Decade

Autor: 
Paweł Baranowski
Sorgen / Rust / Stevens
Wydawca: 
Not Two
Data wydania: 
16.09.2005
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Harvey Sorgen – drums; Steve Rust – bass; Michael Jefry Stevens – piano

Szczerze mówiąc, znudzony już jestem fortepianowymi triami grającymi muzykę improwizowaną. Niemal wszystkie tego typu zespoły, których słuchałem powielają jakieś wzorce, nie wnosząc do muzyki praktycznie niczego od siebie. A w każdym bądź razie za mało.

Do wydawnictwa Not Two, prezentującego muzykę tria Harvey Sorgen, Steve Rust i Michael Jefry Stevens podchodziłem zatem z olbrzymią rezerwą. Znów trio. Znów fortepian, bas i perkusja i prawdopodobnie nic ciekawego. Jeśli jeszcze dodać do tego fakt, że muzyka, jakiej słucham ostatnio pozwala się muzykom wygrać do woli, bowiem czasy utworów sięgają kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu minut, to 55 minutowe nagranie, zawierające aż 14 kompozycji, zdecydowanie nie mogło leżeć w moim guście.

I znów prztyczek w nos.

Nie licząc tria Cecila Taylora, którego słuchałem ostatnio namiętnie, "Decade" jest propozycją, która niezmiernie mnie zaciekawiła. Sądzę też, że może znaleźć uznanie u szerszego (niż moja skromna osoba), kręgu jazzfanów. Nie licząc kilku, kilkunastu rzeczywiście ciekawych triów, na tle innych zespołów tego typu, które bądź to uciekają w komercję, bądź w sonorystyczne eksperymenty bez żadnego znaczenia, bądź też eksplorują wyeksploatowany już do granic przyzwoitości wzorzec wypracowany niegdyś przez Billa Evansa, muzykę prezentowaną przez trio uznać można za świeżą i ożywiającą nieco ów monotonny schemat. Przede wszystkim, poszczególne utwory są świetnie zakomponowane - nie skomponowane, bo nie o same kompozycje mi tu chodzi, a zakompowane właśnie. W tym sensie, że każdy spośród czternastu utworów ma swoją dramaturgię, ekspresję, stanowi pełną wypowiedź muzyków. Myślę zresztą, że skondensowana forma utworów i ich względnie krótki czas trwania zdecydowanie temu pomogły. Nie oznacza to wcale, że muzycy popadają w muzyczny eklektyzm, prezentując w każdej z czternastu odsłon stylistycznie odmienne utwory. Nic z tego, materiał nagrany na płycie, pozostając różnorodnym, jest stylistycznie jednorodny. Wraz z rozwojem muzycznej akcji, nie mam wątpliwości, że poszczególne utwory nagrał ten sam zespół, w tym samym składzie, nadto, że stanowić one miały w zamyśle materiał na jedną płytę.

Zadziwia mnie nieco Michael Jefry Stevens. Wprawdzie trudno mi się o nim wypowiadać w autorytatywny sposób, znam bowiem praktycznie jego poczynania z The Fonda-Stevens Group, tym niemniej jednak, w porównaniu z grą w tamtym zespole, Stevens jest tu zdecydowanie bardziej introwertyczny, bliższy stylistyce Marilyn Crispell z kameralizujących swych poczynań (nie licząc muzyki dla ECM), niż grze w swym macierzystym zespole. Świetnie wypada sekcja, z głęboko brzmiącym kontrabasem Rusta i ciekawą, zmienną grą Sorgena.

Jest w tej muzyce i zaduma, i liryzm, i energia, i swoboda, i ścisłe podporządkowanie formie... Jest też jeszcze coś kompletnie poza muzycznego. Poza warstwą dźwięku. Słuchając tych nagrań mam wrażenie, że uczestniczę w jakiejś muzycznej kreacji. Przyznam, że podobnego odczucia doznałem praktycznie wyłącznie podczas koncertów, tym razem jest to realizacja studyjna.

W sumie, jedna z ciekawszych - w mojej opinii - płyt fortepianowego tria, z jaką miałem możliwość zetknąć się ostatnio i ponowna moja rekomendacja.

1.  Black Dome; 2.  The Master Cylinder; 3.  Trialectic; 4.  Ralibar's Lament; 5.  Dinosaur Arms; 6.  According to Hoyle; 7.  Reverie; 8.  The Firmament; 9.  Even Stevens; 10.  Domicile; 11.  Extension Chord; 12.  Pendulum; 13.  Paved with Good Intentions; 14.  Speaking in Tongues