4 dni z Peterem Brotzmannem na 10. Krakowskiej Jesieni Jazzowej

Autor: 
Bartosz Adamczak

Można wiele napisać o Peter Brotzmannie, większość zdecydowanie już napisano, nie można obok jego postaci przejść obojętnie. Muzyka Petera Brotzmanna ma w sobie ciężar (nie chodzi tu tylko o decybele), z którym trzeba się zmierzyć. Obcowanie z jego muzyką to zawsze pewne wyzwanie, wysiłek, którego podejmują się zarówno Peter oraz jego towarzysze na scenie, jak i publiczność przed sceną zgromadzona. To wyzwanie zostało zwielokrotnione w trakcie Krakowskiej Jesieni Jazzowej gdyż Brotzmann został rezydentem festiwalu na 4 dni.

Przedsięwzięcie zostało opatrzone mianem Peter Brotzmann Special Project. Pierwszego dnia wśród muzyków znaleźli się Hamid Drake, Per-Ake-Holmlander oraz Paal Nilssen-Love. Na dwa ostatnie dołączyli Joe McPhee i William Parker. Przez cztery wieczory grali obok lidera Steve Noble, Peter Uuskyla oraz Heather Leigh grająca na pedal steel guitar. Za wyjątkiem ostatniej wymienionej wszyscy to rozpoznawalni twórcy sceny freejazzowej, którzy mieli okazje grać z Brotzmannem w rozlicznych projektach na przestrzeni ostatnich kilku dekad.

Pierwszy dzień miał najbardziej spójną formułę – wystąpiły trzy tria, najważniejszym  momentem wieczoru był zdecydowanie występ tria Peter Brotzmann – Per Ake Holmlander – Hamid Drake. Zdecydowanie zbyt rzadko gościliśmy w Krakowie tego  ostatniego, Hamid Drake swoją grą rozjaśnia każdą przestrzeń. Pulsujący rytm perkusji nadaje płynności i naturalności najbardziej karkołomnym figurom muzycznym. Holmlander chętnie sięga po swój wachlarz brzemieniowych zabaw sprawiając że masywna tuba wydaje się co rusz zmieniać kształt, ale gra też często okrągłym brzmieniem, przyjmując na siebie obowiązki kontrabasowe – głęboki blaszany ton oraz radosne rytmy przywołują gdzieś ducha Nowego Orleanu.

Warto też przypomnieć trzeci set tego wieczoru, w którym spotykają się Steve Noble oraz Paal Nilssen-Love. Panowie nie oszczędzali się, narzucając sobie wzajemnie gęstę tempo. Mocne perkusyjne uderzenie, w którym Brotzmann ze swoim szarżującym saksofonem czuje się, co wiadomo od lat, znakomicie.

Niewątpliwie pewnym novum brzmieniowym był instrument prezentowany przez Heather Leigh – pedal street guitar, który kojarzyć się może zazwyczaj z dość miałkim brzmieniem sielskiej ballady country. Heather wydobywa z instrumenty brzmienie przesterowanej, psychodelicznej gitary (to instrument bezprogowy więc dźwięk jest zawsze odrobinę “odjechany”). W grze Heather pojawiają się więc momenty ambientowego minimalizmu, ale też noise-owej ekspresji. Paradoksalnie im mniej się dzieje tym efekt jest ciekawszy – niekonwencjonalne brzmienie potrafi stworzyć ciekawe tło pod improwizacje Brotzmanna oraz pozostałych towarzyszy na scenie. Niestety jednak bardziej wymagające sytuacje improwizatorskie obnażają w grze Leigh zbytnią prostotę harmoniczną, powtarzalność, dość częste dłużyzny. Artystka potrafi dopowiadać muzyczne kwestie, ale gorzej wypada w otwartej dyskusji.
Filar rytmiczny trzymali Steve Noble oraz Peter Uuskyla co stanowi dość niefortunne zestawienie. Steve Noble zagrał mistrzowsko – z finezją, energią, precyzją, wyczuciem koloru i dynamiki. Gra Petera Uuskyli, choć potrafi być bardzo emocjonalna, wypada w bezpośrednim porównaniu na scenie dość blado, symbolem czego może być częste kurczowe trzymanie się gry na talerzach. Szkoda, że Przez cztery dni nie pojawił się na scenie duet Brotzmann – Uuskyla bo przecież nagrań w tym składzie słucha się znakomicie (podobnie przecież panowie pięknie pofrunęli razem ostatniego wieczoru gdy pozostali muzycy zamilkli na chwilę).

