3 Kilogramy... od Mikołaja Trzaski

Autor: 
Piotr Rudnicki
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Mikołaj Trzaska jest muzykiem pracowitym. Nie dość, że niemal bez przerwy koncertuje, co trzycztery miesiące można liczyć na kolorową kopertę z jego nową muzyką. W 2011 roku domowa wytwórnia Trzaski wyprodukowała trzy albumy. Każdy z nich zawiera muzykę odmienną, i nagrany został w towarzystwie innych muzyków, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że trójmiejski saksofonista i klarnecista ostatnio jakby złagodniał. Tam, gdzie na jego płytach jeszcze niedawno było słychać twardy, nieustępliwy ton Petera Brötzmanna, teraz królują klarnety. Alt lidera w towarzystwie Wacława Zimpela czy Pera-Ake Holmlandera nie jest już tak głośny jak dawniej. Czy to źle? W żadnym wypadku. Artysta ewoluuje i konsekwentnie podąża swoją drogą.

Czerwiec – Reed Trio – „Last Train To The First Station”

Lawina płyt Kilogramu ruszyła w czerwcu, kiedy ukazał się album „Last Train To The First Station”  stroikowego tria Vandermark / Trzaska / Zimpel. Materiał czekał na wydanie mniej więcej rok. Po wielu początkowych niepowodzeniach związanych z nagraniem udało się go wreszcie uzyskać wiosną roku 2010, kiedy Reed Trio dało koncert w zaprzyjaźnionej z Mikołajem Trzaską Nowej Synagodze w gdańskim Wrzeszczu. Dla „silnej czterdziestki”, która na koncert przyszła (do której wlicza się i niżej podpisany) „Last Train To The First Station” jest pamiątką szczególną, ale również wszyscy pozostali powinni dać się uwieść urokowi muzyki wtedy zagranej. O wyrazie albumu zdecydowała po części atmosfera domu modlitwy, ale także, a może przede wszystkim specyficzny muzyczny język każdego z muzyków. Wykorzystali oni cały arsenał środków – klarnety, saksofony od altu do barytonu po taragot. Grali nie tylko w trio i w duetach każdy z nich ma też swoją partię solową. Przy każdym utworze zmieniało się też instrumentarium, w czego efekcie muzycy stworzyli fascynującą, intymną opowieść, która nie nudzi ani przez chwilę. Okazuje się, że do uzyskania odpowiedniego rezonansu wcale nie trzeba dziesięciu. Współbrzmienie swoistej przyćmionej ekspresji, właściwej grze Wacława Zimpla, melodyjnych pasaży Mikołaja Trzaski oraz delikatnego tym razem tonu Kena Vandermarka stanowi o tym, że Reed Trio może być uważane za antynomię szaleństw i dzikości Sonore – nawet tak stosunkowo intensywny kawałek jak „Anthology Moves” (dwa barytony i klarnet) jest w porównaniu do czegokolwiek w wykonaniu tamtego tria oazą spokoju. Co prawda Ken Vandermark w notatce do albumu przyznaje, że zespół grał wtedy pierwszy raz od półtora roku, to taka przerwa nie zaszkodziła, a wręcz pomogła w uzyskaniu wyjątkowego efektu. „First Train To The Last Station” to Reed Trio w najwyższej formie. A choć w czasie, gdy płyta była nagrywana, nikt się tego nie spodziewał, ten pociąg naprawdę był ostatnim na pierwszej stacji. Bo czy można przewidzieć, jak brzmiałaby płyta nagrana po kradzieży barytonu Vandermarka?


Październik – Inner Ear – „Breathing Steam”

Powstanie formacji Inner Ear także, choć pośrednio, zawdzięczamy Kenowi Vandermarkowi. Muzycy tworzący tę grupę poznali się w 2008 roku podczas prób tentetu Resonance. Jasne było, że coś z tego będzie – i rzeczywiście: w grudniu 2010 roku Mikołaj Trzaska, Per-Åke Holmlander, Steve Swell oraz Tim Daisy zagrali trasę koncertową w Polsce. Przy okazji wizyty w Trójmieście nagrali w studiu Radia Gdańsk materiał na album Breathing Steam". Od niedawna możemy go słuchać także my.
Płyta zaczyna się uderzeniem przypominającym dawne nagrania Mikołaja z czasów współpracy z sekcją rytmiczną Petera Brötzmanna. Eksplozje takie są jednak na płycie rzadkością – większą część przestrzeni zajmują tutaj instrumenty blaszane, które operują raczej mikrodźwiękami, oscylującymi gdzieś na granicy słyszalności. Po otwierającym album
Lonely Consumer" wkraczamy w świat podmuchów, bulgotów i pojękiwań wydobywających się z puzonu Swella i tuby Holmlandera. Tutaj, aby się należycie wsłuchać w przekaz muzyków, musimy być prawdziwie czujni. Aby móc docenić te głuche, bagienne tony przyda się wrażliwość tytułowego ucha wewnętrznego. Improwizacje nabierają mocy mniej więcej po pół godzinie słuchania – muzyka nabiera intensywności, zupełnie jak gdyby panowie, do tej pory zwróceni od siebie plecami, odwrócili się i rozpoczęli rozmowę. Ostatecznie – jak długo można trwać obok siebie w ciszy... O idei, która zrodziła projekt Inner Ear, Mikołaj Trzaska mówił jako o zamknięciu się i wsłuchaniu w siebie, po to by za chwilę lepiej zrozumieć innych. Nic trafniejszego o muzyce zawartej na Breathing Steam" powiedzieć nie można.

Grudzień – Ircha Clarinet Quartet – „Watching Edvard”

Album wydano jako bożonarodzeniowy prezent „last minute”. W odróżnieniu od zeszłorocznego „Lark Uprising” „Watching Edvard” jest albumem studyjnym, nagranym w ścisłym kwartecie: jest bez gości (na poprzednim z Irchą zagrał Joe McPhee). Dalej: o ile debiut był w pełni improwizowany, tu za niektóre kompozycje odpowiadają poszczególni muzycy.
„Watching Edvard” to blisko godzinna (płyta zawiera aż 16 utworów) dawka wyjątkowej muzyki granej jednocześnie przez cztery klarnety (klasyczne Bb, basowe, a także altowe i taragot, na którym gra Wacław Zimpel) która przepływa z jednego, zwartego strumienia dźwięku, aby za chwilę pozwolić każdemu ze swoich dopływów na osobiste wycieczki. Raz współbrzmi, innym znów razem pulsuje wieloma odcieniami jednocześnie. Potrafi się rozimprowizować, przez co nie jest już aż tak kameralna jak na „Lark Uprising”, ale zawsze wraca w harmoniczy, główny nurt. Miłośnicy ciepłego tonu klarnetów nie powinni być zawiedzeni – tego typu kwartety zdarzają się w muzyce jazzowej naprawdę rzadko, a Mikołaj Trzaska, Wacław Zimpel, Paweł Szamburski i Michał Górczyński potwierdzają tu swoją klasę. Wszystko to czyni „Watching Edvard” albumem po prostu wyjątkowym.

Gdyby trzeba było powiedzieć, którą z zeszłorocznych płyt Kilogramu warto mieć, osobiście powiedziałbym: wszystkie. Ponieważ jednak zależy to od subiektywnego gustu każdego słuchacza, to:
Jeśli chcesz płyty-opowieści – wybierz Reed Trio
Jeśli posiadasz wewnętrzne ucho – wybierz rzecz jasna Inner Ear
Jeśli kochasz dźwięk klarnetu – wybierz Irchę