Before The Silence
Być może kwartet wytrawnych improwizatorów, jaki zebrał się w klubie Jazz Cava w katalońskim Vic, w maju 2015r., stanowi kwintesencję iberyjskiego wymiaru współczesnej muzyki improwizowanej. Z pewnością wszakże Hernani Faustino i Gabriel Ferrandini to najbardziej rozpoznawalna sekcja rytmiczna tamtej części świata, zaś pianista Agusti Fernandez – już bez cienia wątpliwości – osoba kluczowa w ogólnoświatowej percepcji hiszpańskiej muzyki improwizowanej. Wreszcie postać Cirery, muzyka łączącego personalnie sceny jazzowe Barcelony i Lizbony, który ostatnimi miesiącami definitywnie wychodzi z cienia niższej rozpoznawalności.
Saksofonista, mając za sobą kilka udanych koncertów z portugalską sekcją, postanowił zabrać ich w rodzinne strony i z czynnym udziałem papy Fernandeza, przy wtórze jego błogosławieństwa, zagrać ognisty koncert, którego dokumentacja fonograficzna właśnie wylądowała w naszym odtwarzaczu srebrnych krążków. Wydany przez NoBusiness Records dysk zwie Before The Silence, a sygnowany jest nazwiskami wszystkich muzyków, w tejże kolejności: Albert Cirera, Hernani Faustino, Gabriel Ferrandini i Agusti Fernandez. Zawiera cztery improwizowane fragmenty (trzy pierwsze są nieprzerwanym ciągiem dźwięków), trwające 57 minut (uwaga! zsumowany czas utworów, podany na okładce jest dłuższy, zatem długość któregoś z traków jest nieprawidłowa).
Wieczorny (ba! nocny!) koncert w Jazz Cava zaczyna się bardzo spokojnie. Muzycy, delikatnie się macając, rozgrzewają wypolerowane instrumenty. Jakkolwiek już od pierwszego dźwięku mamy stuprocentową pewność, że na scenie jest co prawda czterech muzyków, ale bezwzględnie stanowią oni jeden muzyczny organizm (czterogłowy smok, to trafne skojarzenie!). Cirera, na saksofonie sopranowym, zwinnie podprowadza tę zgraję muzykantów na pierwszy szczyt koncertu. Sekcja, czujna i stylowa, dba o właściwy kierunek podróży, zaś piano motywująco dla pozostałych, pasażuje na boku. Po przepięciu dramaturgicznym, kontrabas i fortepian ciekawie konweniują, dając nanosekundę oddechu perkusji i saksofonowi. Nie mija wszak kwadrans tego spektaklu, a muzycy już wbiegają na najwyższy poziom muzycznej ekstazy, iście freejazzowego wyniesienia. Moment uspokojenia, deeskalacji hałasu, stanowi nie ostatni dziś raz, powód do zmiany numeru ścieżki na krążku. Numer drugi, w początkowej fazie, wypełnia doprawdy urocze zbliżenie fortepianu i saksofonu (tu: tenorowego). Słychać, jak Cirera i Fernandez świetnie się ze sobą czują (patrz: Liquid Trio).
Następujące potem, dynamiczne crescendo całego kwartetu, niesione jest na plecach tenorzysty. Około 25 minuty nagrania (licząc od startu), dynamiczną, ściśle kolektywną pyskówkę wieńczy, po konsekwentnym wytłumieniu, solowy incydent perkusisty, pod który momentalnie podłącza się, kipiący pomysłami pianista. Gdy Cirera powraca na sopranie, wokół iskrzy się już na całego. Okazję do kolejnej zmiany numeracji traku, stanowi płynne przejście owego czterogłowego smoka z trzeciego piętra hałasu, do sutereny niskiej, ekstremalnie wyciszonej, sonorystycznej chwili zadumy. Być może jesteśmy świadkami najpiękniejszego fragmentu tego koncertu. Tuż po jego wybrzmieniu, muzycy – znów w pełni kolektywnie – łapią siedemnasty tej nocy powiew dodatkowej energii i niosą nas w odmęty kolejnej eskalacji ekspresji. Ta będzie wszak tą ostatnią, gdy widać już w oddali pojawiające się napisy końcowe. Rośnie dzięki atencja muzyków, intensywność ich gry, poniekąd także naszych emocji. Kwartet dobija do końca w doskonałej formie, przy okazji Cirera – nie po raz pierwszy tego wieczoru, poszerzając dostępne ludzkości techniki artykulacyjne – szczytuje na tenorze w niezwykle wysokim rejestrze. O, tak, cisza po wybrzmieniu całości zdaje się zbawienna! Pięciominutowa coda – lek na wyciszenie emocji - niewiele już tu zmieni. Brawo!
1. Before 15:58, 2. The 22:15, 3. Silence 20:29, 4. Coda 4:31
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.