Al Di Meola według Dionizego Piątkowskiego w przeddzień trasy koncertowej po Polsce.

Autor: 
Dionizy Piątkowski
Zdjęcie: 

Kim Jest Al Di Meola, wiadomo! Był w Polsce tyle razy, że zdaniem złosliwych to prawie już polski gitarzysta. Brakuje tylko żeby się tu przeprowadził. Z okazji rozpoczynajcej się jutro trzydniowej kolejnej jego trasy koncertowej po Polsce (Warszawa, Poznań, Łódź) w taki sposób napisał o nim Dionizy Piątkowski.

Śledząc karierę tego wybitnego wirtuoza gitary nie trudno odnieść wrażenie, że Al Di Meola jest artystą niepokornym i bezgranicznie otwartym na wszelakie muzyczne wyzwania. Może właśnie, dlatego projekty Al Di Meoli są tak wdzięcznym i komercyjnym wabikiem dla ogromnej rzeszy fanów gitarzysty na całym świecie. Równie entuzjastyczne podejmowany jest, jako wirtuoz - interpretator kanonu Astora Piazzolli, elokwentny rockman w swoich elektrycznych projektach, doskonały improwizator w Return To Forever, czy wirtuoz gitarowej ekwilibrystyki w legendarnym trio McLaughlin – De Lucia – Meola.

„Szukam określonej stylistyki, z którą mógłbym przetrwać wiele sezonów. Nie mam na myśli określonej muzycznej mody, ale głębszego źródła inspiracji. Wydaje mi się, że dość konsekwentnie wtapiam się w stylistykę kompozycji Astora Piazzolli. To jest sukces muzyki; nie nagrania, ani mojego pomysłu. Zawsze fascynował mnie folklor, ten przemycany w nagraniach jazz-rocka i ten latynoski, grany wspólnie z Johnem McLaughlinem, Paco De Lucia, Airo Moreirą. Teraz poszedłem dalej - jazz stał się pretekstem do ekspozycji muzyki etnicznej. Stąd zachwyt dla kompozycji Astora Piazzolli, latynoskiego rytmu, mistyki tango. Nie patrzę na przykład na mój album Meola Plays Piazzolla jak na płytę komercyjną, która odniosła spory sukces, ale urzeka mnie sam fakt, że stworzyłem muzykę nastroju i emocji z rozbudowaną improwizacją i autentycznym, jazzowym feelingiem „ .

Jako muzyk jazzowy Al Di Meola objawił się w latach siedemdziesiątych, gdy świat muzyki wpatrzony był przede wszystkim w jazz-rockowe i elektroniczne innowacje Milesa Davisa. Al Di Meola, pilny student Berklee School Of Music, rozkochany w folkowych rytmach amerykańskiego Południa właśnie wtedy odkrył swój jazz: ten zawieszony między pogodnymi rytmami fusion, ortodoksją synkopy oraz "blue note" i latynoskim tangiem, sambą i folklorem flamenco. Takie pojmowanie muzyki stało się dla gitarzysty źródłem spektakularnego sukcesu, zachwytu krytyki i aplauzu słuchaczy. „Nigdy nie kierowałem się względami komercji, pozyskiwania publiczności i radości muzykowania poprzez tanie chwyty. Rzeczywiście, coraz częściej pojawiają się nagrania i koncerty, w których udział biorą muzycy "ludowi". Dzieje się tak w rocku, np. u Stinga i Ry Coodera, jak i w jazzie. To nic nowego, ani komercyjnego. Świadczy to przede wszystkim o zagrożeniu, jakie pojawiło się wokół muzyki, która powstaje w oderwaniu od korzeni ludowych. Stąd tak wiele ciekawej, folkloryzującej stylistki w nagraniach jazzmanów”.

