Tzadik Poznań Festival: Undivided i Mikołaj Trzaska solo

Autor: 
Kajetan Prochyra

W piątek rozpoczęła się V edycja poznańskiego Tzadik Festivalu. Choć impreza ta kojarzona jest przede wszystkim z muzyką, prawdziwa inauguracja miała miejsce o 16tej, kiedy rozpoczęto projekcie filmowe najlepszych obrazów z zaprzyjaźnionego festiwalu Żydowskie Motywy. Główną atrakcją pierwszego dnia była jednak premiera płyty grupy Undivided a po niej solowy koncert Mikołaja Trzaski. 

Undivided

Undivided - to dość, zdawałoby się, ironiczna nazwa, dla zespołu, w którym każdy z jego członków jest z innego kraju, wywodzi się z innej muzycznej i kulturowej tradycji, mówi innym językiem, a jej leader, Wacław Zimpel, gdyby zajrzeć Undivided w metryki, mógłby być synem każdego z pozostałych członków grupy. Jednak kiedy grają, tworzy się między nimi przestrzeń, która, choć niezbadana i nieprzewidywalna, jest ich wspólnym, urzekającym światem. 

Po sukcesie ich pierwszej płyty "Passion" (m.in. tytuł "Best New Release 2010 / Honorable Mention" All About Jazz New York), zawierającej muzykę inspirowaną liturgią pasji, oczekiwania wobec drugiej płyty były spore. Do grupy dołączył (zarówno podczas warszawskiego koncertu, którego zapis tworzy nowy album "Moves between clouds" jak i wczoraj w Poznaniu) Perry Robinson - z jednej strony współpracownik Archie Sheppa, Anthony Braxtona, Carli Bley i Charliego Hadena, z drugiej badach dziedzictwa muzyki klezmerskiej. 

Undivided byli tego wieczora opowiadaczami historii i malarzami nastrojów, co nie znaczy, że którykolwiek z muzy

Koncert rozpoczął się lirycznym brzmieniem klarnetow Robinsona i Zimpla, rozłożonym na miotających się bębnach Klausa Kugela, czujnym pulsie kontrabasu Marka Tokara i plątaninie dźwięków fortepianu Bobby'ego Few. Klarneciści często grali w duecie, by co jakiś czas, niemal niezauważalnie ustępować sobie pierwszeństwa. Perry Robinson wprowadzał do gry więcej nostalgii, rzeczywiście, jak głosiły materiały prasowe, przywodząc nastrój żydowskich muzykantów. Jednak muzyka Undivided zmieniała się praktycznie nieprzerwanie. Nazwanie zaprezentowanego materiału "muzyką żydowską" byłoby chyba równie nieprecyzyjne co przyklejenie łatki "muzyki jazzowej". Oba te elementy zawierały się w dźwiękach rozbrzmiewających wczoraj na scenie na pietrze Poznańskiej Estrady, jednak tradycji, form ekspresji i muzycznych światów było tu zdecydowanie więcej.  

Każdy z członków grupy Undivided jest niesamowitym instrumentalistą. Widać i słychać było to wczoraj doskonale. Bobby Few, kiedyś muzyczny partner Alberta Aylera i Steve'a Lacy, dolewał dźwięki fortepianu do kotła wspólnej improwizacji, jak gęstą, niejednorodną zawiesinie. Kiedy indziej jego gra brzmiała jak klasyczny koncert fortepianowy, dobiegający z filharmonii widmo. Klaus Kugel, jedna z kluczowych postaci europejskiej sceny muzyki improwizowanej, zarówno jako znakomity perkusista jaki i jeden z założycieli wydawnictwa Nemu Records,  nieustannie tworzył kaskady dźwięków, często też grając bardzo delikatnie, uderzający tylko w dzwonki, gong czy smyczkiem pocierając krawędzie blach talerzy. Mark Tokar, pozornie schowany najgłębiej za muzykami grał niezwykle czujnie i celnie. Jako jedyny zagrał tego wieczora solo, bez czyjegokolwiek muzycznego towarzystwa. Ciągnąc smyczkiem po strunach kontrabasu wykonywał glissando, którego dźwięk przypominał ludzki głos - gdy sunął po dwóch strunach na raz powstawał jakby mały, ludowy, męski chór. Inspiracje muzyką tradycyjną słychać było w muzyce grupy częściej - gdy Wacław Zimpel zamienił klarnet na fujarkę a Robinson na trzcinkę ze stroika - brzmieli wtedy wraz z Kugelem i Tokarem jak muzykanci albo szaleni kolędnicy. Na bis Undivided wykonało żydowską pieśń, "Adon Olam", której, jak zapowiedział ZImpel, nauczył go Mikołaj Trzaska. 

