Open
The Necks to nie tylko, jak piszą w New York Timesie: „jeden z najwspanialszych zespołów na świecie”. To dwa takie zespoły. Pierwszy to ten, którego doświadczyć można na koncertach: trzech muzyków, którzy wchodzą na scenę i na dźwięk pierwszego tonu rozpoczynają kilkudziesięciominutową eksplorację tego, co może wydarzyć się w muzycznej przestrzeni tu i teraz. Drugi to The Necks w studio nagraniowym - Chris Abrahams, Lloyd Swanton i Tony Buck, obłożeni najrozmaitszymi instrumentami - także tymi, zasilanymi elektrycznie, nagrywający razem i osobno, miksujący, preparujący materiał tak, by powstała zupełnie inna, choć równie niezapomniana podróż.
Na [poprzedniej płycie] Mindset osiągaliśmy momentami całkiem wysokie poziomy intensywności, i choć nigdy tego nie ustalaliśmy, wydaje mi się, że Open jest dla tego napięcia swoistym kontrastem. Każdy z nas eksploruje tu coś co można by nazwać stałością. Po kilku dniach nagrań stało się dla nas jasne, że właśnie tam chcemy zmierzać - mówi o nowym albumie kontrabasista The Necks Lloyd Swanton.
Open trwa 68 minut - i nie ma instrukcji obsługi. Z jednej strony to muzyka, która niczym „Music for Airports” Briana Eno wypełnia, koi i buduje przestrzeń. Z drugiej nie sposób nie zachłysnąć się kunsztem - tak niezwykłą wyobraźnią jak i fenomenalną wirtuozerią - z jakim The Necks stawiają kolejne ściany czy też z zapętlonych seriami dźwiękowych nitek tkają gęste, grube dywany muzyki.
Muzyka The Necks od blisko trzech dekad jest otwarta - po to trzech Australijczyków zawiązało ten zespół. Tak jak w ich utworach, tak i w dyskografii nie ma gwałtownych przełomów - jest ciągła, cykliczna czy nawet tantryczna - rozciągająca granice świadomości - ewolucja.
„Open” zdaje się, może jeszcze wyraźniej zapraszać słuchacza do nadania tej muzyce wartości. To po stronie odbiorcy leży w pewnym sensie zmaterializowanie świata stworzonego dźwiękiem przez The Necks. Można to zrobić chociażby poprzez wpuszczenie tej muzyki do swego domu. Kolejnym etapem będzie wsłuchanie się w nią. Wyłączenie się z obiegu na godzinę i 8 minut i poświęcenie się „Open”.
Po 68 minutach i 5 sekundach zapadnie cisza, która przypomni szybko „4:33” Johna Cage’a. Każdy dźwięk w okół nabierze na chwilę znaczenia. Czegoś jednak będzie nam w około brakowało. Wtedy znów włączymy (się w) „Open”.
1. Open (68:05)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.