Recenzje

  • Songs Of Mirth And Melancholy

    „Między ciszą a ciszą rzeczy się kołyszą” być może tak jest, ale z pewnością nie wszystkie rzeczy. Te pomiędzy Branfordem Marsalisem i Joey’em Calderazzo kołyszą się pomiędzy radością i melancholią, lekko spacerują pomiędzy bluesem, Brahmsem i Shorterem i w każdej niemal chwili przypominają co jest w muzyce najważniejsze – melodia.

  • Solo

    Przed warszawskim koncertem tria Vijay'a Iyer'a miałem wielkie szczęście porozmawiać z leaderem, który razem z Jasonem Moranem dzierży tron najciekawszego współcześnie jazzowego pianisty. Zadawałem bardzo banalne pytanie - właściwie wszystkie sprowadzały się do jednego - o inspiracje. Iyer mówił tak, że pewien jestem, że rozmawiałem z wybitnym artystą. Kilkanaście minut później potwierdził to koncert jego grupy. Kilka miesięcy później do naszych rąk trafia kolejny na to dowód - jego płyta solo.

  • Brass Ecstasy At Newport

    No tym razem będzie krótko. Jeśli ktoś słyszał poprzednią płytę Dave’a Douglasa i jego Brass Ecstasy zatytułowaną „Spirit Moves” i podobała mu się to nie wiem jak zareaguje na najnowszy koncertowy album „At Newport”.

  • Strade de'Acqua / Roads of Water

    Ken Vandermark zasłużył już chyba, by za jakiś czas jego imieniem nazwano ulice w Krakowie, Poznaniu albo w Pszczółkach, gdzie skradziono mu saksofon. Jak mało który muzyk, nie związany obywatelstwem z III RP, angażuje w swoje projekty polskich instrumentalistów. Ci zaś chętnie przyznają, że to Ken właśnie potrafił uwolnić w nich energię, dotąd im samym nieznaną. Tak było w przypadku wielkich projektów Resonance czy Reeds trio z Mikołajem Trzaską i Wacławem Zimplem.

     

  • Consort In Motion

    To może okazać się jedna z najważniejszych płyt 2011 roku!

  • Bonebridge

    Eric Friedlander to chyba najbardziej znany wiolonczelista nowojorskiego downtown. To on współtworzył Masada String Trio (z Markiem Feldmanem i Gregiem Cohenem), Bar Kokhbę czy Chimerę. Współpracuje z Laurie Anderson, Alanis Morissette czy Courtney Love. Płytą Bonebridge przedstawia nam kolejne swoje oblicze. 


    pełna recenzja już wkrótce...

  • Dig it to the end

    Chciałoby się w tej recenji ani razu nie użyć nazwy e.s.t. - tak nowy i świeży jest materiał przygotowany przez Dana Berglunda i jego Tonbruket. Tak, Dan Berglund wraz z Esbjörnem Svenssonem i  Magnusem Öströmem stworzyli najsłynniejszy europejski zespół jazzowy przełomu wieków. Dziś jednak, trzy lata po śmierci leadera e.s.t. jest nowe życie, nowa muzyka i nowa płyta Tonbruket.

  • Berenice

    To jest chyba jedna z największych przyjemności dla recenzenta znaleźć wśród nie przebranej przecież ilości muzyków na świecie artystę, za którego sztuką chce się podążać, a wcześniej nie wiedziało się o nim niemal nic. Takie właśnie uczucie towarzyszyło mi kiedy posłuchałem dwa lata temu płyty „Danza Imprevista” katalońskiej kontrabasistki Giullii Valle. Nie pamiętam czy trafiłem na nią w skutek dość często stosowanej zasady kupowania płyt w ciemno czy może przybyła do mnie wśród nagrań, które od czasu do czasu firma Fresh Sound Records mi wysyła.