We wczesnym dzieciństwie Meola grał na perkusji. Wydawało się, że rytm stanie się jego muzyczną fascynacją. Wnet jednak poznał melodyjne piosenki Beatlesów i natychmiast podjął się ich gitarowej interpretacji. Ta dziecięca fascynacja stała się początkiem prywatnej nauki gry na gitarze. Nie interesował go jazz, ale zgrabne grywanie modnych piosnek i standardów. Dzisiaj już niechętnie wspomina swój epizod lidera - gitarzysty w grupach rock’n’rollowych i country. Gdy mu się o tym wspomina - natychmiast odpowiada, że jego najważniejszą życiową decyzją było podjęcie nauki (w 1971 roku) w jednej z najważniejszych amerykańskich uczelni jazzowych, w bostońskim Berklee School of Music. Nie wytrwał tam jednak zbyt długo. Zafascynowany atmosferą jazzu i jam sessions rezygnował z nauki i podjął współpracę z modnym wówczas zespołem Barry'ego Milesa. Już wtedy interesował się elektrycznym graniem i stylistyką fusion-jazzu, której wiernym pozostał na zawsze. Na uczelnie powrócił w 1974 roku, by podjąć studia w zakresie kompozycji oraz aranżacji. Kiedy jednak montowany był skład elektrycznej formacji Chicka Corei natychmiast dołączył do popularnej i wpływowej grupy Return To Forever. Słuchacze byli zachwyceni nowym jazzem Chicka Corei i Stanley’a Clarka, ale zwracano uwagę także na oszałamiające, czasem wręcz hipnotyczne solówki gitarzysty. Entuzjastyczne recenzje, brawurowe i wyczerpujące trasy koncertowe, oraz doskonale przyjmowane nagrania (Return To Forever, No Mystery, Romantic Warrior) spowodowały, że wraz z sukcesem Return To Forever gitarzysta zapragnął także własnej, solowej kariery. Droga przed młodym, zdolnym gitarzysta stała otworem. Kluczem, który otwierał drzwi do firm fonograficznych, sal koncertowych i mediów był jego dorobek w Return to Forever. Gdy więc w 1976 roku Al Di Meola zdecydował się na porzucenie uwielbianej grupy, natychmiast znalazł wsparcie w prestiżowej Columbia Records, która umożliwiła mu realizacje kilku, doskonałych - głównie jazz -rockowych albumów.

Kolejnym ważnym momentem w karierze Meoli stał się nowy, zdawać by się mogło prosty projekt. Zmęczony trochę stylistyką fusion-jazzu oraz jazz-rockowymi popisami, na początku lat osiemdziesiątych Meola podjął współpracę z równie popularnymi gitarzystami: Johnem McLaughlinem, Paco De Lucią. W wyniku tej współpracy powstały dwie najbardziej popularne w dorobku Meoli albumy - Friday Night In San Francisco, oraz Passion, Grace & Fire z legendarnym już dzisiaj akustycznym triem gitarowym McLaughlin –Meola- de Lucia. „Nigdy nie zastanawiałem się nad sukcesem mojej muzyki. Nie interesowała mnie, także popularność. Każde nagranie, każdy koncert jest dla mnie tak samo ważny. Chociaż jest wiele przyjemnych wspomnień: koncerty dla tysięcy fanów z Return To Forever, zabawa w muzykę z De Lucia, z Johnem McLaughlinem, z muzykami latynoskimi. Pamiętam, że spore wrażenie zrobiła ma mnie ceremonia Grammy Awards'75, gdy okrzyknięto mnie Nowym Talentem. Zabrzmiało to tak poważnie, że do dzisiaj w to nie wierzę”.

Debiutanckie nagrania z Chickiem Coreą, wieloletnia współpraca z Johnem McLaughlinem i Paco De Lucią, nagrania z Larrym Coryellem i Birellim Lagrenem (Super Guitar Trio), eksperymenty z rockmanami: Philem Collinsem i Billem Brufordem, a nade wszystko poszukiwanie własnej stylistyki umiejscawiały muzykę Al Di Meoli w miejscu, z którego łatwo było „wskoczyć” w komercyjny obieg nagród i list przebojów. Kilkanaście autorskich albumów zyskało rekomendujące recenzje, prestiżowe nagrody i wielomilionowe nakłady. Bestsellerowe albumy (Elegant Gypsy, Friday Night In San Francisco) potwierdzały zachwyt i uwielbienie dla gitarowego geniuszu Al Di Meoli.

