Adam Bałdych & Yaron Herman w radiowej Trójce - nowa tradycja czy układanka młodzieńczych fascynacji?

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

No i oto mamy na płytowym rynku „The New Tradition” - najnowszy album Adama Bałdycha – młodego skrzypka, który w Polsce i Europie zdobywa sobie coraz większą popularność i z sukcesami buduje pozycję. Mamy go od wczoraj i jak przystało na premierę uświetnił ją koncert promującym materiał pomieszczony na płycie.

Dobrze się stało, że nad zdarzeniem patronat wzięło Polskie Radio, bo też informacje o koncercie i o płycie przedostały się do eteru, a to rzecz Polsce wciąż bardzo rzadka. Patronem był Program 2, a gospodarzem biorąc pod uwagę, że koncert odbywał się na Myśliwieckiej 3/5/7 Program 3, pomimo to jednak ani jedna, ani druga redakcja nie wydelegowała na tę okoliczność nikogo kto duet Adama Bałdycha i Yarona Hemana by zapowiedział. Dziwne to trochę, a już z pewnością skłaniające do pytania czy aby nie jest to przypadkiem żywy dowód, tego jak naprawdę obydwa programy traktują jazz na swojej antenie. Nie bez powodu o tym piszę, bo z kuluarowych szeptów wynikał jasno, że koncert będzie w radiowej Dwójce retransmitowany i to całkiem niedługo bo 22 czerwca. Może więc byłoby na miejscu opatrzyć go choćby nawet tylko kurtuazyjną zapowiedzią. Ale może też muzyka Adama Bałdycha wcale zapowiedzi nie potrzebuje, tym bardziej, że zawsze w takich razach jest spore ryzyko, że konferansjerowi uda się wypowiedzieć słowa budzące nie lekkie zażenowanie.

Powitaliśmy więc bez wpadek i w towarzystwie dość licznej publiczności, obydwu muzyków, którzy bez ceregieli zajęli swoje miejsce na scenie i zagrali nieco ponad godzinny koncert będący odbiciem dopiero co trafiającej na rynek płyty. Jaki był to koncert? W moim odczuciu dobry, a może nawet bardzo dobry przynajmniej jako zdarzenie sceniczne. Zwarta, dobrze ułożona opowieść zawsze pozostawia po sobie dobre wrażenie, bo przecież chyba nie przychodzi się na koncert po to, żeby usłyszeć replikację płyty, tak pod względem kolejności utworów, jak sposobu ich zagrania. Jeśli miałbym wybierać pomiędzy płytą a koncertem Art. Duo, to zdecydowanie wybieram doświadczenie live – mniej doskonale brzmiące, ale za to o wiele żywsze i bardziej zajmujące. Niesie ono ze sobą, oprócz wielu innych, także i tę, bardzo ważną skądinąd informację, czy muzycy lubią ze sobą grać, czy wspólne doświadczenie sceniczne jest dla nich okazją do rozluźnienia formalnego zacisku nadanego układem sił na płycie, czy czerpią radość z modelowania muzyki tu i teraz. Sądzę, że ci dwaj ludzie taką przyjemność czerpią i to w warunkach koncertowych słychać wyraźnie.

Niezależnie od tego czy koncert uznamy za dobry czy wręcz przeciwnie, otwartą sprawą w dalszym ciągu pozostaje sama muzyka. Czy bardzo pobudza wyobraźnię czy odwołuje się do stereotypów? Co mówi nam o jej twórcach, w jaki sposób wyraża ich poglądy na sztukę? W końcu też, do jakich przemyśleń i emocji wiedzie słuchacza? Tym bardziej pytania takie wydają się uprawnione, że The New Tradition”, jeśli podążać za słowami Adama Bałdycha, jest płytą koncepcyjną i ma w zamyśle być odpowiedzią na bardzo istotne pytanie, wyrażone w tytule jednego z utworów zagranych podczas piątkowego koncertu, „Quo Vadis” Zbigniewa Seiferta, a dopełniające tytuł albumu. Adam ujął to w taki, mniej więcej, sposób – dokąd zmierzasz artysto? O czym chcesz swoją sztuką opowiedzieć, jaki świat chcesz słuchaczowi pokazać, z jakich znaczeń złożony, z jakich zbudowany kolorów.

Z czego zbudowana jest Adama nowa tradycja? Z muzyki dalekiej europejskiej przeszłości, gdy gra „Lamentation of Jeremiah” Thomasa Tallisa, z muzyki Esbjorna Svensona, która przetoczyła się przez świat i zostawiła w Adamie ślad kompozycją „Letter for E”, ze słowiańskości wyrażanej potoczystością frazy i rozwibrowanym brzmieniem, z otwartości na inne kultury widzianej może poprzez wspólne granie z izraelskim muzykiem oraz z polskich jazzowych legend, wspomnianego Seiferta i wiecznie żywego Komedy, niestety tu już w najbardziej oczywistym odwołaniu do słynnej „Sleep Safe And Warm”.

W takich sytuacjach, tym bardziej, że Komedowy klasyk pojawił się na bis, niejako w roli puenty koncertu, pojawiło mi się pytanie czy aby na pewno jest to propozycja nowej tradycji czy może luźna układanka młodizeńczych fascynacji, które dopiero z czasem przerodzą się w prawdziwie głęboką refleksję nad tradycją.

Ale to pytania, na które odpowiedzi przyjdą być może za jakiś czas. Na razie cieszmy się, że Adam może grać muzykę, jaka mu w głowie gra. A że gra bardzo dobrze i ma umiejętność przykuwania uwagi słuchaczy to i niech radość będzie większa.