premierom wtórowały projekty: Adama Pierończyka, Braci Oleś, Innercity Ensemble, a także powołanego przez Mateusza Gawędę - Cracow Jazz Collective. Skumulowana czasowo konfrontacja tak różnych podejść do tworzenia muzyki może stanowić źródło wielu inspiracji i przemyśleń, nie tylko dla biernego słuchacza, ale także dla twórców. Nie dziwi więc fakt, że wśród festiwalowej publiczności, w miniony weekend zauważyć można było czołowych przedstawicieli trójmiejskiej sceny jazzowej, m.in. Irka Wojtczaka, Piotra Lemańczyka i Dominika Bukowskiego.
Bramy festiwalowego weekendu otworzył występ Quantum Trio – zespołu powołanego przez gdańskiego saksofonistę – Michała Ciesielskiego. Muzyka zespołu już w teorii zwiastuje interesujące działania, ponieważ panowie świadomie zdecydowali się na niepełną sekcję rytmiczną (Luis Mora Matus z Chile na perkusji). Tym sposobem, za basowy kontrapunkt odpowiada piano Kamila Zawiślaka. Podczas pierwszego festiwalowego koncertu Quantum Trio prezentowało materiał ze swojego drugiego albumu „Duality: Particles & Waves”. Wydawnictwo dwupłytowe, tak więc i koncert w zamierzeniu podzielony był na dwie części: akustyczną i z domieszkami wpływów elektronicznych. Tak naprawdę jednak, pomimo drobnej zmiany instrumentów (porzucenie Steinwaya, na rzecz Nord Stage’a) i zabawy elektronicznymi efektami (Michał Ciesielski) - wszystkie utwory podczas czwartkowego koncertu posiadały podobną konstrukcję i przede wszystkim tę samą pulsującą energię, tak typową dla polsko-chilijskiego kolektywu. W połączeniu z pięknymi, a momentami nawet przejmującymi melodiami dynamiczna gra zwartego tria w pełni rozochociła publiczność Żaka, która – co tu dużo mówić – została wgnieciona w krzesła, już po pierwszych 90 minutach marcowego festiwalu. Drugim koncertem czwartkowego wieczoru był występ powołanego specjalnie na tę okazję septetu Macieja Sikały. Znakomici goście (m.in. Grzegorz Nagórski i Andrzej Święs), rejestrowanie koncertu, a także sala wypełniona po brzegi w moich oczach zbudowała wrażenie co najmniej prestiżowego przedsięwzięcia. Sam materiał niespecjalnie zaskoczył i uchodzi raczej za wtórny, choć w przypadku tak zasłużonego saksofonisty, jak Maciej Sikała, nie jest to żaden zarzut, a raczej konstatacja konsekwentnie obranej ulubionej stylistyki artysty: stylowego jazzu mainstreamowego z dużym ukłonem przed jazzową tradycją. Ukoronowaniem tych tendencji był ostatni utwór wieczoru, poświęcony Theloniousowi Monkowi – „A Bit Like Thelonious”, w którym to żwawo pobrzmiewały wybrane motywy z największych hiciorów wielkiego pianisty. Publiczność miała więc okazję pobawić się trochę w jazzowe „Jaka to melodia?” – sądząc po ekspresowym bisie i pokoncertowym aplauzie, wszystkim ta zabawa bardzo przypadła do gustu.
Drugi dzień festiwalu, dla odmiany pozbawiony był lokalnych akcentów. Koncerty Braci Oleś & Antoniego Gralaka oraz Cracow Jazz Collective, choć pochodziły z zupełnie dwóch odrębnych planet, posiadały wspólny mianownik głębokiej, twórczej emocjonalności. Najpierw intymne, nieco mistyczne trio prezentujące swój najnowszy album „Primitivo”. Jedna z najlepszych sekcji rytmicznych w Polsce wykazująca zaskakującą solidarność wyrazową tym razem postawiła na zdecydowane brzmienie, które stało w kontrze do melancholijnego trębacza, odpowiadającego za przepiękną warstwę melodyczną koncertu. Solista oczarował publiczność swoimi poufnymi frazami. Z kolei Bracia Oleś wprowadzili słuchaczy w stan hipnozy, serwując im pulsującą mieszankę nieoczywistych rytmów.
