Alaman
Kultura, tak jak i natura próżni nie znosi, szczególnie gdy istnieją doskonałe warunki, by tę pustkę twórczo wypełnić. Biorąc pod uwagę przebogaty kapitał ludzki w postaci licznego grona młodych, ale jednocześnie muzycznie w pełni już ukształtowanych improwizatorów – by wymienić chociażby Macieja Obarę, Dominika Wanię, Wacława Zimpla czy Maciejów Garbowskiego i Fortunę – uprawnione wydaje się stwierdzenie, że powstanie orkiestry, złożonej z przedstawicieli tego pięknie się rozwijającego muzycznego pokolenia było tylko kwestią czasu. Czasu niezbędnego do tego, by pojawił się charyzmatyczny lider, potrafiący taką formację stworzyć i napisać dla niej pełne improwizacyjnej przestrzeni kompozycje. I oto objawił się nam Piotr Damasiewicz ze swoimi „Powerami”.
Objawił się to chyba jednak za słabe sformułowanie, nie oddające rezonującej z muzyki zespołu młodego trębacza energii oraz wrażenia, jakie zrobił on na krytykach i fanach jazzu w Polsce. Power of the Horns polską scenę jazzową podbił z impetem godnym tytułowych Alamanów, najeżdżających rubieże rzymskiego imperium. Podbił i stał się jednocześnie w krótkim czasie wręcz jednym z symboli wspomnianego pokolenia, skupiającym niczym w soczewce to, co w muzyce jego reprezentantów najpiękniejsze: improwizacyjną żarliwość i kunszt.
Muzyka grana przez Damasiewicza i jego towarzyszy to esencja freejazzowego rozmachu i ferworu, którym kipią tak indywidualne partie solowe, jak i gęsto tkana materia zespołowego dialogu. Muzyczny żywioł podsycany jest nieustannie pulsacją trzech zestawów perkusyjnych, szczególnie intensywną w tytułowym „Alamanie”. Właściwie to co wydarza się w tym utworze już wystarcza, by uznać nagranie z koncertu w katowickim Gugulanderze za jedną z najlepszych polskich płyt jazzowych A.D. 2013. Wyłaniający się z mrocznego basowego pomruku dźwięk trąbki lidera osaczają stopniowo pozostałe rogi, by nagle ucichnąć i eksplodować w ekstatycznym temacie, wplatającym się pomiędzy energetyczne solówki Pospieszalskiego, Pindura i szczególnie ekspresyjnego Obary. „Troid” to z kolei obfita dawka stężonego wielogłosu rogów, stopniowo odnajdujących swą zjednoczoną siłę w powracających kompulsywnie ciosach. Całość wieńczy poświęcony jednej z największych legend free jazzu „Psalm for William Parker”. Sygnał do uderzenia daje tym razem wszechstronny Dominik Wania, monumentalny motyw podejmuje siła rogów, a potem zaczyna się już spektakl ze świetnymi Obarą i Niewiadomskim.
Wypada nam sobie tylko życzyć, by ten spektakl trwał jak najdłużej, bo taki band jak Power of the Horns to po prostu skarb.
1. Alaman, 2. Troid, 3. Psalm For William Parker
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.