Czegoś tu nie rozumiem. Oczywiście wiem, że USA to mocarstwo. I rozumiem, że prezydent Stanów Zjednoczonych to ważny człowiek, a jego wizyta to duże wydarzenie polityczne. Ale mimo to cała oprawa wizyty wydaje mi się, delikatnie mówiąc, nieadekwatna. Rozdęta, przesadnie celebrowana, nazbyt ostentacyjna – zamknięte ulice, snajperzy na dachach, w mediach relacja minuta po minucie… A już kompletnie nie mam pojęcia co skłoniło tylu ludzi do przyjścia na plac Krasińskich.