Gerry Hemingway@70 - Zadaniem publiczności jest podjęcie ryzyka

Autor: 
Marta Jundziłł
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Gerry Hemingway to świetny perkusista, który w swojej twórczości nie stroni od żadnych muzycznych wyzwań. Od 10 lat żyje w Szwajcarii.  Ostatnio nagrał album z Izumi Kimurą i Barrym Guyem. Jak doszło do ich współpracy? Co przeprowadzka do Europu oznacza dla Amerykanina?  I wreszcie: jaki jest klucz do muzyki improwizowanej? O tym wszystkim, Gerry opowiedział mi w krótkiej rozmowie.

Jesteś na scenie muzyki improwizowanej ponad 40 lat. Co zmieniło się według Ciebie podczas tego okresu w muzyce free?

Zacząłem interesować się profesjonalnie muzyką w roku 1972, ale grałem już wcześniej, bo od 1965. Na samym początku, jeszcze zanim zacząłem utrzymywać się z muzyki, poszukiwałem grania, które wywodziło się z tego, co aktualnie czuję i kocham. Na samym początku pewnie nie do końca znałem tajniki rzemiosła swojego instrumentu, ale już wtedy doskonale wiedziałem, jak przełożyć moje uczucia na sposób, w jaki gram. Pod pewnymi względami to jeden z elementów, który w moim przypadku się nie zmienił, ale z pewnością udoskonalił przez te wszystkie lata.

Być może, zanim zagłębimy się w tę dyskusję, chciałbym odnieść się do wybranego przez ciebie określenia “muzyka free”. Podobnie jak muzyka “jazzowa”, to określenie przez lata zyskało wiele nowych i błędnych definicji. Dlatego też, żeby w pełni świadomie odnosić się do terminu “muzyka free”, musimy ustalić, jakie konkretne metodologie i treści charakteryzują ten rodzaj muzyki. Zależy mi, abyśmy uniknęli fałszywych założeń i możliwych nieporozumień.

Jestem kompozytorem, perkusistą, improwizatorem, piosenkarzem, a czasem również artystą sztuk wizualnych (przede wszystkim w zakresie obrazów ruchomych). Kiedy jestem zaangażowany w muzykę improwizowaną, którą tworzymy bez żadnych wcześniejszych instrukcji, struktur i ustaleń, możemy mówić o “muzyce free”, choć mi dużo bardziej odpowiada termin „muzyka improwizowana”.

Jedna z rzeczy, które w moim odczuciu z pewnością się zmieniły, jest obfitość materiałów i  treści zaangażowanych w grę muzyków z wielkim doświadczeniem, zebranych razem aby dokonać muzycznej wymiany z pomocą spontanicznych konstrukcji.

Jako osoba zajmująca się muzyką od lat, zacząłem doceniać oddziaływanie publiczności na proces tworzenia muzyki improwizowanej. Ostatnio zauważyłem też, że publiczność jest coraz bardziej zainteresowana tą muzyką. Są obecni jako świadkowie, i w ten sposób wzbudzają koncentrację i kumulują energię w procesie, w którym muzyka nabiera kształtu i znaczenia.

W Polsce wielu twierdzi, że muzyka improwizowana jest raczej “wymagająca” i “trudna do zrozumienia”. Czy możliwe jest zrozumienie muzyki improwizowanej? Masz do tego jakiś klucz?

Nie ma żadnego klucza, ale z pewnością liczy się tu doświadczenie. To tak samo, jak z docenianiem dobrego jedzenia, literatury lub kina. Rozwijasz swój gust jako odbiorca muzyki. Poziom muzycznego wyrafinowania zasilany jest przez doświadczenia. Niektóre z nich sprawiają radość, inne nie są już tak przyjemne. Z czasem zauważasz, że muzycy chcą podjąć ryzyko, aby stworzyć dla ciebie coś na żywo, więc twoim zadaniem jako publiczności jest podjęcie ryzyka i próba nadania temu działaniu sensu i bycia razem w tym samym momencie, dokładnie tak jak muzycy podczas grania. Koncerty dają rzadką możliwość odstawienia świata cyfrowej łączności i wkroczenia w świat dźwięku analogowego, gdzie jako słuchacz masz okazję być całkowicie obecny. Przez godzinę, nie musisz odpowiadać na żadne wiadomości czy ponosić żadnej odpowiedzialności. Samo to jest wielkim darem i okazją do refleksji i rozwoju.

Ostatnio nagrałeś album “Illuminated Silence” w trioz Izumi Kimurą. Jak zaczęła się Wasza współpraca?

