Artykuły

  • Joe Henderson - wielki jazzman w wielkim cieniu

    Pierwszym, co zrobił dwudziestoletni Joe Henderson, po zwolnieniu z armii Stanów Zjednoczonych, było pobiegnięcie do Birdlandu. Jeszcze w mundurze, Joe po prostu zerwał się do biegu i stanął w miejscu dopiero gdy dotarł do celu. Na scenie grał Dexter Gordon. Joe był w towarzystwie przyjaciela, którego poznał kilka godzin wcześniej - gdy w drodze do Birdlandu zaszedł do znajomego saksofonisty, Juniora Cooke’a – trębacza Kenny’ego Dorhama. Henderson miał ze sobą swój saksofon i tylko czekał na pierwszą, dogodną okazję, by wdrapać się na scenę.

  • Mingus - Czuły Barbarzyńca @ 103!

    „Jestem Charles Mingus. Pół-czarny, żółty, pół-żółty, lekko, nawet nie bardzo żółty, nie wystarczająco biały, żeby nie być czarny. Uważam się za Murzyna. Jestem Charles Mingus i dla siebie samego jestem niczym.” - takimi słowami przedstawia się Mingus na pierwszych stronach swojej autobiografii „Beneath the Underdog”. Mingus to niesprecyzowany obiekt, przez samego siebie w dodatku. Na tej dezintegracji osobowościowej opiera się zresztą wielkość tego muzyka. Jest agresywny i melancholijny. Nowoczesny i głęboko tradycyjny. Czuły barbarzyńca.

  • Barry Guy - a gdyby przemówił bas?

    A gdyby przemówił bass? Nie tylko rozswingowanym jazzowym pochodem, czy liryczną smyczkową kantyleną, ale pełnym głosem wszystkich stylów muzycznych na raz? Wolny od stylistycznych szufladek i rodzajowych etykiet? Jeśli tak by się stało, to z pewnością mógłby zabrzmieć głosem Barry’ego Guya.

  • Peter Kowald - melodie są dla mnie zawsze jak poczucie domu

    Chyba nie sposób pisać o Peterze Kowaldzie. To, jak genialnym był muzykiem, jak ważną postacią wynika wprost z jego muzyki i procesu jej słuchania. Nie miałem nigdy okazji go poznać. Osobiście. Na jedyne spotkanie jakiego mógłbym z nim doświadczyć nie udało mi się dojechać, a na te wcześniejsze kiedy muzycy niemieckiej sceny free improv odwiedzali Polskę cześciej byłem zbyt mało zorientowany.

  • Han Bennink - improwizacja jak życie codzienne.

    Europejska scena jazzowa, szczególnie ta zorientowana na swobodniejszą improwizację, zrodziła wielu wybitnych i legendarnych perkusistów. W tym szacownym gronie są bez wątpienia takie postaci jak Norweg Jon Christensen, dwaj olśniewający Brytyjczycy Tony Oxley i Paul Lytton czy urodzeni w Szwajcarii malarze perkusji Daniel Humair i niezrównany Pierre Favre. Swoje akcenty mocno zaznaczyli także nasi zachodni sąsiedzi, głównie dzięki istnieniu takich speców jak Paul Lovens. W tym wyjątkowym gronie jednak jest postać wyjątkowa nadzwyczajnie.

  • Walt Dickerson – wszystko jest wytworem tych samych ludzi.

    Zwykł mawiać: „Nie widzę żadnej różnicy pomiędzy naszą muzyką, a obcą muzyką, naszą kulturą, a obcą kulturą, naszym językiem, a obcym językiem. Wszystko to jest przecież wytworem tych samych ludzi”. Czytając liczne wywiady z Waltem Dickersonem, właśnie te słowa zapadły mi najbardziej w pamięć. Wskazują bowiem na to, że dzisiejszy solenizant był nie tylko otwartym na nowatorską muzykę wibrafonistą, ale także wolnym od wszelkich uprzedzeń, prostolinijnym człowiekiem.

  • Marcin Olak Poczytalny: Hotel blues

    Znowu w trasie. Hotel, już północ. Na dole jakaś impreza, sami faceci. Jakaś integracja branżowa? Nie, przecież widziałem plakat w windzie, branżowe zawody sportowe. Dobra, wychodzi na to samo. Wczoraj impreza była spontaniczna, uczestnicy hałasowali w podgrupach, także pod moimi drzwiami. Dziś hulają już w sposób zorganizowany, w knajpie na dole. Na moim pietrze cicho. Póki co. Zresztą i tak jeszcze nie próbuję zasnąć, muszę jeszcze przejrzeć jakieś nuty. Kawa, kolejna. Dobrze, że mam swój zaparzacz. Kawa w ogóle jest dobra w trasie.

