Recenzje

  • Another Country

    Dwa lata kazała swoim fanom czekać Cassandra Wilson na swoją nową płytę. Tyle bowiem czasu upłynęło od chwili, gdy na rynku płytowym pokazał się album „Silver Pony”. Ale i on, choć miał znakomite recenzje, nie był tak do końca satysfakcjonującym wydawnictwem, bo zawierał materiał wcale nie nowy, tyle, że uchwycony w wersji koncertowej. Teraz jest inaczej.

  • In The Morning

    Włoski pianista na swym szóstym albumie dla wytwórni ECM eksploruje twórczość amerykańskiego kompozytora Aleca Wildera. Znany on jest przede wszystkim ze swoich popularnych piosenek wykonywanych przez Franka Sinatrę, Peggy Lee czy Mills Brothers, ale komponował również muzykę kameralną i opery. Bataglii dzieła Wildera są bliskie od dawna – już w latach 90. wykonywał jego sonaty, dogłębnie studiując później inne obszary jego dorobku.

  • KIRK III

    Z muzyką powstającą na styku różnych gatunków bywa często tak, że bardziej uwodzi mnogością odniesień, czy stylistyczną ekwilibrystyką niż samą jakością. Na szczęście nie jest to niepisaną regułą. Łącząc często bardzo odległe od siebie inspiracje, zespół kIRk wydaje się jej wręcz zaprzeczać. Paweł Bartnik (elektronika), Olgierd Dokalski (trąbka) i Filip Kalinowski (gramofon) swoim trzecim długogrającym albumem udowadniają, że można mieszać gatunki muzyczne w sposób naturalny oraz dbać o autorskie brzmienie i taką też wizję artystyczną.

  • Gold Of Malkinia

    Choć nowej muzyki żydowskiej nie „wynalazło” trio Shofar, to właśnie sukces tej grupy przyczynił się do ostatecznego zdefiniowania i otwarcia nurtu na tak zwany szerszy świat. Jego fundamenty, położone przez zespół Cukunft, zostały tu wzmocnione dzięki połączeniu sił trzech muzycznych osobowości – odpowiedzialnego za oba składy Raphaela Rogińskiego, Mikołaja Trzaski i Macia Morettiego. Artystycznie amalgamat sakralnych pieśni żydowskich z żarliwym free jazzem wyszedł znakomicie. Co działo się dalej – wszyscy wiemy: rozwój nowej muzyki żydowskiej zaowocował bardzo obficie.

  • Zebulon

    Znamy go trochę i z płyt i całkiem nieźle z koncertów na żywo. Bywał w Polsce nie tylko z coraz słynniejszą formacją Mostly Other People Do The Killing, ale także w specjalnie przygotowywanych projektach, z których jeden „Kopros Lithos” zagrany wspólnie z Agustim Fernandezem i Matsem Gustafssonem  wydany został przez Multikulti. Od tego czasu było kilka znakomitych okazji aby posłuchać go na żywo, z kwintetem Destination: VOID, z Blue Shroud Band Barry'ego Guya, w recitalu solo i jako gość Motion Trio.

  • Balloons

    Jeden z amerykańskich recenzentów tej płyty napisał w swoim tekście, że Kenny Werner to przykład artysty, który potrafił przekuć wielką tragedię w wielki triumf. Wiadomo co miał na myśli. Pisałem o tym relacjonując występ Kenny’ego Wernera w warszawskim Novym Kinie Praha nieco ponad miesiąc temu, nie ma więc palącej potrzeby powtarzać historii o tragicznie zmarłej córce. A triumf? Tak, przysłuchując muzyce Wernera z ostatnich dwóch lat zwłaszcza wielkoorkiestrowej „No Beginnings, No Ends” można chyba śmiało tak powiedzieć – Kenny Werner triumfuje!

