Tord Gustavsen Quartet - muzyka ma uzdrawiającą moc

Autor: 
Lech Basel
Autor zdjęcia: 
Lech Basel

Listopad jest najbardziej jazzowym miesiącem we Wrocławiu a to był najbardziej oczekiwany przeze mnie koncert tego miesiąca - Tord Gustavsen Quartet.  Jednocześnie największe wyzwanie reporterskie. Jestem skandynawofilem. Posiadam sporą biblioteczkę dzieł pisarzy skandynawskich, uczyłem się języka szwedzkiego, zakochany byłem w filmach Bergmanna, hipnotyzuje mnie muzyka niezapomnianego E.S.T. Jak relikwie przechowuję winylowe płyty Jana Garbarka a rozmowy z Bobo Stensonem podczas zeszłorocznego Jazztopadu nigdy chyba nie zapomnę. Jakże trudno w takiej sytuacji osiągnąć stan otwarcia na muzykę tu i teraz, swoisty stan pustki bez obciążeń emocjonalnych i intelektualnych. 

Sprawdziły się jednak słowa Charles'a Lloyda, że „Muzyka ma uzdrawiającą moc. Tylko ona potrafi przekraczać granice i docierać tam, gdzie żadne słowa nie są potrzebne” Od pierwszych dźwięków znalazłem się w innym świecie. Zapomniałem o smutkach i trudach szarej codzienności wypełnionej monotonną pracą, zbliżającej się starości i związanych z tym zmartwieniach. Z każdym dźwiękiem, z każdą nutą nabierałem  powoli przeświadczenia, ze odrywam się od świata realnego, odrywam się od ziemi i unoszę się w muzycznym kosmosie. Że ta wędrówka nie ma początku ani końca, że tracę poczucie czasu i przestrzeni... Niezbyt często zdarza mi się taki stan ale to jest dla mnie przeżycie najpiękniejsze z możliwych. I kiedy nieoczekiwanie ta podróż kończy się ręce same składają się do oklasków ale dusza ciągle wypełniona jest drżeniem strun fortepianu Gustavsena pulsacją basu i perkusji, nostalgicznym brzmieniem saksofonu...

Wiadomo,że to już koniec koncertu ale i  ja dołączam do próśb o bis aby choć na chwilę wrócić do tej zaczarowanej krainy. Do domu wracam rowerem. Zatrzymuję się na dłużej na moście Grunwaldzkim, Odra na chwilę zamienia się w norweski fiord bo w uszach ciągle muzyka Gustavsena...Muzyka jakiej mógłbym słuchać od urodzenia aż po koniec moich dni.

Tak...wiem. To nie jest normalna relacja z koncertu. Napisałem na początku,że czytam sporo książek literatury skandynawskiej. Myślę,że ten fragment książki współczesnego pisarza islandzkiego, Jona Kalmana Stefanssona pt. „Niebo i piekło” będzie dobrym wytłumaczenie moich refleksji.
„Muzyka jest niepodobna do niczego innego. Jest deszczem, który spada na pustynię, blaskiem słońca, które rozświetla serce, i nocą, która nas pociesza. Muzyka łączy ludzi i dlatego też Snorri nie jest samotny”