Plom

Autor: 
Andrzej Nowak (http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/)
Phicus
Wydawca: 
Multikulti Project
Data wydania: 
07.09.2017
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Ferran Fages – gitara elektryczna, Àlex Reviriego – kontrabas , Vasco Trilla – perkusja

Uwaga! Trybuna Muzyki Spontanicznej i jej przemądrzały Pan Redaktor, są współwydawcą tej płyty! Wszelkie słowa zachwytu, jakie za chwilę przeczytasz, mogą być podyktowane jedynie chęcią zwiększenia sprzedaży! Innymi słowy – dalej czytasz na własną odpowiedzialność!

Czas i miejsce zdarzenia: 4 listopada 2016r., Saudades Studio, Canovelles (prowincja Barcelona).

Ludzie i przedmioty: Ferran Fages – gitara elektryczna, Àlex Reviriego – kontrabas i Vasco Trilla – perkusja.

Co gramy: muzyka swobodnie improwizowana, pod którą podpisują się jej twórcy, czyli muzycy tworzący trio (all music by Phicus).

Efekt finalny: siedem improwizacji, opatrzonych tytułami (łącznie niespełna 44 minuty), wydane pod szyldem Phicus, a zatytułowane Plom (Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune Series, 2017).

Wrażenia subiektywne/ przebieg wydarzeń:

Clor 1. Rock zatrzymał się w miejscu i pyta o drogę. Jego gitara, w znoju nieoczywistych decyzji stylistycznych i kolokwialnych rozwiązań dramaturgicznych, stoi na rozdrożu, niczym bohaterowie Down by Law Jima Jarmuscha. Kontrabas i perkusja brną z mniejszym pokładem wątpliwości i od startu poszerzają granice możliwości tej opowieści. To rozmowa, w której ilość pytań nie sumuje się z ilością odpowiedzi. Gitara elektryczna, która brzmi jak akustyczna, kontrabas, który kręci się wokół własnej osi i perkusja, która jest armią talerzy w stanie permanentnego rezonansu. Dźwięki wydawane przez instrument Fagesa pachną chlorem, konstytuując tytuł utworu. To żywy blues, który pęcznieje z każdym uderzeniem Trilli w werbel.

Plom 1. Sekcja rytmiczna stawia się do pionu i gna dynamicznie na złamanie karku. Reviriego wisi na strunach, Fages eskaluje w estetyce zdrowego punk & noise. Krótka, nieoczywista narracja, która z czasem zakleszcza się do wewnątrz.

Crom 1. Stop narracyjny, ze wszystkich stron otoczony ścianą oniryzmu. Każdy napotkany przedmiot sonoryzuje, choć nie wszystkie zdają się być instrumentami w dosłownym rozumieniu tego pokrętnego terminu. Chrom czyli śmierć. Głęboki smyk maltretuje struny kontrabasu. Gitara spowita w ambientowy metal, wydobywa dźwięki jakby spoza pudła rezonansowego. Talerze w konwulsji. Narracja gęstnieje, stanowiąc połączenie klimatów wczesnego Sonic Youth i silnie upalonego Charlesa Mingusa, który zapomniał, co to swing. A może Petera Kowalda, wyzbytego wszelkich skrupułów. Na finał numeru, jakby krok w kierunku tablicy Mendelejewa. 9 minuta – mamy wrażenie, jakby muzycy odsłuchiwali utracony soundtrack do kolejnego sezonu Twin Peaks. Ostre zejście w dół.

Crom 2. Znów spokój, który jest niepokojem. Narracja snuje się po gryfie kontrabasu, gitara pobrzmiewa z odległości trzech galaktyk. Trilla ledwie dotyka krawędzi swych tomów. Skupienie, bo każdy krok może być tym ostatnim. Smyczek w rękach Reviriego wpada w drobną konwulsję. Instrument Fagesa skrzy suchym entuzjazmem. Wibratory perkusji ruszają do tańca. Misterium słońca, które nigdy nie wschodzi. Black doom improv! Wybrzmienie wisi na smyku, oświetlanym feerią świecidełek z magicznej walizki Vasco. Ferran pojękuję dźwiękami nieartykułowanymi. Te dwa depresyjne Chromy, to prawie pół płyty, a będzie jeszcze trzeci!

Plom 2. Powrót na tron punkowej estetyki. Nowojorski no wave chciałby mieć w swoim portfolio takiego gitarzystę jak Fages! I z takim backgroundem niskich częstotliwości. Gitara iskrzy się do wewnątrz i wyprowadza ten numer na estetyczne manowce, czemu towarzyszy urocze wybrzmiewanie kontrabasu.

Clor 2. … Chlor ponownie roznosi swój odór. Narracja, niczym odrobinę spokojniejsza repryza pierwszego fragmentu na płycie. Smyk skowycze i tańczy na gryfie, krokiem wspak. Dzwonki, mini wibratory i tłuste plamy krwi ogorzałej gitary. Kontrabas gra sonaty Bacha, które bezpowrotnie utraciły dziewictwo, a chcą jeszcze więcej! Kobiece uda instrumentu pełne są słodkiego potu, a gitarowe wiosło od dłuższej chwili pozostaje w stanie silnej erekcji.

Crom 3. Permanentny rezonans wywołuje z lasu trzeci i ostatni już Chrom. Kontrabas jęczy i plącze się w zeznaniach. Reakcja gitary pełna jest chłodu i apatii. Każdy instrument gra tu nietypowe dla siebie sekwencje dźwięków. Kto wejdzie w ten tygiel po raz pierwszy, nie rozpozna źródeł dźwięku, ani nazw przedmiotów je wydających. Finałowa narracja wręcz stoi w miejscu, ale jej uroda wygrywa wszystkie konkursy piękności. Wybrzmienie, jak krople chromowanego deszczu o poranku.

1. Clor 1; 2. Plom 1; 3. Crom 1; 4. Crom 2; 5. Plom 2; 6. Clor 2; 7. Crom 3