Piątkowy wieczór należał jednak do młodego kolektywu pod wodzą Mateusza Gawędy: Cracow Jazz Collective – kipiący energią oktet zrobił duży ukłon w stronę muzyki free jazzowej: pełnej kwaśnych akordów, wrzaskliwych współbrzmień, głośnej dynamiki i kolektywnej improwizacji. Ich występ składał się z trzech utworów – gigantów, podczas których muzycy mocno podzielili publiczność Żaka. Spora część została przytłoczona ilością współbrzmień i opuściła Salę Suwnicową, pozostali z niecierpliwością oczekiwali na kolejne dawki muzycznej ekscytacji. I z pewnością się nie zawiedli. Ekipa Gawędy dała świetny popis nowego jazzowego nurtu, opartego w gruncie rzeczy na bardzo chwytliwych motywach. Muzyka może nieco trudna, ale przez tę nieoczywistość fascynująca i zdecydowanie warta uznania i przede wszystkim uwagi słuchacza szukającego w muzyce czegoś więcej niż namacalnej melodyki.
https://www.youtube.com/watch?v=sMN4vmEKy_Y
W sobotni wieczór Jazz Jantar wrócił na rodzime podwórko, za sprawą świetnie znanego trójmiejskiej publiczności młodego zespołu – Algorythm. Wszyscy sympatycy muzyki jazzowej z Gdańska i okolic dobrze znają kwintet i jego poczynania śledzą już od dawna. Panowie regularnie organizują jam sessions w okolicznych pubach, podczas których prezentują swoje najnowsze pomysły i muzyczne zajawki. W Żaku premierowo przedstawili materiał ze swojego drugiego albumu – „Mandala”. Kompozycje te są płynną kontynuacją dotychczasowych działań zespołu: konwencji klasycznego kwintetu jazzowego, który konsekwentnie reprezentuje, a zarazem definiuje zjawisko nowej muzycznej fali. Każdy z muzyków Algorythmu to profesjonalista i twórcze indywiduum, jednak podczas sobotniego koncertu najbardziej przodowała doskonale zgrana, podskórnie czująca się nawzajem sekcja dęta (Piotr Chęcki i Emil Miszk), a także napędzający tę proaktywną kulę muzycznej energii perkusista (Sławek Koryzno). Materiał koncertowy zdecydowanie zachęca do bliższego kontaktu z „Mandalą”, do czego zdecydowanie zachęcam nie tylko stałą „jamową” publiczność Algorythmu. Koncertem wieńczącym sobotni wieczór był nominowany do Fryderyków materiał z płyty Adama Pierończyka – „Monte Alban”. Wraz z Robertem Kubiszynem na gitarze basowej, a także Johnem B. Arnoldem na perkusji, saksofonista stworzył coś na miarę kosmicznej podróży, bazującej na stałym elektronicznym ostinacie, wydobywającym się z komputera. Wtórowały jej rozbudowane improwizacje zarówno na saksofonach (tenor i sopran), a także na pozostałych instrumentach. „Monte Alban” to najbardziej awangardowa propozycja marcowej edycji festiwalu, jednak pomimo ciekawego pomysłu i świetnej warstwy wykonawczej, niestety hałas i dudnienie elektroniki często zagłuszały pożądane dźwięki sekcji rytmicznej, a nawet saksofonu. Nieustępujące motywy elektroniczne na dłuższą metę okazały się więc niestety dość męczące.
Ostatni dzień festiwalu zdecydowanie należał do prezentujących się jako pierwsi – Innercity Ensemble i ich albumu „III”. Zespół bazując na rozbudowanej sekcji rytmicznej (za instrumenty perkusyjne odpowiadały aż cztery osoby) podczas niedzielnego koncertu prezentował rozmaite eksperymenty dźwiękowe: granie smyczkiem na gitarze elektrycznej, stosowanie zaawansowanej elektroniki, a także używanie różnych dzwonków, gongów i innych perkusyjnych dziwów. Muzyka zespołu poprzez swoją rytmiczność i pierwotny charakter wprowadziła publiczność w swoisty trans, z której wybudzeniem okazywały się improwizacje w wykonaniu Wojciecha Jachny (trąbka). „III” Innercity Ensemble to doskonały materiał na koncert. Trudno bowiem tak żywotny i ofensywny materiał muzyczny zamknąć w ramach studyjnego nagrania. Dopiero w przepełnionej sali, materiał ów nabiera odpowiedniej ekspresji i autentyczności, dzięki której Innercity Ensemble, po niedzielnym koncercie z pewnością zyskał wielu nowych zwolenników. Ostatnim koncertem jazzowego peletonu był występ Elec-Tri-City. Trójmiejski kwartet zafundował nam powrót do przeszłości rodem jak z Chick Corea Elektric Bandu: fusion w najszystszej formie. Grzegorz Sycz za monstrualnie wielkim zestawem perkusyjnym, funkowy groove w wykonaniu lidera – Janusza Mackiewicza, rockowe solówki Marcina Wądołowskiego i zabawa melodyjnymi motywami na xylosynthie Dominika Bukowskiego. Materiał bardzo spójny i stopniowo studzący koncertowe emocje ostatniego weekendu.
W ten sposób polska odsłona festiwalu Jazz Jantar dobiegła końca. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać na kolejne dwa premierowe projekty zaproszone tej wiosny na jubileuszową edycję festiwalu. Już w sobotę 01.04 z odległego RPA: Batuk, a także Shabaka & The Ancestors. Oba projekty romansują z muzyką afrykańską. I niech będzie to wystarczający powód, że warto ponownie wybrać się niebawem do gdańskiego Żaka. Pomimo Prima Aprilis – bynajmniej nie na żarty.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.