Marcin Olak Poczytalny: Słucham.

Zdjęcie: 

A dziś tylko słucham.

 

Poznałem ją, zostałem zaproszony do grania na jednej płycie. Dawno temu. Ale tu nie chodzi o to co ja zagrałem, zupełnie nie. Bardziej o spotkanie, o kilka rozmów, bo może to powoduje, że słyszę te dźwięki inaczej niż inne. Trochę jak sen, wspomnienie, takie trochę zniekształcone. Jak przez fioletową mgłę.

 

Nie chcę dziś analizować, zastanawiać się. Nie próbuję rozumieć, zresztą może się nie da. Dziś nie patrzę dalej niż sięgają moje dłonie. Słucham.

 

Takie słuchanie wymaga odpuszczenia. Żebym nic od tej muzyki nie chciał, nie oczekiwał. Po prostu przez chwilę daję się nieść, ale to też nie jest jakieś założone, nazbyt poważne. Po prostu słucham. Strzępki słów przywołują jakieś wspomnienia, dźwięki snują się leniwie. Czasem tworzą jakieś całości i sensy, czasem nie. I jest tak, jakby nigdy nic nie było. I jakby było już wszystko.

 

A ja słucham.

 

Czuję się jakbym słuchał radia, tak jak dawno temu. Czasem udawało się znaleźć jakieś miejsce gdzieś pomiędzy tymi wyraźnie zagospodarowanymi częstotliwościami. I czasem tam wpadało coś z jednej stacji, albo z drugiej... Ale najczęściej tylko zakłócenia – budowały jakieś transowe, delikatnie pulsujące klastery. Jeśli pojawiała się jakakolwiek zrozumiała treść, to tylko na chwilę. I zupełnie wolna od kontekstów, więc żaden nazbyt nachalny konkret nie ograniczał wyobraźni. Każde dotknięcie gałki dostrajania częstotliwości pozwalało dostroić tę abstrakcję, a raczej zmienić, bo przecież dostraja się do punktów odniesienia, a tych unikałem. Ale za to nieokreślone, i bezkształtne wciągało, pozwalało odkrywać różne brzmienia, barwy, trochę tak, jakby świat się skończył i zostały tylko pojedyncze słowa, znaczenia, które mogę odkrywać na nowo…  A teraz radia usłużnie pomagają znaleźć czytelny sygnał stacji, szkoda.

 

Słucham. Czasem to wystarcza.

 

Michał Pepol. Kora Nieskończoność.