Artykuły

  • Tomasz Stańko w 81 rocznicę urodzin

    Jeszcze trzy lata temu składaliśmy mu najlepsze życzenia, choć, jak sam twierdził, urodzin nie obchodził. Niespołna trzy tygodnie później dowiedzieliśmy się, że nie będziemy mieli już więcej takiej okazji. Dziś Tomasz Stańko - człowiek, który dla wielu, był symbolem polskiego jazzu i jego najjaśniejszą gwiazdą, kończyłby 81 lat. 

  • 85 lat miałby dziś Lee Morgan, gdyby nie...

    Robiło się już późno gdy Lee Morgan wchodził na scenę nowojorskiego klubu Slugs, żeby wykończyć wieczór. To miał być już ostatni set wieczoru. Im później się robiło tym wszystko stawało się coraz bardziej nieformalne. Lee musiał się przedzierać przez zaczepiających go fanów. Był miłym człowiekiem i nie odmawiał rozmowy, więc wejście na scenę zajęło mu tym razem znacznie więcej czasu niż zwykle. Gdy wreszcie się udało i znalazł się na scenie, usłyszał znajomy kobiecy głos wołający go po imieniu - „Lee!” Odwrócił się ale nie wiadomo nawet czy zdążył zobaczyć tę kobietę.

  • Frank Wright - muzyka płynie prosto z serca

    “Poprzez muzykę próbujemy się oczyścić, by móc wejść na wyższy poziom spokoju ducha i świadomości. Chcemy też zaprowadzić tam tych, którzy nas słuchają” - tak Albert Ayler w obrazowym, a zarazem filozoficznym ujęciu postrzegał swoją twórczość. Postać słynnego saksofonisty i jego wypowiedź pojawia się tu nie bez powodu.

  • Kendrick Scott – perkusista, do którego należy teraźniejszość

    Kto jest najlepszym perkusistą młodego pokolenia? O ile niełatwo odpowiedzieć na takie pytanie, to przyjemnie powymieniać nazwiska, które mogłyby do tego miana pretendować. Niektórzy z Państwa wspomnieliby być może Erika Harlanda, inni Ronalda Brunera Jr., ktoś najpewniej – i to nie tylko z patriotycznego obowiązku – wymieniłby jakieś polskie nazwisko. Nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby wśród tych muzyków znalazł się także 43-letni Kendrick Scott.

  • Linda Oh - więcej niż basistka od Pata Metheny’ego

    „Ma wszystko, czego chcesz: świetny timing, naprawdę duży, a jednocześnie dynamiczny dźwięk, fantastyczne poczucie harmonii i szerokie spektrum gry na instrumencie... Jest coś transcendentnego w tym, co tworzy i sprawia, że ​​muzyka jest muzyką.” - tak Pat Metheny komplementował Lindę Oh w rozmowie dla “Jazz Times”.

  • Joe Zawinul! Dziś miałby 91 lat!

    „Wiecie, czasami spada na nas zły los. I nie zawsze wiemy, jak sobie z nim poradzić. Czasem po prostu nie wiemy, co robić gdy dzieje się źle. Ale mam dla wszystkich dobrą radę! Dostałem ją od mojego pianisty, Joe Zawinula. Ta rada nazywa się „Mercy, Mercy, Mercy” – tak saksofonista Julian „Cannonball” Adderley zapowiadał być może najsłynniejszy utwór autorstwa austriackiego muzyka podczas koncertu w Capitol Studios w Los Angeles w 1966 roku.

  • Mike Mainieri - człowiek, który wymyślił Steps Ahead

    Jego nazwisko znajdziemy na płytach Paula Desmonda, Kenny’ego Burrella czy Buddy’ego Richa. Grywał jako nastolatek z legendarną orkiestrą Benny’ego Goodmana. Gdy miał lat 20 zwyciężał w ankietach Down Beatu. Zdarzyło mu się również pracować jako sideman z wielkim Colemanem Hawkinsem, ale świat tak naprawdę pokochał go za formację Steps Ahead, którą wymyślił i na czele której stoi do dziś. Mike Mainieiri – wibrafonista, kompozytor i producent świętuje dziś urodziny.

  • Standardy istnieją chyba tylko po to, żeby grał je Ahmad Jamal

    „Zwykle ćwiczę przy otwartych drzwiach. Zawsze tak grałem, licząc że ktoś będzie przechodził i mnie odkryje” – wyznał kiedyś Ahmad Jamal. Na swoją szansę musiał poczekać, ale w 1950 roku, podczas występu w nowojorskim klubie Embers, zobaczył go John Hammond, odkrywca talentów Billie Holiday i Counta Basiego. Hammond zaoferował Jamalowi kontrakt z filią wytwórni Columbia rozpoczęła się długa i bogata kariera muzyczna Ahmada Jamala, ulubionego pianisty Milesa Davisa; muzyka, o którym Stanley Cruoch powiedział, że jest najbardziej wpływową postacią w historii jazzu, po Charliem Parkerze, jednego z największych innowatorów jazzowej pianistyki, którego twórczość w znacznej mierze ukształtowała muzyczne umysły Billa Evansa, Herbiego Hancocka czy McCoya Tynera. Zaczęła się od grania przy otwartych drzwiach.

