Perkusista Manu Katché jest gwiazdą w swej rodzinnej Francji - m.in. jako najbardziej srogi juror tamtejszej wersji Idola. Jest także ważną postacią międzynarodowej sceny pop - począwszy od albumu “So” przez 12 kolejnych albumów Petera Gabriela przez współpracę ze Stingiem, Joni Mitchell, Jeffem Beckiem, Joe Satrianim czy Tracy Chapman.
Muzycznego spektaklu przygotowanego przez trio Nilsa Pettera Molværa mogliśmy doświadczać w niedzielę w Gdańsku. Jutro muzycy wstąpią na Scenie Bajka podczas festiwalu Palm Jazz.
Pierwszy weekend z Jazz Jantarem 2012 już za nami. Od piątku do niedzieli mieliśmy okazję zobaczyć i usłyszeć koncerty, jakie przygotowano w ramach dwóch nowych bloków tematycznych, Norway.NOW i Sygnowano: Mikołaj Trzaska. O ile piątek i sobota należały do każdego cyklu z osobna, to w dniu wczorajszym nastąpiła ich kumulacja – finałowe koncerty obu bloków zagrali Mikołaj Trzaska Quartet oraz jeden z tegorocznych headlinerów festiwalu Nils Petter Molvær.
Nils Petter Molvaer konsekwentnie odchodzi od jazzowego pulsu na rzecz groove'u. Już nawet nie takiego, którego korzenie zaczynają się w muzyce soul jazzowej lat 1960, od Silvera, Smitha by przywołać tych najbardziej znanych. Na Khmerze groove Molvaera miał swoje korzenie jeszcze w muzyce Davisa z lat 1970, tuż przed kilkuletnią przerwą w jego aktywności.
Nils Petter Molvaer konsekwentnie odchodzi od jazzowego pulsu na rzecz groove'u. Już nawet nie takiego, którego korzenie zaczynają się w muzyce soul jazzowej lat 1960, od Silvera, Smitha by przywołać tych najbardziej znanych. Na Khmerze groove Molvaera miał swoje korzenie jeszcze w muzyce Davisa z lat 1970, tuż przed kilkuletnią przerwą w jego aktywności.
Mimo iż najnowsza płyta Nilsa Pettera Molvaera jest już od ponad pół roku dostępna na rynku – Baboon Moon wydana przez Columbia/Sony ukazała się we wrześniu 2011, (w Polsce dostępna od 30. listopada) –, dopiero w ostatnia sobotę, 19. maja udało mi się usłyszeć ten nowy materiał na żywo w Budapeszcie.
Omawiana płyta Molvaera nie wnosi wiele nowego w porównaniu z poprzednim Khmerem. Podobna stylistyka od pierwszych dźwięków narzuca pogląd o kontynuacji stylu. Tym razem jednak pojawiają się momenty kameralistyczne, gdzie Molvaer gra na fortepianie, a towarzyszy mu jedynie śpiew Sidsel Endersen.
Są takie płyty, przed którymi trzeba skapitulować przy określaniu ich charakteru i przynależności gatunkowej. Są - na szczęście. "Khmer" chyba do takich należy. Nie żeby wytyczał jakieś nowe horyzonty, nie by był zarzewiem jakiegoś nowego stylu - co to, to nie. Gdzieniegdzie rozbrzmiewają tu aluzje do elektrycznego Davisa, Laswella, czy Marka Ishama. Jest też nieco etno (znów raczej w aluzjach) rodem z bliskiego wschodu.