  • Hommage à Eberhard Weber

    Obchodzący w tym roku swe 75. urodziny niemiecki kontrabasista i kompozytor Eberhard Weber otrzymał od swych przyjaciół z wytwórni ECM nie lada prezent – w styczniu, w stuttgarckim Theaterhaus odbyły się dwa dedykowane mu koncerty. W składzie, który wystąpił, m.in. gwiazdy Pat Metheny, Gary Burton i Jan Garbarek. Oprócz nich zagrali Scott Colley na kontrabasie, a także dawni artyści ECM-u: Paul McCandless i Danny Gottlieb. Temu kolektywowi towarzyszył SWR Big Band pod dyrekcją Helge Sunda oraz Mike'a Gibbsa.

  • Down Deep

    Przyjmując perspektywę geograficzną płyta Down Deep jest spotkaniem dwóch muzycznych wrażliwości. Ernst Reijseger i Harmen Frannje - duet pochodzenia holenderskiego oraz Senegalczyk Mola Sylla kunsztownie zsyntezowali tradycję dwóch kontynentów, oddając w ręce słuchacza twór niezwykle spójny – płytę niemalże hołdującą zespołowej demokracji.

  • Ka-Real

    Spotkanie z Ethnic Heritage Ensemble, jest jak egzotyczna podróż do korzeni cywilizacji. Jest w muzyce Kahila El'Zabara coś zupełnie pierwotnego, coś, co każe tę jak najbardziej współcześnie tworzoną muzykę postrzegać, jakby była rekonstrukcją muzyki powstałej jeszcze przed nazwaniem tych dźwięków przez człowieka muzyką.

  • Mbókò

    Jeśli David Virelles wyrósł w moich oczach na bohatera, to bynajmniej nie ze względu na wirtuozerię, z którą odgrywał kompozycje Tomasza Stańki.

  • So Long Eric

    Najnowsza koncertowa płyta firmowana przez pianistyczny duet Aki Takase / Alexander von Schlippenbach to hołd złożony niezapomnianemu saksofoniście Erikowi Dolphy'emu. W roku 2014 minęło 50 lat od śmierci muzyka i z tej okazji Takase i von Schlippenbach postanowili uczcić pamięć o Dolphy'm i jego kompozycjach na dwóch berlińskich koncertach. Z zarejestrowanych wówczas utworów na wydany właśnie przez Intakt Records album wybrano dziewięć. 

  • Lucidity

    Nawet trwając w uwielbieniu dla obecnego w muzyce improwizowanej czy też jazzie elementu nieprzewidywalności dobrze jest móc czasem poobcować z pewnikami. Istnieją na szczęście muzycy, którzy może niespecjalnie gustują w sprawianiu niespodzianek, ale jeśli już coś wypuszczą, sięgnąć po to można bez mrugnięcia okiem. Do tej grupy bez wątpienia należą skandynawowie z Atomic.   

  • Vipassana

    Niech Was nie zmylą tytuły utworów, które dla Polaka kojarzyć się mogą z językami hinduskimi. Muzyka zawarta na tej płycie nie zawiera żadnych odniesień do brzmień Wschodu. Potencjalny nabywca nie powinien się chyba również kierować nazwiskiem głównego sprawcy zawartych tu dźwięków. Głównego, bowiem użyczył swego imienia i nazwiska do firmowania grupy Voyager, która firmuje ten album.

  • Black Lace Freudian Slip

    Music is my clothing slowly I undress. Cała René Marie. Uruchamia  pierwotne, podprogowe działanie muzyki na słuchacza. A czyni to jej nieosiągalna dla zwykłych śmiertelników muzyczna potęga i swoboda. René Marie jest dla mnie amerykańskim wcieleniem Kaliny Jędrusik. Wszechmocna siła, która przez muzykę i sensualizm oddziałuje na całe jestestwo człowieka. Na mnie tak działa.

  • Lucidity

    Nawet trwając w uwielbieniu dla obecnego w muzyce improwizowanej czy też jazzie elementu nieprzewidywalności dobrze jest móc czasem poobcować z pewnikami. Istnieją na szczęście muzycy, którzy może niespecjalnie gustują w sprawianiu niespodzianek, ale jeśli już coś wypuszczą, sięgnąć po to można bez mrugnięcia okiem. Do tej grupy bez wątpienia należą skandynawowie z Atomic.   

Strony