  • Marcin Olak Poczytalny: Niech Trwa

    Lecę na wysokości 11000m. z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę, ale wydaje się, że samolot  stoi w miejscu. Pomalutku przesuwamy się nad puchatymi chmurami, tak niemrawo, prawie wcale. Odpowiada mi to oderwanie, to zawieszenie, nawet szum silników jest OK, zagłusza rozmowy współpasażerów. Tak jest dobrze. Chcę, żeby ta chwila trwała. Nie chcę wracać. 

  • Impresja na 92 urodziny Andrew Hilla

    Wszystko zaczęło się przez kompletny przypadek. Moja znajomość, która miała później okazać się głęboką przyjaźnią, z Andrew Hillem, zaczęła się przez pomyłkę. Aż wstyd się przyznać – choć wszystko wydarzyło się kawałek czasu temu i być może nie muszę czuć już takiego wstydu jak tego dnia, kiedy wziąłem Andrew Hilla za Herbiego Hancocka. A wszystko z winy Dona, w którego nowojorskim mieszkaniu znalazłem płytę, której okładkę znałem, choć samej płycie nie poświęciłem wówczas wystarczającej uwagi.

  • Stanley Clarke - 70 urodziny śpiocha

    Być może najważniejszy dzień w życiu Stanleya Clarke’a rozpoczął się od spóźnienia. Stanley zaspał do szkoły, był wówczas jeszcze w liceum, i spóźnił się na zajęcia w Roxborough High School w Filadelfii. Gdy wpadł wreszcie zdyszany na lekcje muzyki okazało się, że wszystkie najlepsze instrumenty zostały już zajęte – gitara, klawisze, perkusja, skrzypce. Na nic zdała się cała edukacja, którą zdążył pobrać, umiejętność gry na akordeonie, skrzypcach i wiolonczeli. Wszystko najlepsze było już zaklepane. Została tylko słabizna – gitara basowa. Nie mając szczególnego wyboru, Stanley położył ręce na basie, po raz pierwszy w życiu. Kilkadziesiąt lat później w podziękowaniu za to poświęcenie Stanley Clarke odebrał honorowe wyróżnienie – klucze do miasta. Między dniem wielkiego zawodu, gdy okazało się że Stanley będzie musiał zostać, ku własnej rozpaczy, basistą a dniem, w którym odbierał klucze do bram Filadelfii wydarzyło się bardzo wiele dobrego.

  • Frank Lowe - żarliwy poryw dźwięków saksofonu

    “Wziąłem parę płyt Coltrane’a do Wietnamu i słuchałem ich nieustannie. Jego muzyka dawała mi życie, choć śmierć czyhała na mnie bez przerwy” - tak pewnego razu w obrazowy sposób saksofonista Frank Lowe wypowiedzieć się miał na temat głównej artystycznej inspiracji. I coś musiało być na rzeczy, bo słuchając wczesnych płyt Amerykanina z naciskiem na żarliwe i chyba najbardziej uznane przez krytyków “Black Beings”, trudno nie odnieść wrażenia jakby każda wygrywana przez niego fraza czy solówka to była właśnie sprawa życia i śmierci.

  • Tom Harrell – płynące z serca melodie

    Chcąc skierować myśli na tych z aktywnych jeszcze, dojrzałych muzyków, którym z jednej strony blisko do estetyki jazzu sprzed czterech czy pięciu dekad, a z drugiej – którzy potrafią do dziś ten bagaż doświadczeń i fascynacji przekuć na różnorodną, interesującą sztukę, należy wymienić nazwisko Toma Harrella. Ten 73-letni artysta niemal od początku swej profesjonalnej kariery grał z postaciami dla jazzu wybitnymi: Stanem Kentonem, Woodym Hermanem czy Horace'm Silverem.

  • Geri Allen - wielka postać wielkiej jazzowej pianistyki

    Nie mieliśmy okazji bardzo często cieszyć się jej muzyką na żywo. W naszej pamięci jednak zostanie na zawsze jako jedna z najważniejszych osobowości nowoczesnego jazzu. Nie była w Polsce przesadnie popularna. Choć odwiedziła nas kilka razy to tę sytuację odrobinę zmieniła Aga Zaryan zapraszając ją do nagrania płyty poświęconej Ninie Simone i Abeby Lincoln, ale Geri Allen zanim przyjęła zaproszenie Agi była już od bardzo dawna wielką gwiazdą światowego jazzu. Dziś miałby 65 lat.

  • Chick Corea - Szalony Kapelusznik !

    Z pewnością nie może być łatwe odrzucenie pokusy spoczęcia na laurach. Szczególnie gdy ma się ku takiemu spoczęciu sposobność i wszelkie usprawiedliwienie, gdy zrobiło się już swoje i na dobrą sprawę, nikt nie powinien oczekiwać więcej. Było już i tak zupełnie wiele i zupełnie nieźle. Przed takim wyzwaniem duchowym stają zazwyczaj tylko najwięksi muzycy, których twórczość – by być twórczością właśnie a nie jedynie dorobkiem – stale domaga się zmian i rozwoju. To musi być męczące tak rozwijać się bez przerwy. Jednym z tych muzyków był Chick Corea.

Strony