Meola należy do najciekawszych współczesnych gitarzystów jazzowych, wyróżniając się niezwykłą otwartością na inne obszary muzyki. W jego muzyce miesza się delikatne, klasyczne brzmienie gitary akustycznej z futurystycznymi brzmieniami syntezatorów i etnicznymi brzmieniami instrumentów perkusyjnych. Al Di Meola zainspirowany jazzem, etniczną world - music, latynoskim rytmem i melodią zaskoczył na początku lat dziewięćdziesiątych muzyczny świat albumem World Sinfonia - Heart Of The Immigrants. Gitarzysta zaprosił do współpracy wybitnego bandeonistę Dino Saluzzi'ego, tureckiego perkusistę Arto Tuncboyaci oraz gitarzystę z Wenezuelii - Chrisa Carringtona. World Sinfonia oraz późniejsza Di Meola Plays Piazzolla stały się dla gitarzysty syntezą muzycznych inspiracji. To subtelne, folkloryzujące, jazzowe suity. Muzyką emocji i nastroju, improwizacji i melodyjnego rytmu tango. „Dzisiaj jest już trudno grać bez elektroniki, programów komputerowych. Nawet w tak eleganckiej konwencji Tango używamy z Dino Saluzzim przetworników dźwięku, programujemy niektóre partie dźwiękowe, elektronicznie modelujemy brzmienie. To jest domena muzyki naszej dekady i trudno przed tym uciec”.

Artysta zawsze poszukiwał nowych brzmień i muzycznych skojarzeń. Czynił to zarówno w jazz-rockowej wirtuozerii Electric Rendezvous, Scenerio, jak i w Kiss My Axe. „Elektronika zabiła muzykę. To wszystko, co robiliśmy w latach siedemdziesiątych, było modą i pożądaniem. Teraz każdy z nas poszedł inną drogą. Corea nagrał niedawno album z orkiestrą symfoniczną. Jazz ostatnich lat zagubił się. Szukamy nie brzmienia, nie karkołomnych popisów techniki, ale przede wszystkim nastroju.

Szczególnego wymiaru nabrała muzyka Al Di Meoli, gdy nad jazzową improwizacją panować począł latynoski rytm oraz subtelnie asymilowany folklor. Gitarzysta zawsze czerpał inspiracje dla swojej muzyki z folkloru latynoskiego. Początkowo zauroczony jazzową "fiestą" Chicka Corei, później brawurowym trio De Lucia – McLaughlin – Di Meola, wreszcie jazzowymi sambami Airto Moreiry (Soaring Through A Dream i Tirami Su). Szczególnie udanym okazała się realizacja albumu The Grand Passion. „To rodzaj koncertu gitarowego i bardzo trudne przedsięwzięcie, zwłaszcza, że nie mam takich doświadczeń, a wszystkie inne, jazzowe próby okazywały się cieniem wielkiej sztuki symfonicznej. To jest ogromne wyzwanie, ale w fazie kompozycji sprawiało mi dużo satysfakcji. Każdą wolną chwilę poświęcałem tej kompozycji. Wielcy klasycy przewracają się w grobach – piszę symfonię w hotelowym barku na komputerze!

Jeśli do tego dodać próby grania klasyki z orkiestrą Amadeus, czy jego nowy pomysł solowej interpretacji kompozycji Astora Piazzolli a nade wszystko entuzjastyczny „come – back” z zespołem Return to Forever – to jawi nam się obraz nieprzeciętnego artysty, wybitnego wirtuoza i ciekawego innowatora dzisiejszego jazzu. „To jest sens mojego życia. To oczywiste, że artysta uzależniony jest od tego, co tworzy, co staje się jego codzienną udręką, sukcesem, zadowoleniem. To nie jest filozofia życia z muzyką i życia z muzyki. To co robię traktuję jak zawód. Koncerty, nagrania, spotkania, tysiące małych i dużych spraw na tyle mnie pochłaniają, że nie mam czasu zastanawiać się nad moją filozofią życia i muzyki”.

12.03.2012, godz.20.oo  – Warszawa – Palladium

13.03.2012, godz.20.oo  – Poznań – Centrum UM

14.03.2012, godz.20.oo  – Łódź – Wytwórnia