Za każdym razem, gdy dociera do mnie informacja o premierze kolejnej już nowej płyty australijskiego zespołu The Necks, a tych premier namnożyło się tyle, że trudno zliczyć je w pamięci - zaczynam zastanawiać się nad tym, czy znowu czymś zaskoczą. Bo ileż to już razy można. Australijskie trio od zarania swoich dziejów opiera swój pomysł na muzykę mniej więcej na tym samym: powolnym, wręcz ślamazarnym budowaniu nastroju. W tej kategorii to zawodnicy wagi ciężkiej. Trudno ich pobić.
23 marca, w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, w Warszawie, wystąpi australijskiego trio The Necks. Koncert jest zapowiedzią kolejnej edycji Festiwalu Avant Art Warszawa, który odbędzie się w dniach 1-7 października.
Australijskie trio The Necks gra już prawie 20 lat, przedstawia słuchaczom swoje nowe wydawnictwo – album “Unfold” wydany na dwóch płytach winylowych – strony płyt nie są numerowane, co pozwala słuchaczowi na dowolne manipulowanie kolejnością słuchanych utworów.
Był remanent płyt polskich teraz czas na mały remanent zagraniczny. Kilka wydawnictw, o których powinienem napisać wcześniej, a o któych napisać się nie udało
John Scofield – Country for Old Man (Impulse!) ***1/2
The Necks to nie tylko, jak piszą w New York Timesie: „jeden z najwspanialszych zespołów na świecie”. To dwa takie zespoły. Pierwszy to ten, którego doświadczyć można na koncertach: trzech muzyków, którzy wchodzą na scenę i na dźwięk pierwszego tonu rozpoczynają kilkudziesięciominutową eksplorację tego, co może wydarzyć się w muzycznej przestrzeni tu i teraz.
The Necks określono na łamach New York Timesa jednym z najwspanialszych zespołów na świecie. Grają razem ponad ćwierć wieku. Przez ten czas fundamenty ich muzyki pozostały niezmienione. Pianista Chris Abrahams, basista Lloyd Swanton i perkusista Tony Buck spotykają się na scenie. Nic nie jest zaplanowane. Improwizacja zaczyna się, trwa w czasie i kończy się. Po sobotnim koncercie The Necks w Klubie Żak trudno słowa wydawały się zbędne. Jednak zespół The Necks gości w Polsce tak rzadko, że szkoda byłoby zmarnować szansę na rozmowę z zespołem.