Na dwa ostatnie wieczory dołączyli William Parker oraz Joe McPhee. Parker, wiadomo, wielki basista, niezaleźnie od formy potrafi wydobyć z kontrabasu pięknę, głebokie tony. Rzadziej sięga po smyczek, choć wtedy dzieją się rzeczy chyba jeszcze ciekawsze – kiedy Parker gra w wysokim rejestrze, cieniując brzmienie, masywny kontrabas nabiera zaskakującej lekkości.
Joe McPhee dostarczył najwięcej muzycznych wzruszeń, w jego grze wyczuwalny jest zawsze bluesowy korzeń, ekspresja, która choć łagodniejsza w brzmieniu nie ustępuje ani odrobinę intensywnością tej Brotzmannowskiej. W chwilach największego uniesienia McPhee zaczyna krzyczeć, śpiewać do mikrofonu. Saksofon altowy Joe jest najlepszą przeciwwagą dla tenorowego grzmienia Petera Brotzmanna. Zresztą kiedy ta para staje obok siebie mają miejsce najpiękniesze chwilę tych koncertów – spotykają się w elegijnych melodiach, żarliwych bluesach i gospels (tak było na sobotnim koncercie w Manghhe oraz dzień później w Alchemii).

Pozostaje prowodyr wydarzeń czyli Peter Brotzmann. Wciąż dmie w saksofon często bez opamiętania z energią godną pozazdroszczenia, wciąż uwielbia rozpoczynać improwizacje wojowniczym okrzykiem a rozwibrowane, chropowate brzmienie poraża brutalną siłą, ale dotyczy to dawek umiarkowanych – na przestrzeni 4 dni i bez mała 10 godzin muzyki impakt takich saksofonoowych grzmotów maleje. Nie maleje jednak w żaden sposób impakt tych chwil kiedy Brotzmann, poważny mężczyzna o surowym wyglądzie, dobywa z instrumentu tony, o które wielu by go nie podejrzewało – pełne liryzmu, zadumy. Bodaj najpiękniejsza taka fraza pojawia się ostatniego wieczoru, zagrana czystym pełnym dźwiękiem, tak jakby katharsis dopełniło się. Te momenty są o wiele cenniejsze niż zmaganie się z granicą ekspresji.

Trzeba jasno powiedzieć, że nie wszystkie muzyczne odsłony podczas tych wieczorów były udane, ale były też takie, które były znakomite, być może więc nadrmiar wrażeń był konieczny by mogły zaistnieć? Czterodniowa rezydencja Petera Brotzmanna w ramach tegorocznej Krakowskiej Jesieni Jazzowej  to był prawdziwy muzyczny maraton. Nie zawsze biegło się lekko, wycieńczenie czasami dawalo o sobie znać, ale było wiele momentów bezcennej satysfakcji. I właśnie dla tej satysfakcji przecież bierzemy udział w takich maratonach.


Dla tych, którzy chcą dokładnie wiedzieć kto z kim oraz w jakiej kolejności:

Czw
set 1     Peter B, Heather L, Perter U
set 2     Peter B, Per-Ake, Hamid
set 3     Peter B, Steve, Paal

Pt
set 1    Peter B, Heather
Peter B, Heather. Steve
set 2    Peter B, Heather, Steve, Peter U

Sob
set 1    Peter B, Joe, William, Steve,
Peter B, William, Peter U
set 2     sextet: Peter B, Joe, Heaher, William, Steve, Peter U

Niedz
set 1    Joe, William, Peter
Peter B, Heather
Peter B, Joe, Steve, Peter U
set 2    sextet (skład identyczny jak w sobotę)