More Touch

Autor: 
Maciej Karłowski
Patricia Brennan
Wydawca: 
Pyroclastic
Dystrybutor: 
Pyroclastic
Data wydania: 
02.12.2022
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Patricia Brennan: vibraphone; Marcus Gilmore: drums; Kim Cass: bass, acoustic; Mauricio Herrera: percussion.

Patricia Brennan to artystka młoda i u nas nieznana. Ale w USA gdzie mieszka rozlega się wokół nie tylko sporo recenzenckiego szumu, ale i zainteresowanie środowisk muzycznych wyrażane zaproszeniami do współpracy. I za dowód niech posłuży jej udział w nagraniu albumu Amarylis Mary Halvorson, kolaboracje z Michaelem Formankiem, Mattem Mitchellem, Tomasem Fujiwarą czy orkiestrą bardzo intersującego tandemu wykonawczo-kompozytorskiemu Anna Weber / Angela Morris.

Brennan jest pochodzącą z Veracruz Meksykanka, która od czasu studiów w Filadelfii weszła mocno w amerykański obieg kreatywnego jazzu. Ma na koncie debiutancką i to solową płytę Maquishti wydaną przez niewielki label Valley of Search, a teraz kolejny srebrny krążek nagrany już w obsadzie kwartetowej i wpuszczony na rynek siłami oficyny, o której jest a będzie jeszcze więcej słychać wkrótce Pyroclastic Records.

Jakoś tak się dzieje, że, szczególnie nieco lepiej obznajomieniu z historią jazzu słuchacze zwykli nie wiedzieć czemu, rozmieszczać wibrafonistów według topografii wyznaczanej przez dwie najgłówniejsze i najmocniejsze linie stylistyczne Hampton-Jackson-Hutcherson albo Norvo-Charles-Burton. Zupełnie jakby poza nimi nie działo się nic wartego osobnej kwalifikacji. Tymczasem jak już koniecznie szukać takich przynależności, to sądzę, że młodej Meksykance już bliżej do tego co tworzył w późnym okresie swojej twórczości Walt Dickerson, choć od razu dodam, że i to porównanie też wydaje mi się bardzo niedoskonałe.

 

Celniej, choć to wcale nie ułatwi to życia w recenzenckich szufladkach, byłoby pomyśleć o pannie Brennan jako o twórczyni, która choć z całą pewnością uzyskała wszelkie niezbędne kompetencje, to jednak bardziej niż na odniesienie historyczne spogląda w przyszłość. I nie mam tu na myśli tylko bardzo udanego wmontowania w swój wibrafonowy język, słownictwa mającego swe źródło w elektronice, ale raczej intrygujące abstrahowanie od stylistycznej przeszłości swojego głównego instrumentu. Chętnie za to umieszcza swoja muzykę w bogatych kontekstach rytmicznych, bo jak inaczej o tym myśleć, skoro do kwartetu zaprosiła dwóch perkusistów, a jeden z nich to turbo nowoczesny snajper Marcus Gilmore.

Słuchając jej muzyki, a jest to ponad siedemdziesięciominutowa, ujęta w 10 kompozycji porcja dźwięków, przychodzi mi na myśl Jason Adasiewicz, Mat Moran, Christopher Dell ze swoich ostatnich kolaboracji z Christianem Lillingerem. 

W moim odczuciu Brennan dekonstruuje i scala na nowo muzyczne elementy korzystając ze spoiw z muzyki rockowej, psychodelicznej, afrykańskiej ale także i południowo amerykańskiego folku. To mroczne bardzo tekstualne i ziarniste granie, w którego rytmicznej złożoności można całkiem poważnie odpłynąć i oderwać się od prosto pojmowanych jazzowych odniesień. I w takiej formule ma to w moim odczuciu bardzo ożywczy wymiar.

Przesadziłbym, że ta rozwibrowana, niepokojąca, nowoczesna muzyka sprawia prostą przyjemność, ale dobrze jest się w niej zanurzyć i przewietrzyć swoje zakurzone zwyczajnym jazzem uszy.

 

 

 

Unquiet Respect; More Touch; Space For Hour; El Nahualli (The Shadow Soul); The Woman Who Weeps; Square Bimagic; Convergences; Robbin; Sizigia (Syzygy); And There Was Light.