Chakrasana

Autor: 
Andrzej Nowak (Trybuna Music Spontanicznej)
John Butcher with Oxford Improvisers
Wydawca: 
Scatter Archive
Dystrybutor: 
Scatter Archive
Data wydania: 
01.08.2024
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
John Butcher – saksofon sopranowy i tenorowy (wszystkie utwory), Mark Browne – saksofon altowy (utwory 1,3,5), Lawrence Casserley – dźwięki przeróżne (1,5), Chris Dammers – instrumenty klawiszowe (1,5), Dan Goren – trąbka /flugelhorn (1,3,5), Bruno Guastalla – nagrania gotowe, wiolonczela (1,5), Martin Hackett - Korg MS10 (1,5), Paul Medley – klarnet (1,3,5), Lisa Reim – flet (1,5), Chris Stubbs – preparowane instrumenty perkusyjne (1,5) oraz Andrew West – altówka (1,5).

Angielski Oxford to nie tylko jedno z najsłynniejszych miast akademickich świata, ale także … prężny ośrodek muzyki improwizowanej. Jak donosi liner notes albumu, nad jakim za chwilę pochylimy nasze zmysły, w tym wcale nie ogromnym mieście na stałe rezyduje ponad dwudziestu artystów parających się dziwnym i złym jobem, jakim jest nasza ukochana freely improvised music.

W oparach kreacji tamtejszego środowiska artystycznego odnajdujemy samego Johna Butchera, który jesienią dwa lata temu improwizował z grupą dziesięciu lokalnych muzyków. Pośród tych ostatnich dostrzegamy m.in. legendę improwizowanej elektroakustyki – Lawrence’a Casserleya. Muzycy spotkali się w Białym Domu, a dokumentację dźwiękową ich spotkania zawiera jedno z najnowszych wydawnictw net-labelu Scatter Archive. Album zwie się bardzo tajemniczo Chakrasana i zawiera dwie improwizacje całego, jedenastoosobowego składu, improwizacje tria muzyków oxfordzkich, a także dwie solowe ekspozycje Butchera – jedną na saksofonie sopranowym, drugą na tenorowym.

Set otwarcia, realizowany pełnym składem, trwa niespełna sześć minut, ale zdaje się konsumować kreatywność każdego z uczestników spektaklu. Minimalistyczny, ale silnie reaktywny początek, szyty dźwiękami strunowymi i dętymi, jak również garścią tajemniczych sampli (jakieś głosy!) – wszystko zaś napięte zdrowym suspensem kompulsywnego post-chamber. Wraz z rozwojem opowieści pojawiają się drobne melodie i równie delikatne preparacje. Butcher dość szybko sforuje się na czoło orszaku i pcha cały ansambl na drobne, ale intensywne, na poły dronowe wzniesienie. Na etapie opadania muzycy ślą nam efektowne, elektroakustyczne zdobienia i urokliwie rozwarstwiają flow. Nim ów antrakt zakończy swój żywot, improwizatorzy wzniosą jeszcze prawdziwie free jazzowy okrzyk, po czym zgasną w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Pierwsza solowa improwizacja Butchera, to saksofon sopranowy. Muzyk preparuje, cmoka, piszczy, szeleści dyszami, rezonuje korpusem i oddycha post-melodią. Zdaje się być równie łagodny, jak zadziorny. Opowieść syci drobinkami melodii, incydentalnie zgrzyta zębami, tańczy, kołysze się na silnym wietrze. Świetnie buduje dramaturgię, i jak to ma w zwyczaju, raczej unika oddechu cyrkulacyjnego.  

Środkową część albumu wypełnia post-jazzowa improwizacja trzech lokalnych muzyków, wyposażonych w instrumenty dęte – saksofon altowy, trąbkę i klarnet. Nie bez kameralnej zadumy artyści budują zwartą, efektownie unerwioną, dziesięciominutową opowieść. Frazują na ogół czystym tembrem, bystrze na siebie reagują, chętnie wdają się w zadziorne, niepozbawione dużych emocji dyskusje. Nawet, gdy dmą głośno i dosadnie, nie tracą waloru komunikatywności i nie zapominają o melodii.

Kolejny set solowy Butchera, to saksofon tenorowy. Muzyk kreuje opowieść bardzo cierpliwie, chętnie pogrążając się w niemal post-balladowej intensywności. Kleci drony, szeleści masą dźwięków pobocznych, płynących z drżenia i interferowania różnych elementów instrumentu, rezonuje i głęboko oddycha. Jego niepowtarzalny, szorstki tembr syci się mnóstwem urokliwie poskręcanej melodyki. W drugiej fazie improwizacji artysta nieznacznie napina mięsnie i śle nam garść free jazzowych pomruków. Zdaje się płonąć emocjami, które ma jednak pod pełną kontrolą. Na samo zakończenie efektownie parska w dogorywającym rytmie.

Finałowa, grana pełnym składem improwizacja trwa ponad kwadrans i pięknie reasumuje październikowy wieczór w Oxford. Frazy akustyczne trzymają się początkowo kameralnej zadumy, z kolei warstwa elektroakustyczna zgrzyta, szeleści, wierci się w niewygodnym foteliku i parska przepięciami mocy. Opowieść faluje – równie szybko wspina się na szczyt, jak z niego efektownie ześlizguje. Soczyste strunowe melodie chętnie zderzają się z nerwową elektroniką. Muzycy doskonale na siebie reagują, wchodzą w dyskurs i nie odpuszczają – niekończące się zwarcia, spięcia, pyskówki, ale wszystko czynione z klasą i poszanowaniem interlokutora. Nad chmurą efektownych zdarzeń fonicznych unosi się tenorowy śpiew Butchera. Opowieść płynie strugą drobnych, ale dosadnych fraz, które raz za razem tworzą intrygujące ogniska zapalne. What an evening in Oxford!