Dni Muzyki Nowej: Lubomyr Melnyk oraz Hilary Hahn & Hauschka w gdańskim Żaku
O ile w programie poprzedniej edycji Dni Muzyki Nowej dominowały kwartety smyczkowe, w bieżącym roku bohaterem numer jeden jest fortepian. Co prawda jego miłośnicy na swój czas musieli poczekać do drugiego dnia festiwalu, lecz oczekiwanie opłaciło się i zostało należycie wynagrodzone. Jeżeli ambicją Dni Muzyki Nowej jest ukazanie muzyki współczesnej w w miarę możliwości szeroki sposób, zarówno pod względem rządzących nią tendencji jak i wszelkich innych, pomniejszych aspektów, to sztuka ta udała się organizatorom wydarzenia właśnie wczoraj, gdy swoje koncerty zagrali Lubomyr Melnyk oraz duet Hilary Hahn & Hauschka.
Sobotni wieczór w klubie Żak wypełniły więc dwa występy, których kluczowym elementem był jeden i ten sam instrument oraz kompletnie różne do niego podejścia ze strony Lubomyra Melnyka i
Vorkela Bertelmanna. Kanadyjczyk ukraińskiego pochodzenia, który dał koncert jako pierwszy, zaprezentował możliwości autorskiej metody gry fortepianowej nazwanej przezeń continuous music. Nad jej doskonaleniem pracował kilka dekad, podczas których, jak przyznał w jednym z wywiadów, muzyce poświęcony był absolutnie. Techniczne opisanie tej metody wymaga ekwilibrystyki formalnej nie mniejszej, niż zapisanie kompozycji wirtuoza (których partytury robią niesamowite wrażenie), zaś polega ona - jak określa to Krzysztof Pietraszewski - na „ekstremalnie szybkim graniu nut i całych ich sekwencji o różnym czasie trwania, wskutek czego apreggia nakładają się na siebie i interferują tworząc harmonie, a przy niemalże ciągłym pedałowaniu całość mocno rezonuje.” Wynikiem jest nieprzerwany, wielopłaszczyznowy strumień dźwięków, który porywa nie tylko słuchaczy, ale także samego twórcę, otwarcie mówiącego o ponad naturalnej czy też duchowej niemal naturze swojej muzyki. Można takie deklaracje przyjmować lub nie, ale obok muzyki Melnyka nie da się przejść obojętnienie.
Niezwykle dostojnie wyglądał ów drobnych raczej gabarytów artysta na scenie Sali Suwnicowej, grając solo na pięknym, klasycznym instrumencie. Widzowie mogli dać się ponieść lśniącemu falowaniu rzeki dźwięku, jaką nad podziw miękko dobywał spod palców Melnyk. Kiedy wydawało się, że to już wszystko, i więcej się wyciągnąć z continuous music nie da, pianista zapowiedział kolejny utwór: „chciałbym teraz pokazać melodyjną naturę mojej muzyki”. Grając „Windmill” jeszcze pogłębił jej wyraz i więcej nadał jej monumentalności, groźby lub nostalgicznego smutku. Poruszające były momenty wyciszania poszczególnych kompozycji, kiedy muzyka powoli milkła. Wrażenie zrobiła kompozycja „Fountain” na potrzeby wykonania której kilka godzin wcześniej Melnyk nagrał jedną ze ścieżek fortepianu: „Obie ścieżki musi koniecznie grać ten sam instrument” - mówił, tłumacząc się jednocześnie ze zbyteczną nieco skromnością, że wciąż wykonuje ten pochodzący z 1985 roku utwór, bo sprawia mu to ogromną radość. Sądzę, że wielu obecnych na sali pamiętać będzie ten występ jeszcze długo.
Lubomyr Melnyk – Corollaries (Official Album Trailer) from Erased Tapes on Vimeo.
Pół godziny później za fortepianem miejsce Lubomyra Melnyka zajął Hauschka a z wraz z nim na scenie pojawiła się światowej sławy skrzypaczka Hilary Hahn. „Nasza muzyka nie jest zaplanowana z - zaplanowane są jedynie jej schematy - zapowiedziała artystka - Energia płynąca z sali ma dla nas duże znaczenie, tak więc będzie to po części i wasz koncert”
Muzyczna podróż po planecie Silfra okazała się być wycieczką w zupełnie inne, niż odwiedzane przed przerwą rejony. Podejście Vorkela Betelmanna do fortepianu leży na przeciwstawnym w stosunku do poprzednika biegunie – o ile Kanadyjczyk koncentruje się na wydobywaniu naturalnego piękna jego brzmienia, o tyle Hauschka stawia na maksymalnie jego przekształcenie, preparując instrument za pomocą szeregu akcesoriów. Pod jego rękoma ton fortepianu zyskuje więc metaliczny pogłos (dzięki folii aluminiowej), zostaje stłumiony (taśma klejąca), bądź nabywa cech perkusyjnych (m.in. za sprawą piłeczek pingpongowych). Kompozycyjnie muzyka Hauschki była już dużo bardziej kameralna i prostsza, operująca powtórzeniami sekwencji kilku ledwie dźwięków. Odwoływała się też dość często do muzyki scen klubowych raczej, aniżeli tej z wielkich sal koncertowych.
Hilary Hahn – jako bywalczyni tych ostatnich – ukazała jedynie cząstkę swego kunsztu, być może nie najswobodniej poruszając się we współczesnych formach improwizowanych – niemniej dawała momentami odczuć, że stać ją na bardzo wiele. Zgodnie z zapowiedziami artystów materiał koncertowy wyraźnie różnił się od tego znanego z albumu „Silfra”. Żywa muzyka wzbogaciła go i zintensyfikowała paletę barw dźwiękowych, znacznie udatniej przekazując słuchaczom odczucie izolacji, które towarzyszyło Hilary i Hauschce podczas nagrywania płyty na dalekiej Islandii. Nic dziwnego, że brawa podobnie jak wczoraj były gromkie, a muzycy zmuszeni zostali do bisu. Taka kolej rzeczy przy wysokim poziomie Dni Muzyki Nowej i innych Żakowych wydarzeń jest już niemal naturalna.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.