Pierre Favre - urodzony w 1937 roku perkusista ze Szwajcarii. Na perkusji gra tak, jak jego dużo młodszy rodak skacze na nartach. Artysta jest znany w kręgach improwizatorskich od wielu dziesięcioleci. Pierwotnie samouk, obdarzony niespotykanym zmysłem do melodii, studiował kompozycję klasyczną oraz tajniki perkusji afrykańskiej, hinduskiej i brazylijskiej. Do wspólnej pracy z nim chętni byli między innymi: Paul Motian, Nana Vasconcelos, John Surman, Barre Phillips, Dino Saluzzi, Arvo Pärt oraz Irene Schweizer. Jego nagrania ukazywały się głównie w ECM, ale także w Soul Note czy bardziej niszowych wytwórniach: Splasch Records, Enja, Ictus i wreszcie - Intakt.
Oczywiście, poza postacią lidera tego tentetu jest tu jeszcze dziewięciu wspaniałych muzyków, zawiązanych z nurtem muzyki współczesnej. Ze względu na ich świetne rzemiosło i - nieczęstą przecież - wrażliwość warto poznać ich bliżej.
Przewodnikiem tej "voyage" jest gra atmosferą. Nietypowy zestaw
instrumentów daje muzykom możliwości rozmaitych aranżacji: od kameralnych, przez quazirockowe, po orkiestrowe. Słuchacz jest delikatnie przeprowadzany przez brzmieniowe zarośla i drogi, do jego uszu dobiegają echa muzyki dawnej, nowoczesnej kameralistyki, trybalnych rytmów, francuskiego akordeonu. Czasem czuć ciężkie powietrze teatru, czasem słychać filmowe orkiestry, a czasem odgłosy amerykańskiej prowincji. A wszystko ma wyraz w fantastycznych przestrzeniach i w ujmujących, często powracających lub niedokończonych frazach i melodiach. Jednak żeby nie wprowadzić nikogo w błąd uprzedzam: nie jest to płyta łatwa w odbiorze.
Pod względem klimatu i niespieszności album ten przypomnina mi bardzo ciekawe wojaże innych muzyków: tria Bauer/Kowald/Sommer "Between Heaven and Earth" (też Intakt, 2003) i "History, Mistery" Billa Frisella (Nonesuch Records, 2008). Jednak, rzecz jasna, "Le Voyage" jest zupełnie inną opowieścią. To kolejna realizacja pradawnego motywu podróży - realizacja przepiękna.