Marcin Olak Poczytalny: Plagiat

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Ed Sheeran wygrał proces. Spadkobiercy Marvina Gaye’a, dokładniej rzecz biorąc ich prawnicy, oskarżyli go o plagiat. 

Cóż, proces jak proces. Z mojej perspektywy wygląda to na próbę zarobienia szybkich pieniędzy. Ktoś najprawdopodobniej zauważył podobieństwo i postanowił sprawdzić ile to spostrzeżenie jest warte. Show-biznes polega wszak na zarabianiu pieniędzy, a prawa autorskie do światowego hitu są łakomym kąskiem, czyż nie?

Sheeran w pewnym momencie ogłosił, że jeśli przegra, to wycofa się. Skończy karierę. Oczywiście mógł to być ruch podpowiedziany mu przez prawników, ale coś we mnie ma nadzieję, że powiedział co czuje, że to nie było zagrane. Tak, styk twórczości i biznesu bywa naprawdę paskudny.

Myślę, że naprawdę trudno stworzyć coś ostatecznie oryginalnego. Twórca przecież czegoś słucha, czymś nasiąka, i potem - świadomie lub nie - nawiązuje do swoich źródeł. Każda muzyka skądś się bierze, wyrasta z jakiejś tradycji, buduje na czymś. A plagiat od inspiracji różni się tylko intencją, nie do sprawdzenia. Kiedyś słyszałem, że podobno ktoś wpadł na pomysł, żeby liczyć takty, że nie można powyżej iluś tam - zupełnie bez sensu, przecież riff do Satisfaction to tylko cztery. A beethovenowski motyw przeznaczenia - jeden. Czyli wracamy do oceny intencji. I do sądu, który musi ważyć racje, rozróżniać między inspiracją i plagiatem. I pomiędzy obroną własności intelektualnej a zwykłą chciwością. 

Tymczasem artysta, który próbuje coś tworzyć, wcześniej czy później zetknie się z biznesową stroną muzyki. I ten kontakt, swoją drogą niezbędny jeśli twórca chce z tego żyć, często będzie bolesny. I chyba nie ma sposobu, żeby się na to uodpornić. Można się dostosować, błyszczeć i zabiegać o lajki, iść na coraz to bardziej lukratywne kompromisy. Albo zamknąć się w pokoju, pisać do szuflady. Albo grać w najmniejszych klubach w mieście i stopniowo gorzknieć, kiedy kolejny raz patrzysz na pustą salę i pomału zwijasz sprzęt, bo nikt nie przyszedł. Albo tańczyć na linie pomiędzy tymi skrajnościami, próbować zachować w swoim tworzeniu coś czystego, niewinnego, choćby nie wiem jak bardzo było to naiwne. I każdego kolejnego dnia siadać znów do pisania, nawet wbrew sobie cieszyć się dźwiękami… Właśnie dlatego mam nadzieję, że Sheeran mówił to co czuje.

*

Wracam z koncertu, jest jeszcze wcześnie, pusta autostrada. Dziś jadę w ciszy. Chciałem posłuchać Marvina Gaye’a. Albo Eda Sheerana, ale nie mogłem się zdecydować. Jakoś tak głupio czułem, że zacznę porównywać, doszukiwać się, zajmować stanowisko.. w tym sporze chyba nie chcę, nie mam siły. 

Wybrałem ciszę.