Jazz Jantar: Inauguracja - Erik Truffaz 4tet!

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
Pawel Wyszomirski / TESTIGO.pl

Nareszcie. Festiwal Jazz Jantar, od kilku co najmniej lat najpoważniejsze tego rodzaju wydarzenie na Pomorzu, można uważać za otwarty.  Powitaliśmy go po roku w tym samym miejscu, w którym zakończyła się edycja poprzednia.Tradycją jest, że jedna z największych jego gwiazd występuje w Sali Koncertowej Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, i tym razem zaszczyt ów spotkał kwartet Erika Truffaz, który zainaugurował festiwal koncertem promującym materiał z najnowszego albumu, El Tiempo De La Revolución. Ale wbrew temu tytułowi, do żadnego przewrotu nie doszło.

Nikt zresztą rewolucji nie powinien się był spodziewać. Repertuar francuskiego trębacza i jego pomysł na muzykę stracił już nieco na świeżości, a i drugi dzień listopada sprzyja nastrojom zgoła odmiennym, ale przyznać należy, że dźwięki, które ze sceny popłynęły, były dla daty wczorajszej bardzo odpowiednie. Stonowane, nostalgiczne pejzaże, podszywane to folkową, to znów bardziej jazzową pulsacją potrafiły koić, ale i przechodzić w segmenty rozgrzewające ciepłym groovem czy pełną werwy improwizacją komicznie w zapamiętaniu podskakującego pianisty Patricka Mullera. Melanż brzmień był przy tym tak bogaty, że można by przywołać każde gatunkowe hasło, i nie popełnić błędu.

U frontu postępujących, progresywnych przemian znajdował się skromny lider kwartetu, ze swoją mieniącą się przeobrażeniami tonu trąbką. Grając przybliżeniem i oddaleniem, elektroniczną modyfikacją oraz przytłumieniem tonu współtworzył lub przebijał się przez mgławy sos dźwiękowej pianki. Doświadczony, pozbawiony ambicji przesadnego dominowania nad zespołem Erik Truffaz często cofał się wgłąb sceny  lub przysiadując na krześle z uprzejmym uśmiechem przyglądał się instrumentalnym popisom przyjaciół, każdemu z nich dając okazję do wykazania się wyobraźnią. Zagrał nie więcej, i (na szczęście także) nie mniej niż zagrać należało. W kilku znakomitych partiach dowiódł, że nie potrzebuje, jak to się zdarza niektórym, zasłaniać braku warsztatu elektronicznymi sztuczkami, a także, jak we fragmencie duetu z pianistą, że stać go na sentyment, którego bynajmniej nie można nazwać tanim. I choć nastrojowy wydźwięk koncertu został zachwiany przez showmeński bis, nieco wymuszony przez porwaną ostatnim akordem występu publiczność (paradny chwyt perkusisty Marca Erbetty, który postanowił się zabawić pomysłowym przetwarzaniem własnych partii... wokalnych) to wnioskując z intensywności braw i reakcji zebranych, inaugurację tegorocznej edycji Jazz Jantaru z pełną odpowiedzialnością można uznać za sukces. Oby tak dalej, a jeszcze wiele przed nami.