W ramach „Letniej sceny w Tarasach”, na placyku przed głównym wejściem do centrum handliwego „Złote Tarasy” wystąpiło trio RGG. To znaczy, chyba wystąpiło. Jeśli przyjąć za Claudem Levi-Straussem teorię, według której da się podważyć fakt historycznego wystąpienia Rewolucji Francuskiej. Teoria autora „Myśli nieoswojonej” przekonuje, że da się podważyć fakt historyczny tylko na podstawie sprzecznych świadectw świadków. Zatem – Rewolucja Francuska jest różna z perspektywy Dantona od perspektywy Marii Antoniny: wniosek (oczywiście sprowadzając to do parteru) – Rewolucja Francuska nie odbyła się. I niestety, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że więcej osób zgromadzonych na placyku Złotych Tarasów może upierać się, że koncert RGG nie miał miejsca.
Nie wiem, czy to przez nieszprzyjającą aurę pogodową, czy przez (w moim przekonaniu) niezbyt korzystny dobór miejsca do grających, ale niestety w dużej mierze publiczność (choć może właściwszym określeniem byłoby „zgromadzeni”) nie była zainteresowana grą tria.
Muzyka , choć stawała na głowie, nie przedzierała się przez gwar piwnych rozmów i pozostawała niemal niezauważona. Brawa rozlegały się sporadycznie i w niewielkich ilościach. Naprawdę, niewiele osób przyszło tego wieczoru by posłuchać jednego z najciekawszych, młodych polskich zespołów. A takim jest formacja Raminiak – Grabowski – Gradziuk, która oferuje słuchaczowi (jeśli chce słuchać) delikatną i intymną muzykę, którą lokuję gdzieś między wrażliwością grania tria Billa Evansa a E. S. T. Panowie z RGG grali naprawdę wspaniale, jakby ignorując piknikową atmosferę wokół siebie. Żal takiej muzyki, przykro że nie dotarła nawet do słuchaczy, rozbijając się po drodze o twardy mur. Proszę mnie dobrze zrozumieć – nie twierdzę, że publiczność nie była w stanie docenić sztuki jako niekompetentna. Twierdzę, że zwyczajnie nie była nią zainteresowana. A było czego posłuchać – materiał znany z płyt „Unfinished Story”, „True Story” czy „One” (przyjemnym bonusem było zamykające występ „Autumn Leaves”) jest naprawdę rzeczą, z którą warto się zapoznać, nawet jeśli ostatecznie się ją odrzuci. Z przyjemnością wysłuchałbym tego samego koncertu w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach. A tak – jeśli ktoś chciałby doświadczyć osobiście tego wydarzenia, wystarczy że pójdzie do dowolnej, byle przyzwoicie zatłoczonej, knajpki i puści sobie na słuchawkach przyciszone nagranie RGG. Efekt będzie niemal identyczny.