Les Hommes Armés
W literaturze dotyczącej europejskiego jazzu, gdzieś od lat siedemdziesiątych, pojawiła się teza, że tym, co go wyróżnia jest odwoływanie się do tradycji muzyki europejskiej. I to zarówno do europejskiego folkloru, jak i do doświadczeń europejskiej muzyki koncertowej (poważnej). Obecnie w jazzie (o ile to jeszcze jazz), wszystko tak się wymieszało, że bodaj najbardziej znane zespoły odwołujące się do europejskiego folkloru pochodzą z downtownowej sceny Nowego Jorku (choćby nagrania zespołów Chrisa Speeda, Pachory, Tiny Bell Trio i wielu innych).
Tym niemniej, jeśli przedstawione na wstępie zdanie uznać za prawdziwe, to jedną ze sztandarowych postaci tak rozumianego europejskiego jazzu będzie włoski saksofonista i klarnecista, a także kompozytor, Gianuligi Trovesi. Postać o tyle wyjątkowa, że niemal konsekwentnie w swej muzyce odwołuje się do folku i muzyki "klasycznej" ze szczególnym uwielbieniem dworskiej muzyki dawnej. Być może jedynie z braku innych etykietek, na jego płytach znaleźć można adnotację "file under: jazz". Być może. Być może jednak w istocie takie podejście do muzyki, to europejski wkład w jazz.
Równie sztandarowym przykładem takiej muzyki, jest pochodząca sprzed kilku ładnych lat płyta "Les Hommes Armes" nagrana przez Trovesiego w oktecie (nota bene dość ulubionym składzie jego zespołów). Pośród towarzyszących mu muzyków znaleźć można innych przedstawicieli tak rozumianego europejskiego jazzu, a bodaj najbardziej znanym jest trębacz Pino Minafra - postać chyba równie ciekawa jak lider.
Na płycie próżno raczej szukać odwołań do bluesa, czy szerzej powiedziawszy tzw. muzyki murzyńskiej, która obecna jest w amerykańskim jazzie od początku, nie wyłączając colemanowskiego free, a na m-base i obecnych próbach łączenia jazzu z hip hopem skończywszy. Jedyne kojarzące się, choć w drobnej części, odwołania do muzyki amerykańskiej, to latynoamerykańskie tango, które pojawia się w kilku formach na tej płycie. Choć z drugiej strony, nie bardzo chciałbym denerwować Finów, czytających te słowa, albowiem tam uważa się, że tango ma fiński rodowód (proszę posłuchać choćby płyt Edwarda Vesali i przeczytać znajdujące się nań komentarze). Zamiast bluesa mamy zatem mnóstwo przekształceń muzyki, która sięga swoimi korzeniami do dworskiej muzyki nawet rodem z wieków średnich.
I dzieje się tak nie tylko poprzez wprowadzenie do repertuaru utworów Guillaume Dufaya (tworzącego w XV w.), czy nieznanych kompozytorów tamtego okresu, ale również, przez stylizacje samego Trovesiego. Nawet, gdy jak choćby w "Tengo" muzyka sięga do nowocześniejszych środków, całość brzmi jakby była napisana na potrzeby średniowiecznych monasterów. Symptomatycznym przykładem niech będzie też aranżacja jednego z najbardziej znanych utworów jazzowych - ellingtonowskiego "Moon Indigo", który w nagraniu zespołu Trovesiego bardziej kojarzy się z francuskimi musicalami lat 80, muzyką graną w paryskich spelunkach (cóż - to chyba łączy "jazz" made in Trovesi, z amerykańskim oryginałem), z zespołami jarmarcznymi. I takiemu obrazowi tego utworu nie pomoże nawet wpleciony cytat z "Błękitnej rapsodii" Gershwina.
Niewątpliwie jednak Trovesiemu udało się wypracować pewien styl, który łącząc odległe światy, jest bardzo koherentny i - zapewne przez to - ogromnie przekonujący, a słuchanie jego muzyki sprawić może niemałą przyjemność. Czego wszystkim życzę.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.