Jim Baker z The Light na Pradze

Autor: 
Anna Początek
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

W środę 30 listopada w warszawskim Teatrze Academia odbył się ostatni koncert Made in Chicago i zarazem ostatni z tegorocznego cyklu Na Pradze Jest Jazz. Pierwszy raz poznański festiwal gościł w stolicy. Nie pierwszy raz w ramach Made In Chicago został zrealizowany projekt, w którym uczestniczyła gwiazda chicagowaska i polscy muzycy. A byli to: od lat znany w Wietrznym Mieście pianista Jim Baker – po raz pierwszy w Polsce – z triem klarnecisty Wacława Zimpla The Light, które współtworzą kontrabasista Wojtek Traczyk i perkusista Robert Rasz.

Teatr Academia znajduje się w loftowym zagłębiu, ale sala zapewnia kameralny nastrój. Muzycy zaczęli grać prawie w ciemnościach, w której nienerwowo płynęli. Gdy repertuar był coraz bardziej intensywny, oświetleniowcy podkreślili żywość muzyki światłem. Na początku było trochę sennie.

Spokojne frazy Zimpla, delikatne pykanie Rasza, przyhamowana dynamika i nieoczywsitość gry Bakera i chropowaty kontrabas Traczyka przynosiły muzykę sunącą powoli w nieznane. Mało tradycyjnego jazzu, więcej wolnej improwizacji, bliższej muzyce współczesnej. Jednak zespół cały czas się rozwijał, rozpalał pojawił się czasem groove, momentami fragmenty melodii oraz ogniste improwizacje. Jakby maszyna się naoliwiała i coraz bardziej się rozpędzała. Fenomenalne było porozumienie młodych Polaków z ich amerykańskim mistrzem, i nie chodzi o refleks w reakcjach. Obie strony były bardzo uważne i miały dla siebie szacunek – myślę, że to było powodem sukcesu tego spotkania, które było ich zaledwie drugim spotkaniem na scenie (nadmienię tylko, że Baker przyjechał do Poznania w sobotę, a pierwszy koncert grał z The Light we wtorek). A zaowocowało ono niemal dwugodzinnym występem, na który składały się trzy utwory (i, oczywiście, bis), z który każdy trwał około pół godziny. Rzadko słyszy się taki zapał – połączony z podziwem dla mistrza – u polskich artystów. Brawo!

Na marginesie. O Jimie Bakerze niewiele wiadomo nie tylko w Polsce, ale także w Stanach – jednakże jest to muzyk od kilkudziesięciu lat bardzo aktywny w swoim rodzimym mieście. Przez lata związany z Velvet Lounge Freda Andersona, gra i z największymi, i – cały czas – z młodymi. Porusza się nie tylko w jazzie, ale także w rocku. Poza fortepianem pociąga go elektronika. Ma nietuzinkową wyobraźnię, która jest introwertyczna, a przez to „podprogowo“ wciągająca i zaskakująca, nieefektownie magiczna. Charakterystyczne dla niego jest, że podczas gry jest zespolony z instrumentem i robi fantastycznie fotogeniczne miny.