Marcin Olak Poczytalny: Nowe

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Święta weszły naprawdę mocno. Choinki, mikołaje, zakupy, pośpiech, żeby kupić, przygotować, zdążyć… Zupełnie jakby wszyscy szykowali się na jakiś ostateczny audyt skrzyżowany z kontrolą Sanepidu i konkursem na najlepszy piernik. Na polu minowym. A teraz nowy rok, bez chwili przerwy. Znowu tłok w sklepach, pod lokalnym marketem nie ma ani pół miejsca do parkowania. Dużo wszystkiego – jedzenie, szampan, petardy… Petardy?

 

Ja nie strzelam. Jakoś nigdy nie przepadałem za tą częścią sylwestra, jest w tym dla mnie coś nazbyt ostentacyjnego, hałaśliwego. Tak, myślę o tych wszystkich wystraszonych zwierzakach i o wąsatych wujach, którzy nie będą się jakimś tam Burkiem przejmować, kiedy pan ma życzenie sobie postrzelać. Jakoś mi z tym wszystkim nie po drodze. No nie. Ale teraz to chyba jeszcze poważniejsze, bo obok mamy wojnę. I uchodźców. Ludzi, którzy uciekli przed wystrzałami, przed hukiem. Dla których strzał mógł oznaczać stratę bliskiej osoby, ból, śmierć, kalectwo, zagrożenie… Oni to słyszą. Może przesadzam, ale nie chcę i nie będę strzelać. Po prostu nie.

 

I w ogóle jakoś nie mogłem się zebrać do pisania. Dysonans był za duży, wiesz? Jakoś nie byłem w stanie tego ogarnąć, zmieścić w jednym tekście Gazy i Ukrainy, sań i reniferów, zakupów i magii świąt. Jakoś mi się nie mieściło. Ale też nie chciałem krakać, przecież wszyscy, ja też, potrzebujemy oddechu. Żeby przez moment nie myśleć o tym wszystkim i po prostu zjeść pierniczka. Popić czerwonym winem. Jakby, cholera, nigdy nic. Żeby nie zwariować. Więc OK, siedziałem i jadłem pierniczki. I nic nie pisałem, w ogóle na moment spróbowałem za bardzo się nie zastanawiać nad tym wszystkim. Nie pomogło.

 

To był naprawdę intensywny rok. Może nawet przełomowy, w polityce na pewno. Ta dotychczasowa polityka narobiła dużo złego między ludźmi, te uprzedzenia, podziały, wykluczenia… Mam nadzieję, że może pomału coś zacznie się zmieniać. Że zacznie się normalna rozmowa, że będzie tak normalniej, bardziej po ludzku. Chciałbym.

 

Nie mam za bardzo ochoty na imprezowanie. O północy popatrzę w niebo, oby jak najspokojniejsze, jak najcichsze. Jeśli zobaczę spadającą gwiazdę, pomyślę o pokoju. I posłucham muzyki. Peter Gabriel wreszcie wypuścił w świat nowy album, I/O. Świetnie zrealizowane piosenki, takie trochę przewidywalne. I zaangażowane. Takie na nasze czasy, nawet ta przewidywalność wydaje mi się, ku mojemu zdziwieniu, czymś fajnym. Love Can Heal – tak, przydałoby się. I jeszcze Live And Let Live – oby nareszcie, to wydaje się takie oczywiste, takie proste…

 

Sięgam po płytę, w sumie po co czekać. Uśmiecham się leciutko, tak prawie – dłonie odruchowo wybrały ciemniejszą wersję. Dark-Side Mix.