Glenn Miller Orchestra we Wrocławiu: Keep Swinging!

Autor: 
Lech Basel

Osiemnastego grudnia 2012 roku sala Wrocławskiego Centrum Kongresowego wypełniła się młodymi słuchaczami. Tak, młodymi. Bo chociaż przeważały roczniki przyprószone szlachetnym srebrem, to duchem wszyscy byli na poziomie dwudziestolatków.

Perfekcyjnie od strony muzycznej zagrany program Orkiestry Glenna Millera pod dyrekcja Wila Saldena przeniósł nas do czasów słodkiego swingu, w lata trzydzieste i czterdzieste minionego wieku. Takie utwory jak Moonlight Serenade, In the Mood, Four Brothers to wiecznie żywe przeboje tej epoki, dla wielu słuchaczy to bilety na podróż do czasów ich młodości. Zazdroszczę im takich wspomnień. A że sprytnie wypełniono program piosenkami na Okoliczność Świat Bożego Narodzenia, to szybko zrobiło się na sali bardzo sentymentalnie i słodko. Niewielu jest chyba ludzi, którym Jingle Bells, Santa Claus Is Coming To Town, czy Have Yourself A Marry Little Christmas nie kojarzą się z tymi najpopularniejszymi na świecie świętami, mimo tego, że to trochę odległe czasy.

A że trąciło to myszką i pełną komercją? No cóż, gdy gra się ponad 150 koncertów rocznie na wszystkich kontynentach tego świata to trudno jest nie popaść w swoista rutynę i automatyzm niektórych zachowań. Przyznam,że i mnie raziły pewne posunięcia dyrygenta , który chciał być bardziej amerykański od Amerykanów i w rezultacie jego zapowiedzi brzmiały momentami jak żywcem wyjęte z meczu koszykówki lub walki bokserskiej. Zabrakło troche dystansu, poczucia humoru, lekkości.

Tego wszystkiego czym oczarował mnie niedawno Ondrej Havelka i jego Mellody Makers. Sala do końca pozostała wypełniona. Młodzi, aczkolwiek nieliczni akredytowani fotografowie opuścili ją po 15 minutach przeznaczonych na zdjęcia. Ja wytrwałem do końca pierwszej połowy...