Krakowska Jesień Jazzowa: tak było według Bartosza Adamczaka

Autor: 
Bartosz Adamczak
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Ponad dwa tygodnie minęły już od finałowego koncertu tegorocznej edycji Krakowskiej Jesieni Jazzowej – czytelnicy mam nadzieję wybaczą ten brak pośpiechu. Bo póki wciąż odkładam pisanie, to festiwal trochę jeszcze trwa w mojej głowie.

 

Dwa weekendy, cztery koncerty – ot cały program, KJJ straciło dotacje, tegoroczna edycja z tego co mi wiadomo zostałą przygotowana bez żadnego instytucjonalnego wsparcia. Może to taki test na pełnoletniość. Z perspektywy  słuchacza, widza, który dużą część muzycznego dojrzewania łączy z historią tego festiwalu, to jest bardzo smutny widok. (Free)jazzowego bakcyla złapałem właśnie dzięki pierwszym edycjom KJJ. Przez lata można było mówić bez żadnej przesady, że krakowska Alchemia jest jednym z najważniejszych klubów jazzowych w Europie, KJJ jednym z najważniejszych cyklicznych wydarzeń promujących muzykę free-jazzową. Ostatnie lata raczej były mniej obfite, ale edycja tegoroczna jest zdecydowanie najbardziej minimalistyczną z dotychczasowych (wyłączając może 'pandemiczny' rok 2020).

 

Ale do rzeczy przejdźmy, tzn. do muzyki. Pomimo ograniczeń, udało się stworzyć program ciekawy i różnorodny, postawiono na prezentację artystów z Polski, małych projektów (dwa duety, jedno trio) z gościnnym udziałem jednego artysty zagranicznego (Jihye Kim tegoroczna artystka – rezydentka, poza koncertem prowadziła również warsztaty). Na koncert finałowy udało się zaprosić nowy zespół Kena Vandermarka – Edition Redux, dla którego występ w Krakowie było częścią europejskiej trasy.

 

Projekt 'Roboty W Lesie' przedstawiony przez Mikołaja Górczyńskiego oraz Jakuba Gucika to interakcja improwizujących muzyków z robotami – w założeniu dwaj autonomiczni bohaterowie koncertu (Wowee i Legomindstorms), na scenie otoczeniu zabawkowymi instrumentami, ale też na ekranie, zarejestrowani w naturalnym otoczeniu. Zamaszyste, drapieżne i dynamiczne improwizacje obu muzyków mocno kontrastują tutaj z jednak dość ograniczoną ekspresją robotów. Pojawiają się tutaj elementy humorystycznego performance (zwłaszcza dialog z Wowee 'wykonującym mówienie”), brzmieniowego minimalizmu. Multimedialny tworzy na pewno ciekawy kontekst dla pary klarnet-wioloneczela ale  myślę, że improwizatorzy mogą jeszcze być spokojni – sztuczna inteligencja nie zabierze im pracy.

 

Kolejny koncert to przedstawienie publiczności artystki rezydentki festiwalu Jihye Kim – improwizatorki, ale też specjalistki od tradycyjnej muzyki koreańskiej. Koncert oryginalnie zaplanowany jako 'komprowizacja' do nagrania Rafała Mazura 'Song Of The Black Crane', ale po próbach muzycy stwierdzili, że żadne nagranie wcześniej dźwięki nie są im potrzebne. Rafała Mazura publiczność festiwalowa zna dobrze i po raz kolejny mogła przekonać się, że jest godny przedstawiciel Krakowa na europejskiej scenie improwizowanej, poniekąd nasz lokalny ambasador na festiwalu. Wrażliwy improwizator, czujny, nie forsuje na scenie niczego, dynamicznie reaguje na sytuację. Skład tria dopełnia Marta Grzywacz, mezzosopran, wokalistka o klasycznym warsztacie ale zdecydowanie współczesnej wrażliwości. Trio współpracuje ze sobą blisko, tworząc ścieżkę dźwiękową do sztuki w której elementy poetyckiej subtelności przeplatają się z fragmentami mrocznymi, groteskowymi. Operowe, pełne dramatyzmu partie wokale komponują się idealnie z plemiennym brzmieniem basowego bębna oraz rozwibrowanymi dźwiękami gitary basowej (młodzieńcze sympatie Rafała Mazura w kierunku muzyki metalowej są tutaj słyszalne). W głowie mam obraz Joelle Leandre, która potrafi na scenie oczarować jak i rzucić klątwę – zarówno Marta i Jihye Kim też to potrafią. Wyśmienity, pełen dramaturgii koncert wolnej improwizacji.

