Free Distance, Vol. 2: Poems are Opening
Siedemnastu muzyków z Włoch, Portugalii, Słowenii, Hiszpanii (Katalonii), Szwecji i Szwajcarii, dwa lata temu w trakcie pandemicznej wiosny, wyprodukowało mnóstwo dźwięków, na ogół czyniąc to w domowym zaciszu. Improwizowali solo, incydentalnie we dwóch, czy trzech *), jeśli rygory lockdownu na to pozwalały, po części zainspirowani wskazówkami głównego organizatora przedsięwzięcia, słoweńskiego gitarzysty Samo Salamona, tudzież jego inicjacyjnymi dźwiękami przesłanymi wcześniej. W dalszej kolejności owe impro pocztówki przesyłali do komputera Słoweńca i tamże zostały one ulepione w … dwa dyski swobodnych improwizacji – od incydentu solowego, poprzez tria, kwartety, kwintety, sekstety, septety aż do nonetu! Oto New FreeQuestra na Wolnym Dystansie!
Nazwiska wszystkich artystów zaangażowanych w ten szalony projekt listujemy w innym miejscu tej opowieści. Pośród nich znajdujemy zarówno naszych świetnych znajomych (choćby czwórka z Półwyspu Iberyjskiego, czy znany szwedzki saksofonista), ale także szerokie grono muzyków włoskich, z większością których spotykamy się zapewne po raz pierwszy. Nie o nazwiska wszakże tu chodzi, i nie na nich będziemy się szczególnie skupiali.
Na wstępie zauważmy nade wszystko, iż niezależnie od formy powstania tego albumu, efekt prac siedemnastu muzyków jest doprawdy niebywały pod względem artystycznym. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę, iż Salamon kleił niekiedy naprawdę dużo ścieżek w ramach jednego utworu, to nasza ocena całości zdaje się sięgać szczytów wszelkich rankingów. Za moment zanurzymy się w dwudziestu w pełni wyimprowizowanych opowieściach, skupiać się będziemy raczej na produkcie finalnym wszelkich prac projektowych, ale wciąż z tył głowy mieć winniśmy ogromny szacunek dla artystów, w tym głównego reżysera, za niemal katorżniczą, pandemiczną robotę!
Dźwiękowe poematy (tytułowane cytatami z poezji E.E. Cummingsa) rozpoczyna portugalski duet trąbki i gitary, któremu po kilku zakrętach z odsieczą przychodzi włoski saksofon. Ciepła, spokojna narracja dużo zyskuje dzięki udanej fermentacji w tubie dęciaka. W drugiej opowieści mamy już kwintet (trzy saksofony, skrzypce i kontrabas), który buduje nerwowe chamber, zyskujące z czasem intrygujący, semicki posmak, a na ostatniej prostej dużo ognistego humoru. Zaraz potem duet preparowanego saksofonu (tego szwedzkiego!) i pętlącej się gitary (tu po raz pierwszy słyszymy dyrektora projektu!), a po nim trzy kolejne porcje improwizowanych strumieni dźwiękowych, serwujących nam bodaj najwyższą na całym albumie jakość. Czwórka, to śpiewne skrzypce, aż sześć saksofonów, gitara i perkusja. Kameralno-jazzowe intro łapie w żagle polifonię i ekspresję godną hollandowskiej Konferencji Ptaków. Piątka, to ledwie duet, ale ile w nim uroczego brudu i post-barokowej ironii, a wszystko za sprawą kontrabasowego smyczka i wypełnionej tajemniczymi przedmiotami tuby saksofonu. Szóstka zdaje się iść jeszcze wyżej! Dwie trąbki pełne dalekowschodniego zaśpiewu, znów skrzypce, cztery saksofony, gitara i perkusja. Trochę jazzowych fraz, dużo ekspresji i dynamiki, świetne interakcje (just not alive!) i kolejny odcinek Konferencji Ptaków mamy gotowy! W siódmej części do pary Portugalczyków (trąbka i gitara) dołącza kolejna trąbka, rozochocony klarnet basowy i zawieszona gitara. Część instrumentów wydziera się i skrzeczy, inne idą w kompulsywne tango. Zaraz potem kolejna zabawa w towarzystwie rzeczonych Portugalczyków, do których po kilku chwilach dołączają trzy saksofony i skrzypce. Bystra narracja od duetu do sekstetu, poprzez dęte trio, a w środku dużo ognia i emocji! Ostatnie dwie improwizacje na pierwszym dysku oddane zostają we władanie trąbek. Najpierw włoskie trio, potem portugalskie solo. Włosi swobodnie, choć kameralnie, Portugalczyk śpiewnie, nostalgicznie, ale z preparacjami.
Na początku drugiego dysku wciąż pozostajemy w oparach dźwięków kreowanych przez Portugalczyków. Tym razem czysty duet jazzowej gitary i rozśpiewanej, ale preparującej trąbki. Zaraz potem kwartet dwóch saksofonów, gitary i kontrabsu. To z kolei improwizacja budowana repetycją, pełna rozgrzanych, tanecznych wręcz fraz. Jako trzecia pozycja, lekko wycofane, dęte trio (trąbka i dwa saksofony). Najpierw śpiewa trąbka, a saksofony dokazują, potem muzycy zamieniają się rolami. A już czeka kolejny większy skład – cztery saksofony, klarnet basowy i gitara. Masywna, kolektywna jazda, z której po niedługiej chwili wyłania się intrygujący duet klarnetu i jednego z saksofonów. Piąta improwizacja, to kolejna perła w koronie! Kwintet dwóch trąbek, saksofonu, skrzypiec i perkusji. Dęte budują śpiewny flow, perkusja ulotną dynamikę, a skrzypce stawiają znaki zapytania. W szóstej części znów kwintet, tym razem sklecony z gitary, trąbki, skrzypiec, saksofonu i klarnetu basowego. Początkowo w podgrupach - leniwie, potem zwartym szeregiem - zadziornie i dynamicznie. Siódemka kameralna, rzewna, molowa, ale niebywale urokliwa – septet dwóch trąbek, trzech saksofonów, klarnetu basowego i gitary. A w ramach wisienki na torcie pełna subtelności ekspozycja jednej z trąbek. W ósmej części mamy nonet! Znów dwie trąbki, skrzypce, cztery saksofony, gitara i perkusja – wszyscy śpiewają i wzdychają, ale emocje falują niczym wzburzony ocean. Przedostatnia część wybudza nas z letargu! Agresywne, dynamiczne, wręcz brawurowe frazy skrzypiec, dwóch saksofonów i gitary. Wreszcie finał – duet saksofonu i klarnetu basowego, to spokojna rozbiegówka o niebanalnym, szorstkim brzmieniu.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.