Being & Becoming
Peter Evans, niegdyś członek Mostly Other People Do The Killing, teraz jeden z najważniejszych głosów w dzisiejszej muzyce improwizowanej, wirtuoz trąbki, człowiek o ogromnych horyzontach muzycznych, który sprawia wrażenie, że po drodze jest właściwie z każdym rodzajem muzyki. Ale nie wszystkie rejony go interesują. Opiera się także przemysłowi muzycznemu nie nagrywając praktycznie dla żadnej wielkiej, biorąc pod uwagę światowy zasięg wytwórni płytowej. Aż chciałby się powiedzieć, że w kwestii rynkowych jest na obrzeżach płacąc cenę sporą bo nie dane jest mu choćby cieszyć się dobrodziejstwami promocji, nie tyko tej należnej mu ze względu na talent i umiejętności, ale w ogóle chyba jakiejkolwiek.
A jednak jeśli myślimy o tym kto jest kim w młodym pokoleniu trębaczy, liderów to obok Nate’a Wolleya, Ambrose’a Akinmusire’a, Kirka Knuffke na myśl przychodzi właśnie on. Na muzykę Evansa fani czekają i wiedzą, że jeśli pojawi się coś nowego w jego dyskografii, to będzie to pozycja co najmniej warta słuchania i, że szukać trzeba jej będzie w maleńkich, bez mała ściśle tajnych oficynach wydawniczych, takich jak Boomslang Records, Carierre czy ugEXPLODE. Tylko nieliczne albumy z jego udziałem ukazywały się w labelach o dłuższym rynkowym stażu i szerszej renomie w rodzaju Maya Recordings, Thirsty Ear, Clean Feed, Not Two czy PSI. Te najważniejsze płyty wydaje u siebie w More Is More Records. Tam powstała płyta „Zebulon”, „Rocket Science” i znakomita „Destination Void” i tam też znalazł dom najnowszy projekt Evansa „Being & Becoming”.
Evans przyzwyczaił nas z jednej strony do nagrań w towarzystwie największych znakomitości muzyki improwizowanej z Barry Guyem, Agustim Fernandezem, Craigiem Tabornem czy Evanem Parkerem, z drugiej do muzyki tworzonej z młodymi przedstawicielami tejże. I trzeba przyznać, że ma do nich rękę niezawodną. Tak jest i teraz kiedy pokazał swój nowy kwartet. Wśród członków grupy poza Joellem Rossem, wibrafonistą, który nie dawno zadebiutował na rynku płytowym albumem „King Maker” nagranym dla Blue Note, dwaj młodzi i mnie kompletnie nieznani muzycy, basistą Nickiem Jozwiakiem i perkusistą Savannahą Harrisem. Tak więc z jednej strony pod względem liczebności mamy znaną kwartetową formułę, z drugiej pod względem instrumentacyjnym kwartet nietypowy. Nie wiele jest wszak nagrań trąbka/wibrafon/bas/bębny.
Niecodziennym doświadczeniem jest również muzyka pomieszczona na płycie. Tak ze względu na unikatowe brzmienie bandu, jak również uwagi na jakość kompozycji i sposób ich wykonania. Z jednej strony mamy tu pięć znakomicie skrojonych utworów, z wyśmienicie zbalansowanym miejscem przeznaczonym tak dla improwizatorskich potrzeb poszczególnych instrumentalistów, jak i dla zaspokojenia ich ambicji realizowania większego kompozytorskiego zamysłu. Z drugiej poczucie, że doświadczamy czegoś więcej niż kolejnej propozycji jazzowej. Że ponad tym co zaplanowane na papierze muzycy opowiadają nam jakąś niespotykaną do tej pory historię biorącą w nawias jazz, do jakiego się przyzwyczailiśmy, popychającą narrację gdzieś dalej niż ta biorąca swój początek ze znakomitych predyspozycji instrumentalnych każdego z członków zespołu. Iskrzy się w tej muzyce od pirotechnicznych fraz, karkołomnych sekwencji rytmicznych, zwrotów akcji, złożonych repetycji, oszałamiających zmian temp oraz niecodziennych zestawień sonorystycznych. Wyrafinowanie zderza się co chwila, i to w obrębie każdego utworu, z mocarną energią i rozmachem. No i ta przestrzeń, a także kolorystyka powstająca na styku trąbki i wibrafonu. Przydaje całości jakiejś całkowicie nowej jakości.
Mam wrażenie, że muzyka z „Being & Becoming”, choć ogromnie bogata w pomysły i inspiracje także i daleko poza jazzowe, a warstwie brzmieniowej nieomal bizantyjska, pozostawi każdego wrażliwego słuchacza w niemałym niedosycie. Kiedy album się kończy gasnącymi w ciszy długimi, bez mała ascetycznymi akordami, lekko tylko inkrustowanymi interwencjami perkusisty, myśli w naturalny sposób zaczynają krążyć wokół pokusy odtworzenia całości jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Nie będę ukrywał, najnowszy projekt Petera Evansa to coś czemu warto poświęcić czas. Warto zatopić się w jego muzykę i bardzo warto poważnie zastanowić się czy aby nie mamy tu do czynienia z jednym z najciekawszych albumów tego roku. Wystrzegam się przed honorowaniem płyt maksymalną ilością punktów czy gwiazdek, nawet jeśli sprawiają mi tak wiele satysfakcji jak Being & Becoming” ale w tym przypadku jestem bliski dania pięciu gwiazdek.
1. Matrix; 2. Wormhole; 3. Sphere; 4. Double Drone; 5. Point of Return
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.