 

Drugi weekend festiwalu otwiera duet Grzegorz Tarwid – Dominik Strycharski. Flety proste w muzyce improwizowanej to chyba wciąż jest novum pewne, niezależnie od tego ile razy Dominika można było w Krakowie zobaczyć. Grzegorz Tarwid wydaje mi się występował na KJJ po raz pierwszy, ale dobrze się stało – razem z Dominikiem stworzyli bardzo ciekawą historię – zaczęli od akustycznego minimalizmu, badając najpierw ostrożnie terytorium dźwiękowe. Ale najciekawsze następuje kiedy obaj ponowie porzucają akustyczne instrumenty i sięgają po elektronikę – transowe bity, przestery, drapieżne futurystyczne etno. Improwizowana muzyka klubowa. Free Techno jak kto woli. Wiadomo, że puryści na Krakowskiej Jesieni Jazzowej raczej nie mają czego szukać i dotyczy to też purystów free-jazzowych.

 

Na finał do Krakowa przywiózł swoją nowa grupę Ken Vandermark – Edition Redux obok lidera tworzą Erez Dessel (piano i klawisze), Beth McDonald (tuba i elektronika) oraz Lilly Finnegan. To symboliczny właściwie występ, bo to przecież od legendarnej już tygodniowej rezydencji Vandermark V wiosną 2004 zaczęła się w jakimś sensie Krakowska Jesień Jazzowa, projekt Resonance był jednym z kulminacyjnych punktów w historii festiwalu, Postać Vandermarka jest z tą historią nierozerwanie spleciona.  Kraków i Alchemia ewidentnie stęsknili się też za artystą bo przywitali go nadkompletem publiczności.

 

Edition Redux to working band Kena, co znaczy, że grają jego kompozycje, które przeplatają odniesienia do free-jazzowej tradycji, muzyki współczesnej z wyraźnymi wpływami rocka i funk. Co do zasady nie ma w tych kompozycjach wiele nowego względem znanych projektów Vandermark V, Bridge 61, Made To Break. Mamy za to specyficzne instrumentarium (tuba zamiast basu) oraz, bez zaglądania w metrykę, powiew młodości. Zastrzyk świeżej krwi zdecydowanie działa – lider czerpie z młodzieńczej energii towarzystwa. Pokazuje się w wybornej formie, dynamiczne sola na tenorze pokazują, że Ken wciąż ma sporo pary w płucach (klarnet dodaje kolorytu, ale jakoś nigdy nie byłem fanem gry Kena na tym instrumencie). Sekcja rytmiczna daje mocne wsparcie (choć trochę chętniej bym posłuchał pełnego brzmienia tuby, Beth tymczasem sporo korzysta z elektronicznych efektów). Show kradnie natomiast Erez Dessel piorunującym solem na klawiszach, z brudnym, mocno funkującym basem – przypomina się jako żywa The Headhunters, ale takie na sterydach.

 

To był zaiste wyśmienity finał festiwalu, który miał miejsce trochę pomimo i na przekór wszystkiemu. Tylko 4 koncerty. Za to bardzo dobre koncerty, choć niedosyt jest nieunikniony. Nieuniknione też pytanie – co dalej? Czy KJJ przetrwa i w jakiej formule? Krakowska Jesień Jazzowa skończyła 18 lat. Może po 18 latach koncert Kena Vandermarka to nie finał, ale nowy początek?

 

 

 

21.10.2023

Górczynski / Gucik – Roboty W Lesie

Mikołaj Górczyński – klarnet, klarnet basowy, koncepcja i video

Jakub Gucik – wiolonczela

roboty Legomindstorms i Wowee

 

 

22.10.2023

Mazur / Kim / Grzywacz

Jihye Kim – bębny koreańskie

Marta Grzywacz – głos

Rafał Mazur – akustyczna gitara basowa

 

28.10.2023

Grzegorz Tarwid – fortepian, elektronika

Dominik Strycharski – flety proste, elektronika

 

29.10.2023

Editon Redux

Ken Vandermark – saksofon tenorowy, klarnet

Erez Dessel – fortepian, keyboard

Beth McDonald – tuba, elektronika

Lily Finnegan – perkusja

 

wszystkie koncerty odbyły się w klubie Alchemia