As far as November
Katalońskiego saksofonistę Alberta Cirerę, brytyjskiego kontrabasistę Olie Brice’a i szwajcarskiego perkusistę Nicholasa Fielda spotykamy w okolicznościach koncertowych szwajcarskiej Genewy. Panowie fundują nam pełnowymiarowy, free jazzowy spektakl, który zarejestrowany został w trakcie dwóch dni, zatem stanowi wyciąg z dwóch wydarzeń koncertowych.
Dla Cirery i Fielda to już trzecie spotkanie na kompaktowym dysku. W swym portfolio mają albumy koncertowe w trio z Rafałem Mazurem z krakowskiej Alchemii oraz w duecie z poznańskiego Dragona. Pierwszą wydało krajowe Not Two, drugą brytyjskie FMR Records. Na potrzeby spotkania z Bruce’em trio przyjęła nazwę własną, zatem jego długowieczność zdaje się być całkiem możliwa. To bardzo dobra wiadomość!
Pierwsza improwizacja trwa tu pełne dwa kwadranse, a muzycy zaczynają ją bez zbędnych ceregieli. Jazzowy drive idzie tu z rozśpiewanego saksofonu sopranowego, masywnego kontrabasu i wszędobylskiej perkusji. W stadium free jazzu artyści znajdują się w mgnieniu oka. Cirera skrzeczy, Brice atakuje ogniem krzyżowym, a Field wpada w okazjonalne furie. Pierwsze spowolnienie następuje już po pięciu minutach. Zdaje się, że muzycy pracują teraz jeszcze precyzyjniej. Kontrabas prezentuje małą ekspozycję solową, a powrót saksofonu oznacza dużo melodii i post-balladowe tempo. Tymczasem energia koncertu zaczyna niepostrzeżenie rosnąć, w czym zasługa kompulsywnego saksofonu sopranowego. W trakcie eskalacji do gry wchodzi jeszcze smyczek, powodując, iż ów moment pierwszego seta śmiało możemy uznać za jego najlepszy moment. Narracja z gracją kameleona raz za razem zmienia teraz swoje oblicze. Drobne incydenty solowe są tu okazją do wzięcia oddechu i pretekstem do kolejnej dynamicznej marszruty. W międzyczasie Cirera sięga po tenor, w jego tubie upycha przedmioty i charcząc jak gruźlik rzuca partnerom kolejne wyzwanie. Tuż przed końcem improwizacja wpada w szpony swobodnego chamber, które syci się mnogością dźwięków preparowanych ze strony każdego z artystów. Samo zakończenie jest jednak znów dość żwawe, głównie za sprawą kontrabasowego pizzicato.
Druga opowieść trwa kilka minut krócej, ale mimo to wydaje się jeszcze ciekawsza. Zaczyna się bardzo kameralnie - rozśpiewanym smyczkiem, kocim zawodzeniem sopranu i pałeczkami, które liczą krawędzie zestawu perkusyjnego. I tu improwizacja ma wiele twarzy. Najpierw jest dość dynamicznym duetem sax & drums, potem, po wejściu kontrabasowego smyczka, nabiera rumieńców i stwarza przestrzeń dla popisowych ekspozycji Cirery. W kolejnej odsłonie najpierw mamy solo perkusji, potem wyjątkowo głęboki bas i trzeszczącą tubą tenoru. Instrumenty rezonują, pokrzykują, proszą o łyk chłodnej wody. W połowie seta narracja zwalnia i przekształca się w swobodne dialogi szyte krótkimi, urywanymi frazami – dętymi preparacjami, perkusyjnymi szczoteczkami i smyczkiem. Z kolei przejście kontrabasisty w tryb pizzicato buduje nowy wątek koncertu. Narracja nabiera swingowych emocji, efektownie kołysze się na silnym wietrze. Przez moment Cirera milknie, Brice ma krótkie solo, po czym trio w komplecie wieńczy spektakl piękną, dronową ekspozycją.
1. A Zipper hidden in the Arm 30:45, 2. By the time you finish reading this it will be over 26:13
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.