 

Mikołaj Trzaska solo - nie zastanawiam się co zagrać, tylko o czym zagrać.

Energia solowego koncertu jest czymś wyjątkowym, tym bardziej, gdy tym solistą jest Mikołaj Trzaska - muzyk, bez którego - jak zauważył zapowiadający go Wawrzyniec Mąkinia (Multikulti Project)- Wacław Zimpel czy Paweł Postaremczak, jak i pewnie wielu innych improwizatorów na polskiej scenie, grałoby dziś zupełnie inną muzykę. 

W naszej zachodnioeuropejskiej kulturze przyzwyczailiśmy się do tego, że rzecz realna to jest rzecz materialna, której dotykamy. W kulturze chasydzkiej rzecz realna to jest rzecz, która czasem dzieje się w wewnętrznym świecie, we własnym śnie. Potem Freud zarobił na tym dużo pieniędzy - i słusznie, bo uznał, że skoro śnimy, to śnimy właśnie siebie. - powiedział przed koncertem Trzaska. Po chwili dodał - Tak się stało, że Raphael Rogiński dwa tygodnie temu zawlókł mnie do Izraela. No i taki wróciłem trochę przetrącony, bo wszystko co dotąd myślałem, przeczytałem, miało się nijak do tego, co zobaczyłem. Co zobaczyłem, to nie będę gadał. 

Mikołaj Trzaska

Kiedy między utworami Trzaska sięgnął po butelkę z wodą, powiedział: muzyk w Izraelu pokazał mi, że izraelscy żołnierze piją wodę tak - i włożył butelkę do kącika ust i uniósł ją gwałtownie do góry, możliwie nie ruszając głową - żeby was lepiej widzieć

W muzyce tego wieczoru czuć było smutek, żal, niepokój, złość. Kiedy po "Fudze śmierci", urodzonego w Czerniowcach, Paula Celana Trzaska zapowiedział utwór "Kiedy umrę, chciałbym, żeby pochowano mnie w Twoim brzuchu", dodał - Dużo jest o śmierci - ale o śmierci fajnie.

Każdy oddech, każdy krzyk saksofonu czy jednoczesny z graniem śpiew, był naładowany po brzegi emocjami. Fakt, że w wypełnionej publicznością sali Małego Domu Kultury w Klubie Dragon, Trzaska grał sam, podkreślało jeszcze siłę tego przekazu, tego ładunku. Nawet śpiewne chasydzkie niguny po chwili przeistaczały się w jęk, płacz, wrzask albo charczenie dzikiego zwierza. Momentami miało się wrażenie, że ten solowy koncert jest jak wbicie igły w tętniącą żyłę Mikołaja Trzaski.

A przy tym jeszcze jego muzyka brzmiała pięknie. Ciepło, mądrze, świadomie, ale też przystępnie. Siedząca za mną młoda dziewczyna przed koncertem powiedziała, że "słyszała dużo o Panu Mikołaju Trzasce i chciała go usłyszeć" w trakcie koncertu dodała "Nowy wiek awangardy, ale podoba mi się taka awangarda, taki swojak". 

Trzaska był jak zawsze ciepły, zwracając się do wszystkich "Kochani", jednak jego wczorajsza muzyczna wypowiedź postawiła spory znak zapytania, przy słowie, nazwie państwa Izrael, jego polityce. O tym także należy pamiętać w kontekście muzyki i nowej tradycji żydowskiej, jeśli nie chce się być tylko, jak ten skrzypek na dachu.