O'Neal's Porch

Autor: 
Paweł Baranowski
William Parker
Wydawca: 
AUM Fidelity
Data wydania: 
02.04.2002
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
William Parker – bass; Hamid Drake – drums; Rob Brown - alto sax; Lewis Barnes – trumpet

William Parker jest chyba najaktywniejszym spośród współczesnych jazzmanów. Udziela się w takiej ilości projektów, że albo zapamiętamy po nim wszystko, albo... nic. Osobiście byłbym za tym pierwszym wyjściem. Przyznam, że kiedy poznawałem jego twórczość, zwykle jego nazwisko pojawiało się w kontekście dokonań, powiedzmy, że awangardowych ("powiedzmy" dlatego, że nie bardzo wiem, czy to słowo, tak jak je zwykłem rozumieć w sztuce, cokolwiek jeszcze znaczy, zaś inne, jakie mi się kojarzy, czyli "progresywnych", niestety ze względu na skostniałe konotacje, jakie rodzi w złożeniu "rock progresywny" też nie bardzo nadaje się do wykorzystania). 

Tak, czy inaczej, większość potencjalnych słuchaczy jazzu, którzy na co dzień słuchają muzyki raczej lekkiej, łatwej i przyjemnej (bez jakiegokolwiek dezawuowania tego rodzaju muzyki i upodobań), postrzegałyby twórczość Parkera jako kompletnie nieznośną dla swoich uszu. Tymczasem William Parker wraz z muzykami znanymi zwykle z równie awangardowych poczynań, jak Rob Brown czy Hamid Drake, od jakiegoś czasu prezentuje twórczość zespołu, który funkcjonuje pod nazwą William Parker Quartet i gra muzykę, hmm.. "lekką, łatwą i przyjemną". "O'Neal's Porch" to płyta, która doskonale prezentuje tezę, że ambitniejsza muzyka wcale nie musi być pozbawiona melodii i melodyjności, że rytm nie może swingować, że poszczególne solówki nie mogą wpadać w ucho, zaś całość sprawiać po prostu przyjemnego wrażenia.

Być może jest to kwestia sekcji rytmicznej, która potrafi z rytmem zrobić wszystko, co tylko chce, a szamański Drake potrafiłby przekonać każdego, że najbardziej karkołomne metrum, najbardziej cudaczny rytm jest niczym bułka z masłem. W dodatku swingująca. Być może jednak to melodyjne i skoczne frazy Roba Browna, który nieco przypomina tutaj starych mistrzów jak Ornette Coleman, czy Jackie McLean. Nieważne. Liczy się efekt, a ten najkrócej scharakteryzować można jako muzykę z jednym z największych tap factor. Nie sposób niemal usiedzieć słuchając tej muzyki. Dla tych, którzy jeszcze będą jednak w stanie, pojawiają się możliwości analizy cudnych solówek. Te, które w mojej pamięci pozostają zawsze najdłużej, to Browna i Parkera, ale przecież każdy może mieć swoje indywidualne preferencje.

Zacząłem, że muzykę Parkera można będzie pamiętać w całości, albo wcale. Obym się mylił. Szczególnie, co do tego drugiego, bowiem pośród wielu różnych muzycznych dyscyplin uprawianych przez basistę praktycznie nie sposób znaleźć taką, którą chcielibyśmy skazać na zapomnienie. Grał awangardę - był w niej wspaniały. Zagrał mainstream i okazało się, że to jedna z najbardziej kreatywnych odsłon tego typu muzyki, jaka została stworzona na przestrzeni ostatnich powiedzmy kilkunastu lat.

1.  Purple; 2.  Sun; 3.  O'Neal's Porch; 4.  Rise; 5.  Song For Jesus; 6.  Leaf ; 7.  Song For Jesus ¾; 8.  Moon