  • Herbie Hancock autobiografia - człowiek czantujący

    Kiedy na polskim rynku wydawniczym pojawia się książka poświęcona jazzowi to jest to wielkie wydarzenie. Takich pozycji jest u nas jak na lekarstwo, a jeśli już się zdarzają to w znacznej większości poświęcone są postaciom reprezentującym przed nowoczesne okresy w historii tej muzyki. Jak na razie tłumaczeń na polski doczekał się Louis Armstrong, Duke Ellington, Ella Fitzgerald, Billie Holiday, a z nowoczesnych jazzmanów powąchał druku, ale za to w dwóch tłumaczeniach, Miles Davis i Thelonious Monk.

  • Herbiego Hancock - Człowiek kameleon!

    Herbie Hancock to jazzowa instytucja. Członek wielkiego kwintetu Milesa Davisa, tak zwanego „drugiego”, znakomity muzyk sesyjny, lider, genialne dziecko i kłopot jazzowych purystów. Hancock jest tyleż wielki, co kontrowersyjny. Jest jednym z najbardziej wpływowych pianistów, jednym z głównych twórców ery post-bopu, który choć szybko zyskał uznanie jako klasyczny pianista, nigdy nie przestał szokować krytyków i publiczności, stale zmieniając brzmienie i swoją muzykę. Popychał ją naprzód, nawet jeśli miało się to wiązać z krytyką, niezrozumieniem i niechęcią środowiska.

  • Jakob Bro – pomiędzy Północą a Zachodem

    Wzruszenie, smutek, nostalgia, akceptacja, zadowolenie. Jakob Bro, jak sam mówi, w swojej muzyce przede wszystkim chce ukazywać różne nastroje. I choć większość z nich to raczej stany powściągliwe, ich brzmienie w muzyce Jakoba stają się mocne i porywające. Dokładnie tak, jak przenikliwa twórczość duńskiego gitarzysty.

  • Carmen McRae – wielka diwa

    Gdy Carmen McRae miała zaledwie 17 lat, poznała osobiście swoją największą bohaterkę – Billie Holiday. Zakochała się od pierwszego wejrzenia. Zapragnęła być jak „Lady Day”, elegancka, adorowana i niezależna w każdym calu. Billie potrafiła pobić gołymi pięściami dwóch pijanych marynarzy, którzy zgasili papierosy na jej płaszczu.

  • Alexander von Schlippenbach - wyobraźnia jest królową zdolności

    Muzyka free improvised, często oddalona od idiomu jazzowego, ale często także do niego odwołująca się w bardzo wyrazisty sposób. Choć od czasu kiedy pojawiła się na mapie muzyki świata minęło ponad pięć dekad, wciąż trzeba o nią walczyć, starać się, aby była dostrzeżona, w sposób jej należny. Zdania są podzielone czy powstała na Wyspach Brytyjskich, w umysłach takich twórców jak Derek Bailey, Gavin Bryars, Tony Oxley czy John Stevens, czy może w Holandii, gdzie tworzyli Han Bennink i Micha Mengelberg? A może powstała zupełnie gdzie indziej, blisko nas w Niemczech? To niewykluczone.

  • Freddie Hubbard: król hard bopu

    Wielu zarzuca mu, że decydując się na komercyjny sukces, zatracił możliwość tworzenia wielkich rozwojowych rzeczy u boku Ornette’a Colemana, czy Johna Coltrane’a. Ja natomiast cenię fascynację z jaką Freddie Hubbard konsekwentnie wykonywał muzykę bopową, rozszerzając i ubarwiając jej definicję. Dziś ten ogromnie zasłużony dla historii jazzu trębacz obchodziłby swoje 84 urodziny.

  • Billie Holiday@110

    Istnieje teoria, w zgodzie z którą musimy przyznać, że niezależnie od tego, jakiej współczesnej jazzowej (i nie tylko jazzowej) wokalistki słuchamy, faktycznie słuchamy Billie Holiday. Mnie przekonuje. Jeśli Louis Armstrong zrewolucjonizował wokalistykę jako dziedzinę od strony formalnej (będąc pionierem scatu) to Billie wniosła do sztuki śpiewu ogromne, niespotykane wcześniej, pokłady wrażliwości.

  • Noah Howard - tajemniczy Nowoorleańczyk

    Dla osób, które dużą wagę przykładają do nagrań z nurtów fire music i free jazz drugiej połowy lat 60. i początku kolejnej dekady, amerykański saksofonista Noah Howard jest z pewnością jednym z głównych bohaterów tamtego okresu. I nie sposób się takiemu podejściu dziwić, wszak ten pochodzący z Nowego Orleanu instrumentalista, nie tylko był godnym kontynuatorem spuścizny Johna Coltrane’a czy Alberta Aylera, ale też odnajdywał za pomocą altowego, sopranowego i tenorowego saksofonu swój własny głos.

Strony