Izumi słyszała mnie podczas jednego z festiwali w Szwajcarii. Wówczas grałem z jej kolegą – basistą Ronanem Guilfoyle’m, z którym dopiero zaczynałem współpracę. Niedługo potem zostałem zaproszony do Irlandii, aby uczyć w szkole nieopodal Dublinu, którą współtworzył Ronan. To z kolei ta sama szkoła, w której uczy Izumi. Wówczas dłużej porozmawialiśmy, przesłuchałem jej nagrania. Od razu było dla mnie jasne, że Izumi posiada talent do przywoływania krajobrazów poprzez swoją narracyjną, poetycką i pełną emocji muzykę. Fakt, że Izumi związana jest z interpretowaniem muzyki współczesnej i form klasycznych, pozwala jej na bardzo zaawansowaną artykulację bardzo drobnych szczegółów i muzycznych niuansów jako improwizator.

Ponadto, Izumi stworzyła okazję by sprowadzić mnie ponownie do Irlandii i wystąpić z nią w duecie. Ta współpraca wiązała się z tygodniowym okresem nieustających prób, podczas których wspólnie improwizowaliśmy zarówno w otwartej formie, jak i z ustaloną strukturą. Wówczas bardzo doceniłem jej otwarcie i ciągoty do bardzo wymagającej, ale też satysfakcjonującej muzyki, którą zaryzykowaliśmy się stworzyć, bez ustalonego wcześniej materiału. Rok później zrealizowaliśmy projekt z Barrym Guy’em. Podczas jego realizacji przebywaliśmy jako rezydenci w Tyrone Guthrie Center, a także zagraliśmy dwa koncerty i nagraliśmy album, o którym wspominałaś. 

Wswojej karierze nagrywałeś z Anthonym Braxtonem – niekwestionowanym guru muzyki improwizowanej.  Jaka jest najcenniejsza rzecz, którą zyskałeś z tej współpracy?

Pozwolę sobie nie zgodzić się ze określeiem “guru muzyki improwizowanej”, ponieważ praktycznie nie obejmuje głębi, złożoności i ludzkiego wymiaru tej wspaniałej postaci. Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że pomijam jego niespotykane zdolności improwizatorskie, które z pewnością posiada, ale to tak samo jakby nazwać go po prostu “saksofonistą”. Oczywiście to poprawne stwierdzenie, ale pomija bardzo wiele aspektów jego osoby jako artysty. Jego wkład w kluczowym momencie kształtowania się innowacyjności muzyki jest nieoceniony i potwierdza, że w muzyce rzeczywiście jest przestrzeń na kreatywność i nowatorskie rozwiązania.

Dlatego też ciężko mi sprowadzić moje uznanie dla Anthony’ego, którego znam tak długo (włączając w to 11 lat, kiedy grałem w jego kwartecie) do jednej rzeczy. Z pewnością mogę powiedzieć, że dzięki doświadczeniom z Anthonym moja samoświadomość możliwości została znacznie pobudzona. Podziwiam też jego wielopłaszczyznową logikę, brak tolerancji wobec imperatywu redukcjonizmu i niezwykłe poczucie humoru, które jest niezbędne do przeżycia i pokonania przeciwności, którym musieliśmy stawić czoła. Anthony szczerze wierzy w niesamowitą radość z bycia istotą ludzką. Jest nieocenionym darem dla nas wszystkich.

W Twojej dyskografii masz bardzo wiele albumów nagranych w duecie. Co daje ci ten format? Wolisz grać w duecie, czy w dużym zespole?

Lubię każdą okazję do tworzenia muzyki. Nie obchodzi mnie, czy będzie to projekt mały, duży, skomponowany, improwizowany, akustyczny, czy elektroniczny. Duety rzeczywiście są sporą częścią mojej dyskografii, ale z pewnością nie, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie nagrania, w których tworzeniu uczestniczyłem.
Pewnie wielu muzyków się ze mną zgodzi, że duety są najbliższą formą konwersacji, przez co są najbardziej przejrzystym rodzajem interakcji. To coś jak kwartet smyczkowy dla kompozytora. W duetach można zobaczyć lub usłyszeć siłę manifestu twórczego w prędkości, która jest zauważalna dla każdego słuchacza. Jestem zadowolony ze swoich albumów w duecie, ale chyba jeszcze bardziej cieszą mnie moje albumy solowe, który obecnie mam 6. Są bardzo istotne w mojej dyskografii.

Granie na bębnach mocno związane jest z rytmem. Ale dla Ciebie rytm to z pewnością tylko część muzyki. Jaki jest według Ciebie największy potencjał muzyczny perkusji? Jak można wydobyć z niej melodię?

