Trafia do mnie ostatnio coraz więcej takich płyt. To naprawdę dobre albumy – świetnie nagrane, dopracowane w każdym szczególe, wręcz skazane na sukces. Muzycy grają wspaniale, bezbłędnie, jak z nut… No właśnie, jak z nut. Tak, jakby grali muzykę historyczną, takiego Bacha na przykład. Ale ja mam z tym problem, bo od jazzu oczekuję czegoś innego. Doceniam bezbłędne wykonanie i kunszt artystów, ale od muzyki improwizowanej oczekuję zaskakiwania, poszukiwania, przekraczania granic.
Drogi czytelniku, jakie płyty zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę? Albo inaczej: czy w ogóle pomyślałbyś o zabraniu jakichkolwiek płyt czy książek? Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wobec perspektywy pobytu na bezludnej wyspie większość z nas zaczęłaby kompletować przede wszystkim rzeczy, który pomogłyby przetrwać w potencjalnie niesprzyjających warunkach. Jakiś porządny nóż, krzesiwo, jakieś schronienie… A muzyka? Myślę, że większość w ogóle by nie pomyślała o płytach.
Skrzypek Patryk Zakrocki i gitarzysta Marcin Olak po raz pierwszy spotkali się w zeszłym roku, podczas festiwalu Ad Libitum w Warszawie. Znaleźli się wówczas z składzie grupy Ad Libitum Ensemble, która wystąpiła w finale imprezy, kierowana przez katalońskiego pianistę i kompozytora Agustiego Fernandeza, „rezydenta” zeszłorocznej edycji Ad Libitum. Owocem tej współpracy jest trzypłytowy album, będący zapisem koncertów Fernandeza w Warszawie, a także płyta na której Hiszpan nie zagrał nawet nuty.
Istotą tego projektu jest improwizacja. Otwarta, niczym nieskrępowana. Muzycy tworzący ten duet mają za sobą różne doświadczenia: występowali na najważniejszych festiwalach jazzowych w Polsce (i kilku na świecie), grali z orkiestrami symfonicznymi – czasem nawet swoje własne utwory.
Uważam, że słowa są ważne. Sądzę, że warto dbać o to, by używane przez nas pojęcia nie rozmywały się, żeby znaczyły to, co znaczą. Nasz język służy przecież nie tylko do komunikacji, jest także narzędziem pozwalającym nam opisać i uporządkować poznawaną rzeczywistość. A zatem, jeśli znaczenia nam się porozmywają, to i porozumieć się będzie nam trudniej, i nasz obraz świata będzie mniej czytelny.
Początek listopada to taki szczególny moment w ciągu roku, w którym chętnie wspominamy tych artystów, którzy już odeszli. Myślę, że w najbliższych dniach wszyscy znajdziemy wiele takich wspomnień – i między innymi dlatego postanowiłem swój tekst poświęcić nie tym, którzy odeszli, ale tym, którzy przyjdą. Bo, choć cenię sobie dorobek minionych pokoleń, to bardziej interesuje mnie to, co przed nami.
12 października startuje 12. edycja festiwalu Ad Libitum. Pierwszego dnia w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej wystapi Barry Guy i Agusti Fernandez. Drugim koncertem wieczoru będzie występ Joëlle Léandre, której towarzyszyć będzie Krzysztof Knittel oraz muzycy z grupy warsztatowej.
Farmaceuci już wiedzą, że klientowi nie wolno ufać. Czasy, kiedy pacjent w nabożnym skupieniu słuchał lekarza, a potem posłusznie brał przepisane leki w przepisany sposób, bezpowrotnie minęły. Teraz każdy wie lepiej, i dlatego farmaceuci do każdego lekarstwa dołączają ulotkę, gdzie wszystko jest opisane. Co prawda większość ludzi i tak tego nie czyta – bo po co, skoro wiedzą lepiej? - ale na wszelki wypadek ulotka jest. I nikt nie może zarzucić farmaceucie, że nie ostrzegał.