  • Live at Jazz Standard

    Noc noworoczną 2008/2009, klub Jazz Standard w Nowym Jorku świętował w towarzystwie muzyki jednego z największych – Charlesa Mingusa. Ponieważ Mingus nie mógł być obecny z przyczyn oczywistych, zastępował go dzielnie skład muzyków, którzy poświęcili się niesieniu jego dzieła niczym dobrej nowiny. Ten Mingus Tribute Band radzi sobie zaskakująco dobrze, grając razem od 1991 roku. Choć muszę przyznać, że z brakiem zaufania podchodziłem do tego tematu. Nie wierzę w tak radykalne odtwarzanie.

  • Standing On The Rooftop

    „Standing On The Rooftop” to najnowsza płyta słynnej wokalistki Madeleine Peyroux. Kim jest Madeleine wiadomo, więc o tym jak dobrze sprzedają się jej płyty i jak bardzo jest popularna nie ma co gadać. Nie potrzeba też wspominać, choć może niektórzy nie wiedzą, że światowa krytyka posunęła się bardzo daleko, żeby wyrazić swój zachwyt jej śpiewem i ochoczo porównała ją do Billie Holiday. Historia zna takich przypadków więcej i prawie za każdym razem efekt takich porównań jest karykaturalny.

  • Black Sabbath: The Secret Musical History of Black-Jewish Relations

    Billy Holiday, Cab Calloway, Johny Hatman, Eartha Kitt, Cannonball Adderley, Aretha Franklin, Nina Simone - składanka z takimi autorami broni się sama, a gdy dodać do tego fakt, że nie jest to komplacja największych przebojów, a zbiór 15, jak mawia Piotr Kaczkowski, drobiażdżków robi się coraz ciekawiej. 

    Niektórzy mogą już odczuwać przesyt muzyką żydowską i jej jazzowymi interpretacjami. Jeśli jednak jakiś album z tej serii miałbym wskazać jako "jazdę obowiązkową", byłaby to ta płyta.

  • Re: ECM

    To zdecydowanie jedna z najdziwniejszych płyt roku 2011. Ricardo Villalobos i Max Loderbauer - gwiazdy sceny elektronicznej i klubowej - adaptują, przebudowują, reinterpretują nagrania najważniejszego europejskiego wydawnictwa jazzowego ECM. Co z tego wyniknie?

  • The Lost And Found

    Jest o niej naprawdę głośno na amerykańskiej scenie jazzowej. Zresztą nie będzie wiele przesady w stwierdzeniu, że właśnie jesteśmy świadkami nadejścia młodego, bardzo utalentowanego pokolenia muzyków, którzy z jazzową materią, historią gatunku, jego estetyczną tradycją, ale również niezliczoną ilością innych inspiracji potrafią sobie poradzić w taki sposób, że na samym końcu powstaje muzyka na tyle oryginalna, a jednocześnie daje pozostająca w kanonie jazzu, że przejść obok niej nie sposób.

  • Bond – The Paris Sessions

    Urodzony w Holandii pianista Gerald Clayton wyrasta i to wcale nie tak powoli, na jedną z kluczowych postaci młodej jazzowej sceny amerykańskiej. Co tu kryć, jego start w muzycznym świecie można traktować trochę jako życiową konieczność. Bo ostatecznie jeśli człowiek wywodzi się z muzycznej rodziny i to jeszcze bardzo czynnie uczestniczącej w jazzowym życiu to prawdopodobieństwo, że zostanie się muzykiem jest naprawdę spore.  Tak było m.in. z braćmi Marsalisami, Ravim Coltranem czy Joshuą Redmanem.

  • A Book of Luminous Things

    Aga Zaryan zaproszona została do elitarnego grona wydawnictwa Blue Note Records nie po to, by udowadniać, że można być amerykańską wokalistką znad Wisły, ale by pokazać światu swój indywidualny, w tym także i polski, charakter. Można mieć nadzieję, że tą płytą artystka wyważa na oścież dżwi do światowej kariery.

Strony