Granie muzyki jest często związane z rytmem, ale gdybyśmy mieli ograniczyć się tylko do niego, bylibyśmy pozbawieni wielu możliwości. Dlatego też myślę, że należy postrzegać perkusję tak jak każdy inny instrument – w szerszych ramach. Tradycyjnie, perkusja nadawała rytm w wielu gatunkach muzycznych, lecz obecnie nie możemy sprowadzać roli perkusisty wyłącznie do tej funkcji. Już pierwsze pomysły Sunny’ego Murray’a i wielu innych muzyków nadawały perkusji wielopłaszczyznowy charakter.
Jedni zauważą kolor, jaki perkusjonista nadaje orkiestrze, albo prowadzenie melodii, tak jak robił to Max Roach – bardzo elokwentnie w swoich akompaniamentach i grze solowej. A co ze sposobem, w jaki Edward Blackwell wprowadza tak wiele niesamowitych przykładów rytmizacji, polifonii i kontrapunktu brzmień?
Jako muzyk przykładam olbrzymią wagę do tonacji i częstotliwości dźwięku. W trakcie gry w pierwszej kolejności odnoszę się do harmonii, melodii i tonalności, częstotliwości innych i mojego instrumentu. To, w jaki sposób zagram, zawsze zależy od częstotliwości innych instrumentów.

Dlaczego zdecydowałeś się na przeprowadzkę do Szwajcarii?

W Szwajcarii mieszkam od 10 lat. Dostałem tu pracę jako nauczyciel w Hohschule Luzern. Uczyłem w różnych momentach mojego życia.  W momencie, gdy otrzymałem tę propozycję byłem nauczycielem w Nowym Yorku w School for Jazz & Contemporary Music. Obecnie uczę głównie perkusji, kompozycji, improwizacji, muzyki elektronicznej, historii muzyki, a także pisania piosenek. Wydaje mi się, że znalazłem tu swoje miejsce. Jestem tu szczęśliwy, dobrze mi się tu żyje. Jestem zagorzałym pływakiem, uwielbiam też wycieczki po górach, a w Szwajcarii jestem otoczony przez piękną naturę, z której korzystam każdego dnia. Natura zawsze była dla mnie szalenie istotna w moim rozwoju duchowym i fizycznym. Oprócz tego, wspiera też moją potrzebę tworzenia.

Jakie są największe różnice pomiędzy mieszkaniem w Europie i Stanach?

Hm, właściwie to nie mieszkam w Europie. W jakimś stopniu, Szwajcaria jest innym wszechświatem wobec reszty Europy. Przede wszystkim objawia się to w różnorodności języka, przynajmniej tu, gdzie mieszkam – w niemieckiej części Szwajcarii. Bardzo to lubię. W Stanach Zjednoczonych wszyscy mówią tylko w jednym języku (czasami, w określonych miejsach hiszpański lub chiński stanowi drugi język). Sądzę, że dzięki powszechnej w Szwajcarii nauce kilku języków, ludzie stają się bardziej otwarci i elastyczni, a także bardziej zainteresowani komunikacją z ludźmi, którzy są od nich inni.

A co z improwizacją? Jak improwizują Europejczycy, a jak Amerykanie?

Nie potrafię odpowiedzieć konkretnie na to pytanie. To dotyczy po prostu konkretnych muzyków, wymyka się poza kategoryzację geograficzną.  Być może, w niektórych przypadkach Amerykanie bardziej bazują na korzeniach bluesa, tym czasem Europejczycy na tradycjach folkowych, zakorzenionych w Europie.  Ale potrafię znaleźć tak samo dużo dowodów potwierdzających jak i wyjątków przeczących temu stwierdzeniu. Jestem Amerykaninem, uczącym dużo o amerykańskich korzeniach, muzycznej identyfikacji i społecznej historii - samo to, jest już dużym krokiem, byśmy razem współdzielili nasze tradycje i historie, niezależnie od położenia geograficznego.

Nagrywanie z legendą, wspaniałe muzyczne projekty, wiele festiwali i koncertów na całym świecie. To wszystko za Tobą. Jaka jest więc Twoja definicja spełnienia artystycznego?

Nie jestem pewien, którą legendę masz na myśli. Anthony Braxton? A co z Reggiem Workmanem, Cecilem Taylorem, Derekiem Bailey, Charles’em McPhersonem, Johnem CaIem? Jestem bardzo wdzięczny za te doświadczenia, ponieważ wszystkie były wzbogacające i inspirujące. Mam nadzieję, że na swój własny sposób, poprzez uczenie i współprace z młodszymi muzykami, których spotkałem po przeprowadzce tutaj, będę w stanie przekazać dalej doświadczenie, które zyskałem przez te wszystkie lata. Chciałbym zapewnić kontynuację kreatywnego podejścia do muzyki.